Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2025

Dobrze służy oddalenie, choćby na chwilkę

2016-03-30, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Nasza mieścinka lubi się uważać za centrum świata i okolic. Aby nabrać dystansu w spojrzeniu, warto od czasu do czasu gdzieś pojechać i pooddychać innym powietrzem.

U nas wszędzie asfalt i kotki brukowe, bo przecież jest dyktat samochodziarzy nad pieszymi. I jak są dziury i tym podobne atrakcje, to zaraz larum panowie szlachta, niczym przed potopem szwedzkim. A w Europie, nawet tej bliziutkiej jest tak, że dba się o stare. I nawet średniowieczne bruki oraz drożynki wąziutkie jak tasiemeczki w centrum miasta jakoś nikomu nie przeszkadzają. Co więcej, są powodem do dumy.

W mieścince naszej wszystko, co stare, najlepiej rozebrać do gołych fundamentów, a potem tam coś nowego zbudować. Najlepiej cóś pięknego. A w Europie, nawet tej bliziutkiej, właśnie stare jest pieczołowicie odnawiane, dmucha się i chucha na stare, bo to skarb i identyfikacja, skarb, który przyjeżdżają oglądać ludzie z daleka i bliska. No cóż.

W mieścince naszej nie do pomyślenia jest wejście do jakiegokolwiek lokalu z psem czy innym czterołapim przyjacielem człowieka. No bo jak, pan i władca będzie obiadek spożywał w towarzystwie merdającego ogonem Azorka, który należy do kogoś innego? No wszak nie uchodzi, bo Azorki to …, no właśnie, co? Co Azorki? Owe Azorki natomiast nikomu nie przeszkadzają w Europie, nawet tej bliziutkiej. Co więcej, kelnerzy sami z siebie przynoszą owym Azorkom wodę w misce, bo stworzenie może być spragnione. Przetrenowałam to kilka, ba kilkanaście razy ostatnio w różnych miejscach w owej bliziutkiej Europie i ciągle nadziwić się nie mogę, że jednak można. Zresztą te psy w Europie to jakieś takie bardziej przyjacielskie są, jakoś nie szczekają i nie rzucają się na tych smyczach. Jakaś inna cywilizacja, czy co?

No i po ostatnie. O czystości na ulicach i w lasach nie wspomnę, bo to standard. I dlatego, jak się przekracza zachodnią granicę, od razu razi w oczy wszystko. Owszem, tam w tej bliziutkiej Europie też można spotkać coś na kształt bałaganu, nieporządku, ale zdarza się to raczej jako incydent. Natomiast u nas incydentem jest porządek. O paciagach paskudnych do maksa szpecących domy nie wspomnę, bo i po co. Chyba już tylko mnie przyprawiają o odruch obrzydzenia, bo wszyscy inni się z tym pogodzili. Szkoda.

I tak to właśnie jest. Uwielbiam jeździć do Niemiec, fascynuje mnie ten kraj coraz bardziej. Choć po niemiecku umiem jedynie z gracją powiedzieć Guten Tag. Ale zwyczajnie nie lubię przekraczać tej magicznej granicy, której już prawie nie ma. Zderzenie mentalności, podejścia do wspólnego, do pracy, do drugiego człowieka powoduje, że ma się ochotę zostać w Niemczech. Może to za sprawą Marcina Lutra i Katarzyny von Bora, jego żony, tak to jest?

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x