Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2025

Zaglądanie w podwórka może przynieść zaskakujące doznania

2016-04-23, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Podwórka, klatki schodowe, części miasta schowane za coraz szczelniejszymi bramami kryją tajemnice. I to całkiem ciekawe. A czasami takie, że prawie na płacz się zbiera.

Mnie się zbiera od lat, kiedy tylko mam okazję zajrzeć na podwórko kamienicy przy ulicy Drzymały. Kiedyś to były biura kurii gorzowskiej. Teraz to jest podwórko Liceum Katolickiego. Pamiętam, jak pierwszy raz tam poszłam, to była służbowa wizyta, u ówczesnego biskupa Józefa Michalika, hierarchy kościelnego. Po krótkiej audiencji wyszłam dość mocno potłuczona emocjonalnie. No cóż, ale jak schodziłam do poziomu ziemi, to dane mi było zerknąć na podwórko i zobaczyłam… Zobaczyłam przepiękna inscenizację stylizowanej architektury mauretańskiej.

Szczęściem potem miałam okazję nie raz być w tym miejscu i myślałam sobie, że dobrze się ma. Bo przecież grzechem podstawowym jest niedbanie o taki cymes. No i trzeba było zdjęć Igi i Wojtka Krajników, aby się przekonać, że nie, nikt nie zadbał, podwórko się sypie. Zwyczajnie nie uwierzyłam, że popularny „katolik” nie zadbał. A przecież to podwórko, ta stylizacja na architekturę mauretańską to taki cymesik, to taka rzadka jakość, że powinnością wielką było o nią zadbać. To taki cymesik, że tylko chwalić się nią należy, brać kasę za focie ślubne w tej scenerii i wysyłać znaki, że mamy coś takiego, czego nikt w długim promieniu nie ma.

Polazłam tam sobie krótką chwilką. Polazłam, przekonałam pana ciecia, żeby mnie wpuścił, bo ja tylko rzucę okiem i tylko się ucieszę. No i rzeczywiście rzuciłam okiem, ale wcale się nie ucieszyłam, bo na płacz z bezsilnej złości na takie straszliwe zaniedbania mnie przyszło.

To kolejne miejsce, o które nikt nie dba, bo spory kompetencyjne – prawda, jak pięknie to brzmi – powodują, że nie wiadomo, kto ma zadbać. Bo czy wydział edukacji – no nie, bo wszak podwórko mauretańskie to nie edukacja. ZGM – no też nie, bo wszak to edukacja. Konserwator zabytków – no też nie, bo to jednak nie zabytek.

Nie ma w mieście, nie tylko naszym dodam, komórki interdyscyplinarnej, która zajmowałaby się takimi miejscami. Takimi podwórkami, takimi klatkami schodowymi, bo w mieście jest taka jedna mauretańska. Komórka, która wyszukiwałaby takie miejsca. Dbałaby by o nie, podrzucała informacje do różnych innych komórek – do wydziału kultury, bo coś sensownego można tam zrobić, do działu promocji, bo można tam coś pokazać i wypromować, do działu inwestycji, ale i konserwatora, aby owe dwa się spotkały i zastanowiły, jak można.

Zaakcentuję, to nie jest przypadłość tylko mieścinki naszej, to ogólnie bolączka polskich mieścinek i innych dziurek, że nie udaje się sprząc działań właśnie w takich przypadkach.

Szkoda wielka, szkoda tym bardziej wielka, że sypie się naprawdę coś, co można uratować i to za spory, choć jeszcze do ogarnięcia grosz. Do ogarnięcia w skali kasy miejskiej. No i jakżesz ja bym chciała, aby tym razem jednak się udało. Bardzo bym chciała, aby uratować stylizowane mauretańskie podwórko. Bo w przestrzeni od miasta-stolicy potężnego kraju z niedźwiedziem w herbie do mieścinki naszej z dumnym czerwonym brandenburskim orłem z koniczynkami w szponach czegoś takiego nie ma. NIE MA.

Nie mam złudzeń. Nie uda się, jak w przypadku pofabrykanckich willi, jak w przypadku Schodów Donikąd, jak w przypadku willi Herzoga, jak w przypadku Czerwonego Spichlerza, jak w przypadku kamienicy przy ul. Łokietka 17, jak w przypadku kamienicy po byłym Lamusie i tak dalej, i tak dalej.

Celowo pomieszałam obiekty. Nie ma bowiem znaczenia, czy właścicielem jest magistrat, znaczy my wszyscy, którzy tu mieszkamy, czy też to własność jest prywatna. Ważne jest, aby zadbać o spuściznę, o przeszłość. Wiem, baję bajki niemożliwe… Szkoda.

I z innego kątka. Nasza Wysoka Rada zastanawia się i coraz bliższa jest uchwaleniu takiego miejscowego prawa, że ważne są dla nas, Rady, Urzędu, mieszkańców wyroki Trybunału Konstytucyjnego, które dzięki netowi są znane, ale nie ma ich w oficjalnych kwitach papierowych albo netowych. Idziemy za Łodzią i Warszawą. I dobrze. I tak trzymać.

A swoją drogą, nigdy nie myślałam, że w niepodległej, wywalczonej i hołubionej Polsce przyjdzie mi znów cieszyć się na myśl o obywatelskim nieposłuszeństwie wobec demokratycznie wybranej władzy. Nie ma wojny, nie ma stanu wojennego, a jednak. A jednak obywatelski niepokój o to, co się wyczynia. A wyczynia się okropecznie źle i okropecznie nie po myśli wielu ludzi. Ciekawe, ile to potrwa jeszcze…

Ps. Trwa w mieścince naszej Architectour, warto się przyjrzeć. Ja znów znikam.. Ale spojrzę na efekty. Zobaczymy. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x