2016-11-04, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Nadzwyczaj rzadko zdarza mnie się pisać słowa pochwały lub wdzięczności wobec urzędników miejskich czy jakichkolwiek. Ale tym razem inaczej zwyczajnie nie można.
To była błyskawiczna akcja. Zaledwie chyba dwa dni temu poszła w eter informacja, że miejsce pochówku Edwarda Jancarza nie jest opłacone. Zaległość sięgnęła czterech lat. Ktoś tę informację wrzucił do sieci i reakcja internautów była błyskawiczna. – Zrzucimy się i będzie po sprawie – pisali i deklarowali zarówno kibice, jak i fan club Stali, ale też i inni ludzie.
Tym razem jednak społeczne gremia wyprzedzili urzędnicy gorzowskiego magistratu. Sami się błyskawicznie zorganizowali, zebrali grosze oraz złotówki i opłacili grób wielkiego żużlowca. Powiem tak. Zaskoczenie moje było i jest wielkie. Bo zwyczajnie nie sądziłam, że urzędników, o których zwykle się myśli z lekka źle, stać na taki gest. Bo wysupłać grosz z własnego portfela zwykle trudno jest. Sama zamierzałam napisać dziś, że trzeba się złożyć. Sama miałam zamiar zadeklarować jakieś 10 zł na ten cel. Zresztą nadal deklaruję. Miałam zamiar zaapelować o akcję. A tu proszę. Już nie trzeba. Już sprawa załatwiona jest.
Wielkie, wielkie słowa uznania, wielkie ukłony za takie podejście do tej drażliwej materii. Bo to naprawdę bardzo rzadko, albo po prawdzie wcale się nie zdarza. A tu masz, nie babo placek, ale tort rokokowy. Znaczy szacunek państwo urzędnicy. Szacunek i słowa uznania.
No i niech mnie teraz znów ktoś przekona, że żużel i jego ikony to jednak coś dziwnego. Jakiś wydumany quasi-sport, jeżdżenie w beczce, który nie łączy ludzi, nie buduje poczucia wspólnoty. No niech. Ta akcja udowadnia, że jednak tak nie jest. Okazuje się oto, że i żużel, ale i jego ikony potrafią połączyć i to nawet w tak materialny i wymierny sposób, jak spontaniczna, mam nadzieję, zbiórka na opłacenie miejsca ostatecznego pochówku Eddy’ego.
A tak przy okazji, to może warto się zastanowić i utworzyć coś na kształt funduszu społecznego na takie cele. Bo jestem głęboko przekonana, że to nie tylko casus grobu Jancarza. To także i inne groby. Wybitnych, zasłużonych dla tego miasta ludzi. Groby, o które już nikt zadbać nie może, bo nie ma krewnych, nie ma rodziny. Ale niehonorem by było, aby popadły w niepamięć i zniszczeniu. Może to dobry moment, aby się zastanowić i pomyśleć, jak ten problem rozwiązać. Na wielkich i znanych cmentarzach prowadzone są społeczne kolekty na takie cele, na opłacenie miejsca, ale i na naprawę nagrobków. My w mieście nad trzema rzekami nie mamy już spuścizny niemieckiej…. Mamy tam bowiem fontannę i park. No cóż. Tak się stało i przykro. Ale mamy za to Żwirową oraz Cmentarz Świętokrzyski. I zaczynamy stawać wobec prostej prawdy. Wielu znakomitych i wybitnych dla tego miasta obywateli spoczywających na tych nekropoliach nie ma już nikogo, kto by zadbał o miejsca ich ostatecznego miejsca spoczynku, że powtórzę. Dlatego może warto się zastanowić nad pewnym regularnym rozwiązaniem tej kwestii. Ja jestem za. I deklarowane 10 zł na opłacenie miejsca pochówku Edwarda Jancarza przekażę na ten cel. Tylko kto się tego podejmie?
W każdym razie, urzędnikom szacunek.
No i z innej mańki. Bo się za mańką stęskniłam, za co pana prof. Bogdana Kunickiego przepraszam. Wiem, wiem, knajacki język. Ale… W każdym razie okazało się, że ludzieńki z miasta nad trzema rzekami dostrzegły reklamozę, czyli nadmiar nagromadzenia reklam w różnych miejscach. Mówienie o wielu reklamowych tablicach, potykaczach i innych nośnikach informacji o firmach, firemkach i firemeczkach jako o reklamie jest mocnym nadużyciem, ale jednak one są. No i chyba wszystko zmierza do dobrego finału, czyli do uchwalenia prawa miejscowego, które będzie regulowało, jak i w jaki sposób znaki reklamowe mogą się pojawiać, jak to ma wyglądać oraz jak je eksponować.
