2016-12-20, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
To taki ładny symbol. Symbol, który łączy różnych ludzi, różne kraje. Po raz kolejny dotarł do miasta nad Wartą i to znów za sprawą harcerzy.
Pamiętam, kiedy pierwszy raz światełko dojechało do miasta. Siedziałam wówczas w hufcu ZHP i pomagałam udzielać informacji, skąd i jak można je sobie zabrać. I byłam dziwnie wzruszona, choć sama za bardzo nie wiedziałam, dlaczego tak jest. No i już od lat tak się dzieje, że światełko przybywa do miasta, harcerze ze Związku Harcerstwa Polskiego przynoszą je uroczyście do magistratu, dzielą się nim z każdym, kto je zechce w swoim domu.
Tak też stało się i teraz. Znów druhowie przynieśli światełko do magistratu, po prawdzie do biblioteki, bo tam obradowała wczoraj Rada Miasta. I to jest właśnie ładne, że choć na chwilę nawet zwaśnieni ze sobą zawieszają na chwilkę owe waśnie. Bo to światełko ma taką moc. Najpierw w symboliczny sposób pojednało różne odłamy skautingu i harcerstwa, bo niebiegli w temacie może nie wiedzą, iż różnych związków harcerskich i skautowych w kraju naszym jest sporo, w samym mieście przynajmniej dwa. I choć akcja dzielenia się światłem to w kraju naszym dzieło Związku Harcerstwa Polskiego – najstarszej organizacji harcerskiej, ale dołączają się do niej także druhowie i druhny ze Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej, ale i ze związków katolickich, bo i takie są.
Warto wiedzieć, że akcję zapoczątkowały w 1986 roku Austriackie Radio i Telewizja w Linzu, jako działanie charytatywne na rzecz dzieci niepełnosprawnych i osób potrzebujących. Dzięki udziałowi w niej skautów akcja szybko objęła prawie całą Europę. Światło co roku przywożone jest z Betlejem do Wiednia właśnie przez austriackich skautów, gdzie w katedrze przekazywane jest skautom z sąsiednich krajów. Następnie sztafetą trafia do najdalszych zakątków kontynentu.
W Polsce akcję od 1991 roku prowadzą harcerze z ZHP, którzy odbierają Betlejemskie Światło Pokoju od skautów słowackich na przejściu granicznym Łysa Polana w Tatrach. Potem po uroczystej mszy świętej odprawianej w Kaplicy Betlejemskiego Światła Pokoju zlokalizowanej na terenie Schroniska Górskiego ZHP Głodówka światełko trafia do wszystkich chorągwi, hufców i drużyn harcerskich, a za ich pośrednictwem do mieszkańców miast i wsi. Betlejemskie Światło Pokoju z rąk harcerzy uroczyście przyjmuje m.in.: prezydent RP, prezes Rady Ministrów, marszałek Sejmu i prymas Polski. Polscy harcerze przekazują Betlejemskie Światło Pokoju również do wschodnich sąsiadów – do Rosji, na Litwę, Białoruś, Ukrainę. Czasami na zachód Niemiec i na północ Danii.
Jak kilka lat temu byłam w Betlejem. Trafiłam na bardzo rzadką chwilkę, kiedy w Bazylice Narodzenia Pańskiego poza duchownymi czterech religii, jacy tam na stałe rezydują, było może czterech innych turystów i ja. Stałam wówczas w zadumie u wejścia do Groty Narodzenia Pańskiego. Przez głowę przelatywały mi dziesiątki myśli związanych z tym miejscem, a wśród nich była też i taka, że właśnie za sprawą światełka Betlejem było w moim domu znacznie wcześniej, aniżeli ja sama osobiście w tym miejscu.
Bazylika wygląda jak kurnik, kto tam był, przyzna mi rację, ale jednak potęga znaczeniowa tego miejsca powodowało, że jakoś owo przykre wrażenie nikło. A kiedy zeszłam do groty, długo patrzyłam na płonące świece. To stamtąd ten ogień, ogień pokoju przyjeżdża do Europy. I tylko chichotem historii jest to, że Betlejem dziś leży w Autonomii Palestyńskiej, którą od Państwa Izrael odcina wysoki mur i przejścia graniczne pilnowane przez strażników z długą bronią. I niektórzy mają naprawdę duży problem, żeby tam wjechać albo stamtąd wyjechać. Ja tam spędziłam kilka dni.
Jakoś nie lubię murów i granic.
A teraz z innej mańki, bo mańka jest tu jednak najlepszym określeniem. Otóż chyba nie trzeba pisać dobrze o tym, co się dzieje na poligonie czołgowym, czyli na placu nieprzebudowy ul. Walczaka. Bo po światełku w tunelu, czyli obecności kilku maszyn pracowicie dziabiących w ziemi i przesypujących piasek czy inne kruszywo z kąta w kąt, znów zapanowało nicnierobienie. Kompletnie nie rozumiem logiki tego, co tam się dzieje, a raczej znacznie częściej nie dzieje.
Jakoś dziwnie w tym wszystkim wygląda miasto, a właściwie władze. Bo co i rusz ktoś tłumaczy, że już, że za chwilkę, za momencik… A tu już nie już, nie za chwilkę, nie za momencik, tylko tak naprawdę nie wiadomo kiedy. No cóż. Jak powiedziała jakiś czas temu pewna polityczka – taki mamy klimat (choć ja uważam, że akurat w tamtej sytuacji miała milion procent racji).
Ps. Dziś mija 464 rocznica śmierci Katariny von Bora. Była katolicką mniszką, która dała się porwać najpierw myśli Marcina Lutra, a potem została jego żoną. Dla mnie jest ona przede wszystkim światłą kobietą, znakomitą organizatorką życia wielkiego reformatora religii i kimś, kto w tamtych czasach, wybitnie niesprzyjających kobietom, udowodnił, że bez kobiet to jednak nawet tacy myśliciele i reformatorzy, jak Marcin Luter, zwyczajnie sobie nie radzą. Rodziła dzieci, pilnowała domu, zarabiała pieniądze. Organizowała wszystko. A jak chcą niektórzy, być może okaże się to faktem, miała przemożny wpływ na myślenie swego męża. Szkoda, że antysemityzmu mu z głowy nie wybiła, ale cóż, nie wszystko się udaje. Kiedy stałam w Wittenberdze przy jej rzeźbie, to myślałam sobie tak: Kaśka, dzięki za wszystko.
A pomnik wygląda tak i według mnie jest zwyczajnie piękny:
Mamy to szczęście, my melomani, że do naszej Filharmonii zaglądają najlepsi. Kolejny raz się składa, że w Konkursie Chopinowskim wystąpi aż dwóch muzyków, którzy byli i będą u nas.