Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Dionizego, Nadziei, Zofii , 15 maja 2025

No i znów ożywił się Tuptuś…

2017-03-04, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

A już miałam nadzieję, że durne hasła pójdą precz. Bo rzecz nie w idei naprawy chodników, ale w mocno głupiej nazwie.

Jestem jak najbardziej za remontami chodników. W końcu jako istota spieszona głównie po nich się w miastach różnych, w tym w moim przysposobionym, poruszam. No i drażnią mnie różne dziury i dziurki. Oraz nagłe zapory w postaci progów, niezrozumiałych dla mnie garbów i czymś w podobie. I tylko ręce się do oklasków składają, kiedy się czyta zapowiedzi kolejnych remontów właśnie chodników. Truizmem będzie powtarzać, że to rzecz nader wielce potrzebna. Ale po co nazywać te plany głupawymi hasłami. A za takie mam owego Tuptusia. Onegdaj dawno, będzie rok temu, nie tylko ja obśmiałam infantylną nazwę na wielce użyteczny program. Również znani ludzie w mieście głos w tej sprawie zabrali. Też im się ten infantylny Tuptuś mocno nie spodobał.

Przypomnę tylko, że tuptusie to mocno pogardliwa etykietka na osoby uzależnione mocno od alkoholu. Bo one tak tuptusiają. To prywatny język terapeutów uzależnień. Tuptusiają też malusie dzieci, takie które dopiero uczą się chodzić. I to ładna dla odmiany nazwa jest.

Ale nazywać poważny program naprawy chodników mianem Tuptuś dowodzi jednego. Znów powtórzę za swoim wywodem sprzed roku, dowodzi głuchoty językowej na polszczyznę.

Język nasz rodzimy bowiem ma tak, w przeciwieństwie choćby do angielskiego czy niemieckiego, że tworzy n możliwości stosowania spieszczeń i zgrubień. Jedne i drugie stosowane bez umiaru, bez wyczucia, mogą prowadzić i bardzo często prowadzą do śmieszności. A śmieszność to rzecz najgorsza. Odbiera powagę rzeczy, sprawia, że rzecz staje się niewiarygodna, a na pewno nie jest traktowana poważnie. No jak poważnie można traktować plan, który się nazywa Tuptuś? No zwyczajnie nie można.

Podobnie jak nie można było traktować poważnie tych strasznych maskotek, typu Gorzuś czy Eluś. To pierwsze straszydło trochę postraszyło i w końcu jednak zniknęło. To drugie, takie skrzyżowanie cebuli z Teletubisiem, zaistniało na chwilkę, a potem zaginęło gdzieś w zakamarkach korytarzy Urzędu Marszałkowskiego. I tylko na śmieszność wystawiło kilkoro wysokich urzędników, którzy to brzydactwo usiłowali bronić.

Miałam nadzieję, że i Tuptuś podzieli losy tych maskot. A jednak nie. Będziemy więc mieli ważny program, społecznie potrzebny i ze wszech miar godny uznania pod mocno, moim zdaniem oczywiście, głupawą i odbierającą powagę temu, nazwą. No cóż.

A teraz z drugiego kątka będzie. Ciepło przyszło. Miasto zapowiada, że zaczynają się nasadzenia kwiatów na miejskich skwerach. Ja się cieszę bardzo. Lubię patrzeć na bratki i te inne, których nie rozpoznaję z nazwy, ale ładne są. No i przy tej okazji najszła mnie taka oto konstatacja, że znów będę sobie chodziła obok miejskich gazonów i znów będę patrzyła na wyrwy, na braki. Bo nagle ktoś ze stałych, zasiedziałych z dziada pradziada w tym mieście obywateli uzna, że te bratki i te inne kwiatki lepiej będą wyglądać w jego prywatnym ogródku, aniżeli w gazonie miejskim. Więc sobie zabierze. W końcu to nasze wspólne jest. A skoro nasze, to i moje. Projektuję oczywiście sytuację na przyszłość niedługą. Ale moje doświadczenie mi mówi, że znów tak będzie. Znów magistrat wyda poważną kwotę na kwiaty, a znów się znajdzie ktoś, i to nie jeden, który zapragnie te kwiaty, nasze wspólne, miejskie, przesadzić do własnego ogródka.

