2016-06-30, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
A to za sprawą Aliny Czyżewskiej, która zakładała ruch Ludzie dla Miasta i od jakiegoś czasu prowadzi krucjatę przeciwko magistratowi.
Jak co środę nabyłam sobie „Politykę”, mój ulubiony tygodnik. I zaczęłam przeglądać, aby sobie ustalić priorytety czytania. Zawsze zaczynam od tekstów dwóch autorów – Piotra Sarzyńskiego i Daniela Passenta. Ale tym razem złamałam utarty schemat, kiedy doszłam do tekstu „Kobieta ze stali” autorstwa Ewy Kalety o Alinie Czyżewskiej właśnie.
Przeczytałam i cóż. Cały kraj czytający mądre gazety dowiedział się, że szeryf wyniesiony do władzy przez ruchy miejskie niemal natychmiast ten ruch porzucił i zaczął sprawować władzę w taki sposób, jak poprzednik. Tyle tylko, że poprzednik jakoś żon sponsorów na wysokich stanowiskach nie zatrudniał, to jedno. Miał być dialog z mieszkańcami w ważnych sprawach, a go nie ma... I tak dalej, i tak dalej. Ale najważniejsze jest to, że Alina walczy z dziwnymi dotacjami dla Stali Gorzów. I jak się okazuje, ma w tym punkcie bardzo wielu zwolenników.
W sumie świetnie, że znów media piszą o mieście, ale szkoda, że znów generalny wydźwięk jest negatywny. Inna rzecz, że jak kto z miasta nie jest, to za bardzo jakoś kontekstów różnych nie chwyci. No cóż..
A teraz z innej mańki. Zmieniły się władze szpitala oraz rady nadzorczej. O komentarzach, jakie się pod informacją w różnych mediach społecznościowych pojawiły, nie wspomnę. Bo raczej się nie nadają do powtarzania. Mnie tylko dziwi, że są pewne osoby, które się na wszystkim znają. Nie jest ważne, kultura, promocja, informacja, zarządzanie szpitalem... Może jeszcze na lotach kosmicznych i paru innych rzeczach. A może to tylko moje ograniczenie myślowe, bo ja twierdzę, że geniuszy, którzy się na wszystkim znali, w historii było paru zalewie, w tym taki Leonardo da Vinci, ale i on sam o sobie tak nie myślał. Zaszczytny tytuł przyznali mu potomni. No cóż.
No i z kolejnego kątka. Na Chrobrego pojawiły się wielkie drewniano-metalowe kubiki. No i ze znajomymi zachodziliśmy w głowę, co to może być. Bo mogą to być kwietniki nowej generacji, czyli wandaloodporne oraz maksymalnie utrudniające życie złodziejom kwiatów z miejskich gazonów. Ale równie dobrze mogą to być wielkie donice do wkopania w ziemię, w których pojawią się nowe drzewa. Pożyjemy, zobaczymy… A jeśli chodzi o nowe elementy ozdobne, to na kwietniku naprzeciw katedry pojawił się rower, tak, tak, taki duży biały rower. Pewnikiem też kwietnik jakiś to będzie.
Ps. Dziś o 17.00 otwarcie wystawy „Żartownik Lengrena”, czyli Profesor Filutek i Filuś. To coś niebywałego, zwłaszcza dla starszych, którzy pamiętają jeszcze „Przekrój” z dawnych lat. Krakowski tygodnik zaczynało się czytać, przynajmniej ja tak miałam, od ostatniej strony, od profesora Filutka właśnie. A potem te różne śmiesznostki, które też tam były. Dopiero potem przechodziłam do tego, co w środku. A było co czytać. W każdym razie, jak kto chce sobie poprawić humor, to jak w dym do starej, ślicznie odremontowanej bibliotecznej willi. Na pewno będzie zabawnie.
Siedziałam sobie spokojnie przy komputerze, aż tu nagle moje ucho złowiło rytmiczne odgłosy. No i się ucieszyłam. Na podwórku nie całkiem pięknym pojawiły się dzieci.