2016-05-04, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Amfiteatr, Stary Rynek, park Wiosny Ludów, Teatr… Parę jeszcze innych miejsc wydaje się godnych świętowania dnia Konstytucji 3 Maja. Wszak święto godne, podniosłe, patriotyczne… No takie, jakie teraz wszyscy prawdziwi Polacy świętować lubią.
A tu zonk, a tu zaskok. Sama byłam maksymalnie zaskoczona. Bo do tego, że w nieopodal położonej gminie z Ludzikiem siedzącym na szkole świętują lub generalnie się bawią cały czas na przystanku kolejowym, przywykłam. Jako że jeżdżę często na tej linii, zwykle mnie nie dziwi, że ślady po imprezie widzę. Potłuczone butelki, puste puszki po piwie, resztki po chipsach i innych na już przekąskach. No jakoś tak często bywało i bywa.
Ale do tego, że nagle stacja Zamoście, czyli już mieścinkowa, tuż za mostem, też będzie dobrą miejscówką do imprezy, to się nie spodziewałam.
A było tak. Wracałam po dość długiej niebytności w mieścince z mieścineczki nieopodal. Siedziałam sobie w dość wypełnionym szynobusie i już w Zieleńcu coś było nie tak. Jakiś pan się szwendał po torach. Mocno niewyjściowo wyglądał, więc się współpasażerstwo mocno gapiło i deliberowało, czegóż oto ta dusza tu poszukuje.
A jak dojechaliśmy na Zamoście, to już było wiadomo. Po jednej stronie torów siedziało sobie pewne towarzystwo wielce zasobne w trunki oraz przekąski. Trunki typu piwo i nalewki, przekąski typu chipsy. No i komentarz był taki – impreza jest. Ale impreza była też i po drugiej stronie torów. Też trunki puszkowe i chipsy. I też komentarz – no i tu impreza.
Jednym słowem, najlepsze miejscówki na imprezy to stacje kolejowe. Bo i co jakiś czas pociąg, znaczy szynobus przejedzie, bo do sklepu otwartego w święto blisko, więc czemu nie. Zabawa jest. I jak dla mnie na tym ów zonk polega. Bo nie wolno pić alkoholu w sferze publicznej, bo nie wolno pić alkoholu na dworcach kolejowych, bo ponoć sklepy zamknięte. Jedna wielka banialuka.
Inna dobra miejscówka, to Schody Donikąd. Bo jak tylko bagaż swój porzuciłam, natychmiast poleciałam właśnie do Schodów, aby się kolejny raz osobiście przekonać, że impreza tam jest. No i była. Choć nie wolno, bo Schody lada chwileczkę, lada momencik – parafrazując pana Zygmunta Kęstowicza - się zawalą i będzie taka piękna katastrofa, jaką sprokurował mój ulubiony Grek Zorba (nie mylić z tańcem, Zorba to imię, taniec to sirtaki). No i zmierzam do pointy – ulubione miejscówki do fiesty to nie szacowne miejsca, ale te dziwne.
Ale serio mówiąc, coś okropnego się dzieje, że właśnie tam, w takich kompletnie nieoczywistych miejscach dla imprez imprezy właśnie się dzieją. Pal sześć Schody. Ale dworce czy stacyjki kolejowe to zwykle wizytówka tych miejsc, do których docieramy. To one na dzień dobry pokazują, dokąd dojechaliśmy. I jak podróżni na dzień dobry widzą bardak po imprezie, albo imprezujących z piwkiem i chipsami tubylców, to myślą sobie źle.
A wiem to stąd, że jak sto i więcej lat temu przyjechałam pierwszy raz do Katowic, wysiadłam na strasznym dworcu i widziałam okropne cuchnące miejsce z ćpunami jak z filmu „Skazany na bluesa”, to się bałam. Szczęściem, ktoś wówczas na mnie tam czekał. Ale na długo Katowice dworzec kojarzył mnie się z takim okropnym miejscem. Dziś Katowice to piękne miejsce, dworzec bezpieczny.
I żeby była jasność, nie, nie jestem za karaniem, pisaniem mandatów i coś w podobie. Jestem za tym, aby służby zadbały, aby dworce i stacyjki dobrze wyglądały. Może wystarczy obecność kogoś w mundurze, napomnienie, ale nie opresja. Opresja, czyli karanie i spisywanie to ostateczny krok.
Jednak coś trzeba zrobić, żeby od pierwszej chwili ci nieliczni podróżni, którzy tu docierają, ci tak zwani turyści, nie musieli się dziwić, zniesmaczać i coś na kształt. Bo i po co?
No i na końcu. Dworce, przystanki kolejowe nie są dobrymi miejscówkami, bo nigdy nie wiadomo, czy nagle po tej nieużywanej nitce kolejowej nie pojedzie jaki pociąg, albo drezyna… I po co wówczas z wrzaskiem i przerażeniem z miejscówki uciekać? Po co się narażać na kalectwo? To po pierwsze. A po drugie. Bywa zimno. Po co narażać się na anginę lub inne straszne choroby? No po co? Ja nie lubię. W obu przypadkach nie lubię.
No i z drugiego kątka. Ale tylko tytułem zapowiedzi. Będą rewitalizacje podwórek… Zaniedbanych na Nowym Mieście i Zawarciu. Najpierw się dowiem, czy to nie hasło i wrócę do kwestii.
Ps. Umarł arcybiskup Tadeusz Gocłowski. Miał 84 lata. Był metropolitą gdańskim. Nie jestem wierząca. Ale w pamięci mam, ile dobrego ten światły i mądry człowiek zrobił dla tego kraju. Katolicki ksiądz… Zapaliłam świecę.
Siedziałam sobie spokojnie przy komputerze, aż tu nagle moje ucho złowiło rytmiczne odgłosy. No i się ucieszyłam. Na podwórku nie całkiem pięknym pojawiły się dzieci.