Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2025

A to już jest prawdziwy wstyd

2016-03-15, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

To, że wille niszczeją, jakoś wszyscy przełykają, ale mnie znów serce bardzo mocno zabolało, kiedy poszłam sobie obok Łaźni. Może zamiast miliona konsultacji, warto się jednak ze szkiełkiem przyjrzeć, jak to miasto naprawdę wygląda.

Co za koincydencja. W tym samym czasie ja i znany regionalista Robert Piotrowski zauważyliśmy to samo, niszczenie Łaźni, przepięknego zabytku Bauhausu w centrum miasta. Odpadają kafle pieczołowicie kiedyś odtworzone na polecenie konserwatora zabytków. Zapadają się metalowe siatki nad wsypani do węgla. Kolejne kafle pękają. A jak dodać do tego panujący nieporządek, to obraz rozpaczy gotowy. I to jest kolejny zabytek, który niszczeje w majestacie prawa. O willach Hermanna Pauckscha i Jaehnego nie wspomnę, bo przecież wszyscy pamiętają, że tam już od dawna nie trybi.

Szlag i jasna cholera, chciałby się powiedzieć, ale po co. Przecież tego i tak nikt nie usłyszy. Bo magistrat zajęty jest sobą. Kolejnymi roszadami na stanowiskach, kolejnymi konsultacjami, które tak naprawdę nic nie dają, bo i co mają dać. I jednocześnie ma się gdzieś to, co tu się wyrabia. Nie ma rzetelnego spojrzenia na miasto.

Pamiętam, jak tylko zaczynałam swój dziennikarski żywot, napisałam tekst o niszczeniu zabytków i braku reakcji na to miasta. No i dostałam odpowiedź od ówczesnego szeryfa, że to on i jego ludzie są od dbania o zabytkową substancję miasta, o miasto w ogóle, a ja jako dziennikarz to powinna pisać o czymś innym. O czym, już nie było. Mam ten kwit do dziś. I myślę sobie, że lada chwila też dostanę z urzędu podobną bumagę, bo jakoś refleksji nad stanem zastanym nie widzę. Nie widzę też pomysłu, co tu panie Dziejku dalej… No cóż.

A teraz z mego ulubionego kolejowego kątka. No i chciałoby się powiedzieć…a nie mówiłam. Znów odwleka się uruchomienia pociągu do stolicy z niedźwiadkiem w herbie. Tym razem chyba przyczyną jest sytuacja kadrowa – bo zrezygnowali z roboty, lub też musieli zrezygnować z roboty ważni prezesi i strona niemiecka znów nie bardzo wie, o co chodzi. Przekłada się to na to, że pociąg może pojedzie, ale kiedy, a to zagadka pierwszej wody. Raczej i na pewno tego nie wie nikt. Może kryształową kulę trzeba puścić w ruch? Może. Inna rzecz, że ja z uporem maniaka twierdzę, iż pociąg taki nie jest potrzebny, lepiej byłoby sensownie skomunikować miasto nad trzema rzekami z miastem księcia Jana. Bo tam wzorcowo jeździ berlińskie wahadło.

A teraz z innego kątka będzie. Zawiało mnie znów na cmentarz Świętokrzyski. Polazłam ci ja w takie kawałki, gdzie bardzo rzadko bywam. I co, i zachwyciły mnie aniołki na nagrobkach. Teraz, kiedy nie ma zielska, można je w całej okazałości zobaczyć. I tylko żal, że są w takiej nieciekawej kondycji. Bo jak człowiek uruchomi wyobraźnię, i zobaczy te rzeźby w kondycji, w jakiej powinny być, czyli białe, w słońcu, na tle błękitnego nieba, to od razu ten cmentarz zyskuje. No i znów smutna konstatacja. Jaka szkoda, że perła sztuki funeralnej rzeczywiście popada w ruinę. Kolejne takie miejsce. A w tradycji narodowej jest gadanie o poszanowaniu cmentarzy. Szkoda tylko, że widzimy taką Rossę, Łyczaków, Monte Cassino, a nie widzimy cmentarza Świętokrzyskiego. Bo nawet magistrat nie dał kasy na systematyczne koszenie…. Fakt, nie jest to miejski cmentarz tylko parafialny. Ale to zabytek i to nie lada jaki, a w obowiązku miasta jest o zabytki dbać. Tak wynika z ustawy. Lepiej wydać bańkę na fiestę miejską, niż 23 tys. zł w skali roku na wykoszenie zielska. No cóż, że powtórzę. Poczekam na lepszą pogodę i pójdę sobie tam raz jeszcze pofotografować owe aniołki, bo przy lepszym słońcu może będą odrobinkę lepiej wyglądać.

Ps. Dziś 80 urodziny obchodzi kolejka linowa na Kasprowy Wierch. A piszę o tym dlatego, że zwyczajnie lubię góry, Tatry kocham najbardziej na świecie, a kolejką pierwszy raz w życiu jechałam, kiedy miałam więcej niż 30 lat i na hali Gąsienicowej szlag trafił moje kolano. Na dół jechałam, dla jasności obrazu.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x