Może to mocno niepopularne będzie, ale owo przesadzenie do własnego ogródka, nie wiem, jak wypielęgnowanego, to zwyczajna kradzież. I dajcie wszelkie bogi, aby tak nie było. Mój prywatny dżin z czarnego imbryka do herbaty lata po domu, słucha ze mną ballad Fryderyka Chopina i uprzejmie zwraca uwagę, że kradzież to chyba za mocne słowo oraz skąd ja wiem, że tak się stanie i tym razem. Na co ja mu uprzejmie zwracam uwagę, że skoro tak dzieje się w mieście od lat wielu, na pewno od przełomu demokratycznego, co to mieliśmy się stać w pełni dorosłym społeczeństwem obywatelskim, a tak się nie stało, to można projektować i ten zły scenariusz się znów spełni. No cóż. No ja tak mam, że zwracam na te drobiazgi uwagę.

I z ostatniego kątka. Warta nam rośnie. Przybiera. Ale marzec jest, więc może już nam nic z tytułu wiosennego przyboru wody w rzece i innych rzekach nie grozi. Ale kto tam tak naprawdę wie, co rzeki zamierzają? Monitorować trzeba i już. Ja mam tak, że na Wartę, jednak moją rzekę życia patrzę z lubością. Co ona wyczyni, ciekawym jest. Inna rzecz, jak ludzie, którzy ujarzmiać ją chcą, będą się zachowywać. Szczęściem, znów nie ma tych poskramiaczy za wielu. Bo to trudna sprawa, człowiek versus rzeka. Łatwiej gadać o polityce. Gadać jest określeniem zamierzonym.

Ps. W sobotę Kaziuki. Dzień św. Kazimierza, patrona Wilna, tego kompletnie niekorowanego, ale ważnego miasta w Koronie. Kaziuki w Teatrze Osterwy się odbywają. Tylko przypomnę, że o 17.00 w Teatrze Osterwy odbędzie się koncert Polskiego Zespołu Artystycznego Pieśni i Tańca „Wilia”. To w ramach obchodów tradycyjnych Kaziuków, święta szczególnie bliskiego sercom wilniuków, którzy po II wojnie światowej zjechali do Gorzowa. Kaziuki to święto obchodzone od stuleci w Wilnie, w dniu patrona miasta św. Kazimierza. W Polsce Kaziuki obchodzone są od czasów przełomu demokratycznego w 1989 roku, od tego czasu także gorzowska społeczność raduje się w to święto i do wspólnej radości zaprasza też i tych, co Wilno znają z wycieczek.

Ale to też i dzień imienin mojego przyjaciela, śp. Kazimierza Furmana. Kazimierz zawsze zapraszał w tym czasie do siebie, do domu. Bywali tam wszyscy. Kazimierz celebrował, gotował, cieszy się z gości. I jak już był bardzo chory, to też imieniny wyprawiał. Inna rzecz, że inni gotowali. To już osiem lat, jak Go nie ma. Tu z nami. Jak powiedział dawno temu jeden z moich ulubionych poetów – Dla każdego z nas ta sama noc. Ale ja się cały czas nie pogodziłam z tym, że w tę noc odszedł tak szybko Kazimierz. Cały czas mi Go brakuje. Ile razy idę do Jazz, siadam w tym samym miejscu i czekam, że przyjdzie. Nie ma. Dla nas wszystkich ta sama noc. Tylko, cholera jasna i wszystkie inne okropności, dlaczego akurat w tym wypadku tak szybko ta noc przyszła…

Kazimierz, dobrych imienin tam na Niebieskiej Łące, przy Niebieskim Stoliku Numer Jeden…. Kusztyczek za ciebie… oj, może nie.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x