2016-12-07, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Nosorożec znaleziony na budowie S3 wróci do miasta nad trzema rzekami. Nie wiem, co się muzealnikom stało, że zmienili zdanie, ale zmienili.
A było tak. Jakoś latem pojechałam na S3, bo naukowcy znaleźli prawie kompletny kościec nosorożca sprzed 100 tys. lat. Znalezisko na skalę europejską. Lokalni miłośnicy historii i dziwadeł różnych szalenie się ucieszyli, bo coś takiego to skarb. No i zaczęli szukać miejsca, gdzie tego nosorożca można byłoby godziwie pokazywać. Wyszło, że w Muzeum. Ale ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, muzealnicy tą razą jakoś nie byli zaciekawieni tym znaleziskiem, czego z kolei nie rozumieli pasjonaci historii i dziwadeł różnych.
Uczony pan doktor tłumaczył mi, że wcale się nie dziwi, bo takie znaleziska winny być pokazywane w muzeach paleontologicznych, czy jakichś innych gromadzących takie starożytne kości. Pozwoliłam sobie mieć odrębne zdanie, bo uważam, że miasto nad trzema rzekami jakimś wielkim organizmem z mnóstwem instytucji wystawienniczych nie jest. I skoro coś takiego się znajduje, ewenement na skalę europejską, to takowe kości przekuć winno się w złotówki szczodrze do kasy muzealnej płynące z kieszeni maksymalnie zaciekawionych widzów.
No i jednak coś się stało, że muzealnicy zmienili zdanie i nawet zapowiadają otwarcie osobnego gabinetu dla nosorożca owego, kiedy on już w końcu po rozlicznych badaniach do nas zjedzie. No i dobrze. Skoro nie przychodzą ludzie oglądać Kolekcji Arsenału, to może choć starutkiego nosorożca przyjdą zobaczyć. A przy okazji i Arsenał im w oko wpadnie. Kto wie.
A teraz z drugiego kątka. Coś jakoś mocno filmowe zrobiło się miasto. Bo i film o Edmundzie Migosiu powstał, lada chwila premiera filmu o czasach stanu wojennego w mieście, potem znów jakiś film i kolejny. No po prostu jakby się worek rozwiązał. No i bardzo dobrze. Znaczy się, ludzie uwierzyli w siebie, widzą dookoła ciekawe rzeczy, chcą je pokazywać. Pisać to trochę trudno bywa, jak się kto lepiej czuje z kamerą, a teraz to chyba wszyscy się lepiej czują z aparatem czy kamerą, więc dawaj.
Obejrzymy, dlaczego nie. Bo to zawsze ciekawe doświadczenie. Zresztą uczciwie trzeba dodać, że miasto pojawia się także w literaturze, ostatnio najczęściej za sprawą Iwony Małgorzaty Żytkowiak, pisarki z pobliskiego Barlinka, bo ona regularnie wydaje swoje kolejne powieści, zresztą jako jedyna w regionie ma stałą umowę z Wydawnictwem Pruszyński. Tak wic miasto stało się medialne. No i dobrze.
A teraz z kątka, o którym było wczoraj. Czyli o lipach na Kostrzyńskiej będzie. Powiem tak. Nie podobają mnie się różne zadziałania władz miasta. Nie mnie jednej. Ale jeśli dojdzie rzeczywiście do wycinki tych lip, to będzie to zwykłe barbarzyństwo i to ogromnego wymiaru. Przemyślałam sobie sprawę raz jeszcze, poleciałam tam się pogapić i z mocą mówię – barbarzyństwo. Nie wierzę, że nie można nic w tej sprawie zrobić. Zwyczajnie nie wierzę. I jak dla mnie jest to kolejna naprawdę wielka sprawa, kiedy władza pomija ludzi. A nie tak miało być.
Ps. Nie będzie, bo jakoś lipy na Kostrzyńskiej przesłoniły mi inne rzeczy….
Mamy to szczęście, my melomani, że do naszej Filharmonii zaglądają najlepsi. Kolejny raz się składa, że w Konkursie Chopinowskim wystąpi aż dwóch muzyków, którzy byli i będą u nas.