2017-03-08, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
No i mamy powrót do pomysłu poprzedniego szeryf, który planował takie coś już dawno. Teraz ma to być nowy budynek.
O budowie centrum przesiadkowego mówiło się już dość dawno temu. Kiedy plany ujrzały światło dzienne, tradycyjnie pomysł skrytykowano. Bo niby miasto za małe na takie coś, nie jest potrzebne takie miejsce i coś tam jeszcze, czego dokładnie nie pamiętam. A teraz proszę, nie tylko centrum ma być, ale jeszcze w innym, takim bardzo bogatym kształcie.
Jako człowiek spieszony i korzystający głównie z transportu publicznego lub uprzejmości znajomych z samochodami, bardzo się cieszę, że plan jest. Mam nadzieję, że uda się go wcielić w życie i projekt w miarę szybko oraz sprawnie zostanie zakończony. Bo to wygodne jest dla podróżnych, kiedy nie muszą latać z walizami z jednego do drugiego dworca albo na tramwaj. A wystarczy się przyjrzeć, jak dziś wygląda dworzec PKP czy dworzec PKS i dojście do najbliższego przystanku komunikacji miejskiej. Trudno po tych obrazkach byłoby się domyślić, że to dworce w wojewódzkim mieście, co władza i nie tylko władza lubi podkreślać. Ale dla porządku domu warto jednak pamiętać, że pomysł wyszedł od poprzedniego szeryfa. Bo zaczynam mieć niejasne podejrzenia, iż łatwo zaczynamy zapominać, kto co temu miastu przydał.
W każdym razie, jakby pomysł wypalił i takie centrum powstało, byłoby super.
A teraz z innego kątka. Miły znajomy nie ustaje w swoim upamiętnianiu zasłużonych mieszkańców miasta. Po tabliczce na Zaułku Gordona, na bloku, gdzie mieszkał Zdzisław Morawski przyszedł czas na kamienicę, w której mieszkał Bolesław Kowalski. Ale miły znajomy, nauczony smutnym doświadczeniem z tablicą dedykowaną właśnie poecie, nie zawiesił jej już, tylko postanowił zapytać wspólnotę mieszkaniową o zdanie. Na pewno pomysłowi przyklaśnie Monika Kowalska, córka poety, ale mam nadzieję, że i inni nie będą mieli nic naprzeciwko. W końcu to fajna sprawa mieszkać w kamienicy, w której lata spędził właśnie Bolo, jak wszyscy Kowalskiego nazywali.
I w tym miejscu przypomina mnie się moja rozmowa z radną MBB, która w niedawnej rozmowie, umieszczonej zresztą na naszym portalu, stwierdziła, że magistrat powinien takie pomysły, właśnie taki, prospołeczne i w pewien sposób edukacyjne, w lot chwytać, a pomysłodawcę, może nie na rękach nosić, ale wspierać i mu pomagać. No i ja się z radną w całości zgadzam. Bo to, że ludzie miewają różne, czasami nawet i głupie pomysły, to prawda. Ale kiedy pojawia się taka jednak interesująca, to naprawdę warto podchwycić i zwyczajnie wspomóc. Tym bardziej, że jak się okazuje, koszt całego przedsięwzięcia jest tak naprawdę niewielki. Ale to nie jeden człowiek z własnej kieszeni powinien za te tabliczki płacić, a jednak magistrat, który powinien, powtórzę, powinien jak najszybciej pomysł podchwycić.
No i raport z poligonu czołgowego, odcinek nie wiem, który, bo nie numeruję. Otóż wczoraj przed ósmą rano było tam cicho i spokojnie, jak w jednej z piosenek Edwarda Stachury. Ale już o 16.00 ten stan się zmienił. Czereda robotników w odblaskowych kamizelkach się tam uwijała, stała jakaś ogromna ciężarówa, coś się mocno działo. I nawet moi stali rozmówcy na temat bezruchu i nicnierobienia w tym miejscu byli tym faktem zaskoczeni. – No pani redaktor, może rzeczywiście ku dobremu zmierza – usłyszałam (inna rzecz, że przemili rozmówcy jakoś nie przyjmują do wiadomości, że żadnym redaktorem nie jestem, a zwykłą bajkopisarką i autorką złośliwców). Ale jak tam chwilkę razem staliśmy i się zgodnie w niejakim zadumieniu na ów rejwach gapiliśmy, przyszedł moment otrzeźwienia. – E, nie, to jakaś ściema. Dajmy sobie czas, dajmy czas – usłyszałam, po czym zgodnie wszyscy się rozeszliśmy. Panowie dyskutanci na plac Staromiejski, ja w kierunku domu własnego. Ale uczciwie trzeba przyznać, że coś na rzeczy jest, a w każdym razie było. Wczoraj było.
No a teraz garść informacji z kąteczka mnie najbliższego, czyli z kulturalnego.
Otóż już dziś o 17.00 w Muzeum Lubuskim im. Jana Dekerta historyczka Monika Kowalska (nie mylić z dyrektor kina Helios) opowie, jak wyglądało życie w mieście w czasach pionierskich, czyli tuż po zakończeniu II wojny. To ciekawy moment w historii, bo zmieniła się państwowość, wymieniali się ludzie, budowała się nowa jakość państwowa. Co prawda, tutejsi mają znakomite świadectwo tych czasów w postaci powieści Natalii Bukowieckiej-Kruszony „Rubież”, którą dość dawno temu wydało Archiwum Państwowe z notą krytyczną dr. hab. Dariusza Aleksandra Rymara. Trochę tropów można też znaleźć w książce dr hab. Beaty Halickiej „Polski Dziki Zachód”, zresztą mocarnie skrytykowanej przez wybitną polonistkę i autentyczną pionierkę Weronikę Kurjanowicz (tekst w najnowszym „Nadwarciańskim Roczniku Historyczno-Archiwalnym”, tom nr 23, Gorzów Wielkopolski 2016, „Spostrzeżenia świadka historii po lekturze książki Beaty Halickiej pt. »Polski Dziki Zachód«”, ss.285-292). Ciekawym może być spojrzenie kolejnego historyka na ten temat.
A drugim wydarzeniem, które warto wspomnieć, będzie koncert zatytułowany „Dla Elizy”, jaki zagra kwartet Straordinario w składzie: Miłosz Wieliński – I skrzypce, Agnieszka Wenda – II skrzypce, Wiktor Rudzik – altówka, Katarzyna Winkiewicz – wiolonczela. To kwartet muzyków Filharmonii Gorzowskiej, którego liderką jest Katarzyna Winkiewicz. Koncert o 18.00 w Filharmonii, na afiszu same cymesy, bo i tytułowa kompozycja Głuchego Geniusza, ale i „Wiosna” z „Czterech pór roku” Rudego Księdza, ale i Wagnerowskie „Walkirie”, ale i Claude’a Debussy „Dziewczyna o włosach jak len”. Oczywiście wszystko w transkrypcji na smyki, bo kwartet smyczkowy jest. Liderka zapowiada, że będą niespodzianki, a będą. No i jeszcze garsteczka biletów została, więc jak kto nie ma pomysłu na wieczór, specjalny skąd inąd, to jak w dym do FG powinien lecieć i ukochaną kobietę na koncert zaprosić.
A tu można sobie posłuchać „Dziewczyny o włosach jak len” w świetnym wykonaniu Lang Langa https://www.youtube.com/watch?v=jGSZPRk6aXA. To tak, jakby kto się bał, że Bóg wie czego ma słuchać.
Zabulgotało na wieść o tym, że sam słynny Starbucks przybywa do miasta. Już widzę te kolejki po kawę i ciastka owsiane.