Już jakiś pokaźny czas temu pisałam, że podobne prawo miejscowe uchwalili rajcy stołecznego miasta ze smokiem w znaku. Tam się to udało i wszyscy są szczęśliwi. Nie są natomiast mieszkańcy innego stołecznego miasta z syrenką w herbie, bo tam cały czas się nie udało.
Ja w każdym razie trzymam kciuki za nas, za gród, który się Sierotkom oparł, co w XV wieku wielką sztuką było, że i teraz tej reklamozie da radę. Oj bardzo mocno trzymam. O zarazie pt. reklamoza napisał wiele tekstów mój guru redaktor Piotr Sarzyński z „Polityki”. Osobny rozdział poświęcił temu, tfu, zjawisku w swojej książce „Wrzask w przestrzeni” – mojej ważnej, bardzo ważnej książki, którą zawsze mam w zasięgu wzroku. Ja ją przeczytałam, jedna moja przemiła znajoma też, zresztą stanęła na rzęsach i uszach swego czasu, żeby pana Piotra do miasta naszego sprowadzić, z sukcesem dodam. Może i kto jeszcze przeczytał? A może zwyczajnie ludzi zmęczył ten natłok badziewia udającego reklamę? No w każdym razie mam nadzieję, że jakiś porządek nastąpi. Oj dobrze by było.
Ps. A teraz odrobina prywatnych rzeczy, za co przepraszam, ale jednak czasem trzeba. Jakoś tak mam, że nie pamiętam o ważnych datach. Bo cyfry, bo liczby, świat kompletnie niestyczny z polskim krasnoludkiem niewielkim. I tu zaskok. Przemili znajomi pamiętali. No i od wczoraj jestem dumną, DUMNĄ posiadaczką rysunku Andrzeja Gordona. To już trzecia praca w mojej kolekcji… Ojoj, kolekcji… prac najwybitniejszego artysty, który mieszkał i tworzył w tym mieście. Nigdy nie myślałam o kolekcji, bo skąd mnie kolekcjonować cokolwiek, sztukę tym bardziej.
Ale kalendarz pokazuje, że zbliża się dzień nieświętej Renaty, więc przemili już teraz obdarowali mnie rysunkiem Andrzeja Gordona. Z okazji tego dnia nieświętej Renaty oraz Witolda. Byłam maksymalnie zaskoczona oraz maksymalnie wdzięczna i takoż wzruszona. Biografistka Andrzeja Gordona ma bowiem bardzo dużo prac ukochanego artysty w formie zdjęć. A od wczoraj ma trzy, trzy prace uczynione Jego ręką. No zwyczajnie szczęśliwa jestem, bo nigdy nie myślałam, że będę miała aż trzy. Przemiłym serdeczne dzięki. No i biografistka myśli sobie, że chyba ta miłość do prac ma sens. Bo artysty nie znała, choć raz osobiście Go widziała. I tylko tyle. A ma teraz aż trzy prace! U siebie w domu. Wystarczy zatem włączyć płytkę z muzą Milesa Davisa, wziąć do ręki kubek z dobrą herbatą, taką z Azerbejdżanu i się zwyczajnie na kolekcję gapić. Na trzy prace… Bo to już kolekcja jest. Szczęście jest.
Ps.2. Zaczyna się weekend. O tym, co się dzieje, w generalności można przeczytać w naszym portalu w zakładce Kultura. Jako że nie ma sensu powtarzać, dodam tylko, dziś o 17.00 w Małej Galerii GTF wspomnienie trzech miast, które krótko były w składzie województwa gorzowskiego. Dziś znów w zachodniopomorskim. Ale warto się przekonać, jak wyglądają. Mnie uwodzi Barlinek, bo to perła. Oczywiście mogę się mylić. Trzeba się samemu przekonać, więc do Małej należy zawitać. Na wernisaż, albo i później. Bo wystawa wisieć będzie jakiś czas.
Są skrawki ładnego w mieście, między innymi właśnie to miejsce do takich należy. I dobrze jest się napatrzeć, bo potem już nie ma na co.