Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Dionizego, Nadziei, Zofii , 15 maja 2025

Znów bardzo silny nasz akcent będzie na Woodstocku!

2017-03-09, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

To jedna z lepszych informacji dnia. „Po dwóch koncertach Orkiestry Filharmonii Gorzowskiej na Przystanku Woodstock (2012, 2014), przyszedł czas na trzecią odsłonę muzycznych możliwości tego młodego, ambitnego zespołu – tym razem w towarzystwie The Dead Daisies. Zaintrygowani? Bądźcie z nami w Kostrzynie nad Odrą podczas 23. Przystanku Woodstock!!!” – tak napisała FG na swojej stronce na FB.

Dla mnie to fantastyczna informacja. Bo tam pracuję, znaczy w FG, i z tego jestem zwyczajnie oraz szalenie dumna, nawet bardzo. A po drugie, cenne jest to, że Jurek Owsiak docenia Orkiestrę. Bo zaszczytem jest występować na scenie największego festiwalu pod chmurką w Europie. I jest to opinia absolutnie nie moja, ale muzyków, którzy w Kostrzynie goszczą. Ponieważ jeżdżę na Przystanki, nie mam problemów, żeby z kimś pogadać, udało mnie się kilka razy właśnie pogadać z artystami. I oni wszyscy mówią jednym głosem, że właśnie tak jest. A jak się weźmie pod uwagę fakt, że WOŚP nie płaci honorariów, a daje przysłowiową miskę zupy, to takie słowa są najlepszym dowodem tego, co naprawdę dobre kapele myślą o samym Przystanku i o Jerzym Owsiaku. Ja myślę tylko dobrze i tylko bardzo dobrze.

Pamiętam, jak kilka lat temu na Przystanek przyjechali niemieccy neofaszyści z Frankfurtu nad Odrą. Specjalnie ich obserwowałam (spotkałam ich wcześniej we Frankfurcie podczas jednej z polsko-niemieckich imprez). U siebie to oni butni byli. Natomiast na Przystanku ich buta gdzieś stopniała. Nawet się dobrze bawili, nie było mowy o żadnej zadymie, choć planowali – wiem to od nich. Taki klimat ma Przystanek. Taki, że nawet zwykłe półgłówki z Niemiec, a za takich mam neofaszystów, nagle stają się normalnymi chłopakami, którym udziela się ten bezmiar dobrych energii.

A skoro przy Przystanku jestem, to przytoczę i taki obrazek. Kiedyś siedziałam sobie tam w ogródku piwnym. Obok mnie usiedli ludzie z jakiejś metalowej kapelki. Skóry, długie włosy, srebrna biżuteria, jednym słowem, wizaż z całości zachowany. Za niedługą chwilkę do naszej ławki podeszło małżeństwo – starsi państwo z Kostrzyna. Metale natychmiast zrobili miejsce, państwo usiedli i tak jakoś grzecznie zapytali metali, skąd są. Na co oni ochoczo, bardzo grzecznie i ładną polszczyzną (bez kuchennej łaciny znaczy), objaśnili, że ze Szczecina, są kapelką metalową, przyjechali do Kostrzyna, bo jakoś na scenę się nie dostali, ale chcieli być. No i zaczęła się rozmowa. Państwo pytali o różne rzeczy, metale odpowiadali. Naprawdę fajna chwilka się stworzyła. No i w pewnym momencie pan z Kostrzyna zapytał metali, czy nie mieliby ochoty na jeszcze jedno piwo, bo on stawia. Kto odmawia w takich chwilach? Koniec końców był taki, że po drugie piwo do baru pod chmurką dla wszystkich poleciał jeden z metali, a państwo ich serdecznie do siebie zaprosili, bo jakby z łazienki chcieli skorzystać, albo dobry obiad zjeść, to bardzo proszę. A ostateczny efekt tego spotkania był taki, że mili państwo z Kostrzyna nie dość, że kapelkę u siebie w domu gościli, to jeszcze na koncert do jakiegoś klubu w Szczecinie pojechali, bo chcieli zobaczyć nowych znajomych na scenie. Czy im się podobało? Nie wiem. Ale i takie rzeczy się na Przystanku zadziewają. O moich innych spotkaniach na Przystanku można by było legendę długą jak papirus napisać. Ale akurat to wydarzenie najbardziej mi w pamięć zapadło. Taki bowiem, że powtórzę, ma klimat i energię to miejsce.

