2016-04-25, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Nie jestem ksenofobką, nie mam uprzedzeń. Ale widok kilku młodych, silnych i swobodnie zachowujących się mężczyzn kroczących środkiem chodnika w naszej mieścince trochę mnie zaniepokoił.
A było tak. Właśnie sobie wróciła z zaaodrzańskiego kraju, gdzie znów łaziłam po cudnych uliczkach wybrukowanych kocimi łbami i tak sobie w myśli odtwarzałam te widoki. Ale także i te, że gdzieś tam w zaaodrzańskim kraju szerokim łukiem ominęłam grupę mężczyzn o śniadej cerze i mówiących głośno w języku, który zidentyfikowałam jako arabski. Po co się narażać – pomyślałam wówczas. No i tak sobie spokojnie szłam w mieścince naszej, aż tu nagle zonk – przede mną pojawiła się jakby ta sama grupa mężczyzn, też śniadych, też młodych, też mówiących głośno i swobodnie we własnym narzeczu.
Czyżby imigranci dotarli i do nas? – pomyślałam. Ale zaraz naszła mnie konstatacja, że to chyba jednak nie imigranci, bo dobrze ubrani, bo bez kompleksu obcości, bo swobodnie się zachowujący, bo była z nimi młoda kobieta. Może to diaspora turecka, która od jakiegoś czasu mieszka i pracuje w mieścince? W końcu ja ani tureckiego, ani arabskiego nie znam, więc języki z tamtego obszaru można pomylić.
Ale z drugiej strony – jeśli to jednak imigranci, to oni, ci mężczyźni, wcale na uciekinierów z krajów ogarniętych wojną nie wyglądali. Co więcej, co tacy młodzi ludzie mieliby szukać w naszej mieścince? Przecież ich powinnością winna być walka o swobodę swego kraju. No i tak sobie debatując w myśli dotarłam do własnego domu. Ale myślenie o dziwnej grupie jakoś nie dawało mi spokoju. Pogadałam więc z przemiłą znajomą, która kazała mnie sobie odpowiedzieć na pytanie – a czy ty wzięłabyś do siebie kogoś z tych imigrantów? Masz odpowiednie mieszkanie, więc? No właśnie, i w tym momencie wyszło, że jednak jestem ksenofobką, bo takich młodych i rozgadanych oraz dobrze wyglądających to nie, ale może jakąś kobietę… Trudna sprawa. Bardzo trudna. W każdym razie w mieścince naszej można coraz częściej spotkać właśnie takich mężczyzn oraz noszące chusty na arabską modłę młode kobiety. Pozostawiam więc pytanie otwarte: czyżby i u nas zamieszkali już imigranci?
No i z innego kątka. Nie było mnie na 70-leciu Osterwy, bo łaziłam po krętych i brukowanych uliczkach w zaodrzańskim kraju. Pooglądałam sobie w necie różne relacje, poczytałam u różnych zaprzyjaźnionych autorów i po pierwsze to gratulacje dla wszystkich nagrodzonych, bo praca w teatrze ciężka jest, czasami coś nie wyjdzie i jest problem, bo złośliwi pisarze i pisarczyki dawaj ujeżdżać jak nie powiem, o po czym. Ja ze swojej strony tylko powiem – następnych 70 i kolejnych 70 lat. I tak od czasu do czasu chciałby się zobaczyć spektakl, w którym jednak kurtyna pełni rolę kurtyny – to taka drobna złośliwostka.
No i z trzeciego kątka. Dziś dzień świadomości zagrożenia hałasem. Szczególnie serdecznie i szczególnie mocno dedykuję ten dzień wszelkim producentom hałasu właśnie – motocyklistom, quadziarzom, właścicielom gruchotów udających rasowe bryki i słuchającym w owych gruchotów ogłuszającego umpa, umpa, sąsiadom słuchającym na full disco polo…. Oraz wielu, wielu innym. Hałas zabija, tylko wolno i podstępnie.
Ps. Dziś w książnicy wojewódzkiej o 17.00 debata o zasadności likwidacji Placówki Dziennego Wsparcia. Wśród zaproszonych jest pewien radny. Ciekawe, czy ten bardzo młody człowiek przyjdzie i czy odszczeka pewne swoje słowa, bo ani wiek, ani doświadczenie, ani wiedza nie powinny mu pozwolić na ich użycie.
Siedziałam sobie spokojnie przy komputerze, aż tu nagle moje ucho złowiło rytmiczne odgłosy. No i się ucieszyłam. Na podwórku nie całkiem pięknym pojawiły się dzieci.