2016-03-22, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Kiedy weszłam do gabinetu szeryfa, oniemiałam na moment. Wszystko się tam zmieniło i to na korzyść. Nowy gabinet to minimalizm w czystej postaci.
No i super. Gabinet szeryfa wygląda jak podobne na zachodzie, znane mi oczywiście tylko z jakichś medialnych pokazów. Szaro-brązowa barwa, brak jakichkolwiek ozdób, proste meble – no jak dla mnie zmiana jakościowa niezwykła. Piszę o tym, bo to właśnie w tym gabinecie spotykają się ważni goście. I ten gabinet teraz robi niesamowite wrażenie. Może na mnie takie duże, bo ja lubię minimalizm, nie lubię falbanek i tiurniurek oraz innych durnostojek. Podobnie jak wzorzystych tapet na ścianach, tapiserii i innych barokowych putt oraz słynnych aniołków robiących zawrotną karierę.
Tak powinno być – jasno, czysto, skromnie i przejrzyście.
A teraz z innego kątka. No nie, to jeszcze nie rewitalizacja czy przebudowa starej willi Jaehnego. To nakazane przez konserwatora konieczne zabezpieczenia ślicznego mimo wszystko fabrykanckiego domu. Ale jak fama się znów dowiedziała, lada chwilka, lada momencik jednak przebudowa się zacznie. To kwestia niedługiego czasu. No i bardzo dobrze, bo na chwilkę obecną, to żal ściska, kiedy się patrzy na niszczenie takiego obiektu. Ale ja t o w kółko powtarzam, więc to nic nowego. Jeszcze tylko trzeba zadbać o pozostałe zabytki i już będzie pięknie… Marzenia to jednak są.
No i z jeszcze innego kątka. Rewitalizacyjnego. Nie udało się w konkursie. Nie będzie pieniędzy na rewitalizację, tych pierwszych. Kiedy rozmawiałam z panem doradcą szeryfa do tych spraw, przekonał mnie do samej idei. Tym bardziej, że ja tam mieszkam, na tym obszarze, który ma być rewitalizowany. Więc szkoda jednak, że się nie uda, że tak naprawdę to rewitalizacja i to nie w sensie społecznym, ale budowlanym przeprowadzana będzie w Dobiegniewie, bo tam pójdą ministerialne pieniądze. U nas nie. Być może magistrat znajdzie jakąś kasę, ale raczej w to wątpię. Pytanie zatem, co teraz. Myślę, że na tę chwilę nikt za bardzo w magistracie nie wie. Poczekamy zatem chwilkę niedługą i po święcie jajkowym zapytamy, co dalej panie Dziejku…
No i z innego jeszcze kącika, mnie bliskiego. Otóż pewna grupa ludzi w mieścince na S. w widłach Obry i Warty oburzyła się na to, że jakaś speckomisja odebrała lwu herbowemu koronę i tylko klucz został. No i wyruszyli na lokalną wojenkę. O tyle ciekawą, że to chyba jednak ludzie mają rację, a nie speckomisja. Lew w herbie mieścinkowym zawsze był koronowany, miasto prawa miejskie i lokację otrzymało z rąk królewskich. No w każdym razie mieścinkowi zapowiedzieli walkę na śmierć i życie. I to jest dopiero wojna… Nie o posady, nie z głupotą ludzką, nie o jakieś racje dziwne, tylko o koronę dla herbowego lwa. Trzymam kciuki.
Siedziałam sobie spokojnie przy komputerze, aż tu nagle moje ucho złowiło rytmiczne odgłosy. No i się ucieszyłam. Na podwórku nie całkiem pięknym pojawiły się dzieci.