2016-03-08, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Nieodmiennie zdumiewają mnie pomysły, jakimi sypie magistrat. Teraz będzie ożywianie Zawarcia, cokolwiek to znaczy.
Widać znudziło się LdM i magistratowi ożywianie ul. Chrobrego, bo i po prawdzie nie została ona ożywiona nawet na joteczkę niewielką. Jak było pusto, tak jest pusto. Coraz mniej ludzi tu przychodzi, bo i po prawdzie nie bardzo jest po co. Może tylko co jakiś czas zabłądzi ktoś w poszukiwaniu sklepu z herbatami i przyprawami, albo ktoś w poszukiwaniu gruzińskiego wina. I tylko tyle. Już nawet haseł nie ma – ożywiamy Chrobrego. Skończyła się akcja, bo nie wychodziło. No to po co sobie głowę tym zawracać.
No i będzie teraz ożywianie ul. Wał Okrężny. OK. Poczekam więc na propozycję, jak można ożywić tę ulicę, skoro prawie jej nie ma, bo kamienice zostały wyburzone pod przyszły-niedoszły magistrat, a na jej krańcu straszy straszliwy wyrzut sumienia, jakim jest Zawarciański Pałacyk, czyli willa Hermanna Pauckscha, była siedziba zlikwidowanego przez niefrasobliwego urzędnika Grodzkiego Domu Kultury. Najpiękniejsza pofabrykancka willa wraz z założeniem ogrodowym niszczeje pozostawiona sama sobie, a magistrat nabrał wody w usta na ten temat i milczy. Może to i lepiej, niżby miał wyplatać kolejne banialuki.
Tak więc, jak można ożywić ulicę, która w założeniu swoim miała być i była cicha, spacerowa, urokliwa, bo tuż nad rzeką.
Może rzucać jakieś takie populistyczne hasła, magistrat rozpisałby sensowne projekty na ratowanie zameczku, poszukał pieniędzy i to niemałych na kompleksowy remont, wymyślił przeznaczenie – innego niż cele publiczne sobie w tym miejscu nie wyobrażam. Podobnie zresztą jak i inni mieszkańcy mieścinki naszej.
Tak więc może mniej populizmu, mniej haseł, za którymi nic nie stoi, a więcej sensownych i rzetelnych działań.
No i z innego kątka. Ruszył remont byłego klubu Lamus. No i powiem, że smutno mnie się zrobiło, bo śliczna kamieniczka, w której była galeria, klub, w której coś się działo, a działo się dużo, zamieni się w siedzibę urzędników od konsultacji. Przyznam szczerze, że dzięki właśnie owym słynnym mieścinkowym konsultacjom, za którymi nic nie idzie, ja dostałam silnej alergii na to słowo. Mam tak bowiem, że niektóre słowa lubię, inne nie, a jeszcze innych unikam jak ognia. No i od pewnego czasu unikam jak ognia określenia konsultacje, skonsultować coś. Puste bowiem to znaczenia i nie dające żadnych dobrych rezultatów. No cóż.
A Lamusa mnie żal…
No i tylko gwoli przypomnienia. Dziś o 20.00 w Jazz Clubie zagra Joanna Marcinkowska. Pani prof. ma bardzo ciekawy repertuar. Bo i „Dziadek do orzechów” Piotra Czajkowskiego, ale i Chopin oraz Liszt. A już w piątek w Filharmonii Gorzowskiej zabrzmi Modest Musorgski i jego „Obrazki z wystawy” w wersji koncertowej. I jak dla mnie to cymes absolutny, bo „Obrazki”, a właściwie ich poszczególne części zwykle grywane są na fortepian. Jak sobie pomyślę, że „Kurczaczków” sobie posłucham w wykonaniu na orkiestrę, to nawet kolczaste słowo „konsultacje” jakby mnie mniej uwiera.
Siedziałam sobie spokojnie przy komputerze, aż tu nagle moje ucho złowiło rytmiczne odgłosy. No i się ucieszyłam. Na podwórku nie całkiem pięknym pojawiły się dzieci.