Dlatego super sprawą jest, że Orkiestra FG znów zagra w Kostrzynie. Super.

A skoro przy kulturze jestem, to już wiadomo, że Osterwa gorzowski zagrał w Krakowie „Karola” Sławomira Mrożka – kompilację tekstu właśnie Mrożka oraz „Nowego ładu” Harolda Pintera – nota bene jednego z moich bardziej ulubionych dramaturgów. Bo o miłości mojej do Mrożka raczej pisać nie trzeba. No i gorzowscy aktorzy zagrali w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha. Ja zwyczajnie kocham to miejsce. Ile razy w mieście ze smokiem jestem, tyle razy idę tam na herbatę. Pieruńsko drogą, ale co zrobić. Muzeum Manggha to dar dwóch wielkich osobowości: Feliksa Manggha Jasieńskiego oraz Andrzeja Wajdy. Ten pierwszy był polskim krytykiem i kolekcjonerem sztuki zakochanym w japońskiej kulturze. Ten drugi, wiadomo, genialny polski reżyser nagrodzony Oscarem za całokształt twórczości, bo jakoś tak miał, że nigdy wcześniej Oscara nie zdobył, pokonywali go inni, jak choćby Federico Fellini. To właśnie Andrzej Wajda za pieniądze z nagrody w Kioto postanowił wybudować miejsce, gdzie kolekcja Feliksa Manggha Jasieńskiego mogłaby być pokazywana w godnych warunkach.

Oczywiście pieniędzy nie wystarczyło. Dlatego w realizacji tego planu Andrzeja Wajdę wsparły władze Krakowa oraz rząd Japonii (pomoc ambasadora Nagao Hyodo). Do powstania muzeum przyczynili się także przyjaciele reżysera z Fundacji Kyoto-Kraków Andrzeja Wajdy i Krystyny Zachwatowicz. Około miliona dolarów przekazał na budowę centrum Związek Zawodowy Kolei Wschodniej Japonii. No i dziś mamy przepiękne miejsce, co prawda w Krakowie. Miejsce liczące się na kulturalnej mapie kraju. I nasi aktorzy tam zagrali. Zagrali i dostali znakomite recenzje. Brawo, brawo i jeszcze raz brawo.

No i kto jest najlepszym znakiem firmowym miasta na siedmiu wzgórzach? No taż kultura, taż twórcy, taż artyści. Na pewno nie jakieś wydumane loga. Oczywiście nietaktem i błędem byłoby nie wspomnieć i o sporcie, ale to inna kategoria, inny w większości odbiorca. Choć czasami się obie pokrywają – vide ja. Ale nie tylko ja.

Właśnie o takie znaki, takie marki dbać trzeba. I na nie stawiać.

A tak przy okazji, to co się stało z „W sam raz”? Chciałabym wiedzieć.

Ps. Dziś obchodzimy 175 rocznicę premiery „Nabucco” Giuseppe Verdiego w mediolańskiej La Scali – jednak Mekki wszystkich śpiewaków. Znam w mieście nad trzema rzekami wielu ludzi, którym „Nabucco” jest bliskie, jeżdżą po świecie tropem tej opery. A Chór Niewolników z tej opery jest jednym z największych szlagwortów muzyki. Ja tę operę kocham, a spoza operowych wykonań najbardziej lubię duet Luciana Pavarottiego, genialnego tenora o głosie, którego z innymi pomylić się nie da, wraz z Zucchero. Kiedy jakiś czas temu, dwa albo trzy lata temu na afiszu FG pokazało się nazwisko Verdiego, to wielu ludzi przyszło właśnie dla tej muzyki. I to jest najlepszy przykład, że klasyka nie gryzie….

A tu taka pętla z Chórem. Oczywiście i jest Luciano Pavarotti, ale i Zucchero, ale i kilka innych wykonań. No i niech mi ktoś teraz powie, że nie lubi klasyki, opery, muzyki…. Zwyczajnie nie uwierzę.

https://www.youtube.com/watch?v=DEKVG_RX7TI

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x