Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2025

Spotkanie z kimś, kto rozumie architekturę

2016-03-17, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Jak dla mnie informacja dnia. Dziś w miasteczku gości ciekawa osoba. Dziennikarz, ale też i człowiek, który czuje architekturę. No i pisarz. Jak nie macie pomysłu na popołudnie, to jak w dym do MOS.

Gościem jest Filip Springer. Dziennikarz, publicysta, autor pięciu książek. Wszystkie one związane są w pewien sposób, dla mnie dość oczywisty, dla innych niekoniecznie z architekturą, to szczególnie szlachetną nauką, która godzi w sobie czystość nauk ścisłych. Bo wszak trzeba umieć tę belkę przeliczyć i wybrać dla niej miejsce, jak i szaleństwo nauk nieścisłych, bo piękno całości nie poddaje się arytmetyce. Na tym, moim oczywiście zdaniem, polega urok i piękno architektury. No i dziś spotkanie z taką osobą, która chyba podobnie myśli. O 18.00 w Miejskim Ośrodku Sztuki spotkanie z autorem takich książek jak: „Miedzianka. Historia znikania”, „Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL”, „Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach”, „Wanna z kolumnadą. Reportaże o polskiej przestrzeni” „13 pięter”.

Wszystkie one o architekturze w ten lub w inny sposób mówią. Hansenów odkryłam dzięki niemu. Kolumnada i wanna świetnie się wpisuje w klimat „Wrzasku w przestrzeni” mego guru Piotra Sarzyńskiego z „Polityki”. Każda z tych książek jest szalenie ciekawa i warta czasu. Ja natomiast jestem ciekawa, czy pan Filip Springer miał będzie chwileczkę czasu, aby popatrzeć swoim mocno wyczulonym okiem na naszą rzeczywistość. No to, na tę mieścinkę i dać diagnozę. Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby tam być i zwyczajnie posłuchać. Bo interesuje mnie to ogromnie. Dodam tylko, ja się na architekturze nie znam. W sensie jej tworzenia. Ale szalenie lubię, przeczytałam sporą bibliotekę na ten temat. Widziałam wiele. Jakoś nie mam problemów z odczytywaniem stylów na podstawie tego co, widzę. Ponadto obrzydza mnie kilka rzeczy – gargamelizm polski, pasteloza, reklamoza, sułtanizm pałacykowy w wydaniu pewnej nacji, narodowa mieszanka stylistyczna oraz serwilizm architektów wobec klientów. Dlatego ciekawam bardzo jestem tego spotkania. Powtórzę, dziś o 18.00. Jak dam radę, to będę. Bo w mieścince naszej mamy to wszystko. Tę dziwną polską wariację stylistyczną, która polega na tym, że klient ma pieniądze i chce dworek, a architekt, nie ubliżając szlachetnym kolegom uprawiającym ten szlachetny zawód, zamyka oczy i uszy oraz mózg i robi coś koszmarnego. Nie trzeba daleko szukać. Wystarczy na opłotki mieścinki się wybrać. Tam na niektórych osiedlach oczy bolą patrzeć na to, co jest. Otwartym tekstem powiem, jagodowa elewacja, lwy gipsowe – nie jest ważne, te skrzydlate weneckie, lub te nieskrzydlate lwowskie na płotach to nie jest dobry znak. No cóż.

W każdym razie ja na to spotkanie chcę się wybrać i trochę sobie po nim obiecuję.

A teraz z innego kątka. Będą poidełka szkolne. Wodociągi fundują. No i super. W końcu będzie jak w USA. Albo jak w Italii. Tam wszędzie poidełka są w przestrzeni publicznej, nie tylko szkolnej. I jak dla mnie najfajniejsza rzecz taka oto jest. Dobra to jest woda. Można ją pić. Bez gotowania. Pierwsi poprosili o poidełka uczniowie II LO. Awangarda znaczy. Wiedzą, o co proszą.

A ja poproszę o takie jedno w samym centrum, gdzieś obok rzeźbki Christy Wolf. A może nie, bo jakieś wandalstwo zniszczy. Ale mentalnie chciałabym, aby tam poidełko miejskie stanęło… Chciałabym bardzo. Z prostego powodu bym chciała. Bo w Rzymie takie poidełko uratowało mi życie. Znalazłam się nagle w tym centrum świata, w Romie, bez pieniędzy, bez okularów słonecznych, bez niczego. I jak człowiek potrafi przeżyć bez okularów, jedzenia i czegoś tam jeszcze, to nie potrafi bez wody. Nie potrafi… A w Rzymie takich poidełek i studni wiele jest. Więc…

Ps. Dziś dzień świętego Patryka. Patrona Irlandii, tej zielonej wyspy święto jest. Jakby kto nie pamiętał, to św. Patryk jest patronem wyspy, bo ocalił Irlandię od węży, bo tak chce legenda. Prawda jest taka, że głosił Ewangelię, był mądrym i dobrym dla Irlandczyków. Cały celtycki świat, choć to sprzeczność natury kulturowej i religijnej, tego dnia ustraja się na zielono i pije zielone piwo (którego de facto nie ma). Tak więc, pomyślmy o estetyce, napijmy się piwa i podziękujmy św. Patrykowi, że mu się chciało na tę wyspę zataśtać i tam dużo dobrego zrobić.

Lig sé a bheith, to po irlandzku, niech będzie. Niech będzie zielone święto.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x