2017-03-10, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Trzeba mocno trzymać kciuki. Najlepszy polski skrzypek jazzowy, Adam Bałdych jest nominowany do Fryderyków. Według mojej wiedzy, chyba pierwszy artysta stąd z taką nominacją.
Po wydarzeniach politycznych wczorajszych (dla mnie super), informacja o nominacji Adama Bałdycha do Fryderyka 2017 jako najlepszego muzyka w kategorii muzyka jazzowa to było duże wydarzenie. Można się zgadzać lub nie, dyskutować lub nie, czy Fryderyki, polska nagroda muzyczna jest znaczącą, ale jednak nominacja do niej jest znaczącym wydarzeniem.
W moim myśleniu Fryderyki są ważnymi i liczącymi się nagrodami, najważniejszymi jednak. I nominacja Adama Bałdycha jest wielkim sukcesem. Ja zresztą wątpliwości nie mam. Adaś (bo tak do niego mówię od zawsze), tę nagrodę dostanie. Stawka jest mocna. Bo oprócz Adama nominowani są Adam Pierończyk, Dorota Miśkiewicz, Marek Napiórkowski, Zbigniew Namysłowski. Kto może Adasia w tej rozgrywce wyprzedzić? No tylko jeden – wielki Zbigniew Namysłowski, mistrz saksofonu. Zresztą bardzo dobrze w mieście na siedmiu wzgórzach fanom jazzu znany, bo bywał u nas, w tej cudnej piwnicy. Bywał wiele razy. Co się stanie, zobaczymy. Ja za Adama kciuki mocno trzymam. Napracował się bardzo mocno, aby i tę nagrodę dostać. Co wyjdzie w praniu? Zobaczymy. Jak nagroda pójdzie w ręce Zbigniewa Namysłowskiego, będę gratulować panu Zbigniewowi. A Adam i tak Fryderyka dostanie. Jak nie w tym roku, to w następnym. Bo zwyczajnie nie widzę żadnych skrzypków jazzowych w tym kraju, którzy byliby lepsi od Adama – i to w różnych aspektach – jako kompozytorzy, jako wykonawcy, jako twórcy. Zwyczajnie nie widzę, a śledzę. Bo tak mam, że jazz jest dla mnie oddechem.
A teraz z innego kątka. Starożytny, bardzo starożytny nosorożec jednak wróci do miasta. Nawet pawilon specjalny powstanie. To ten nosorożec, którego szkielet znaleziono na budowanej drugiej nitce S3. Kości tego tragicznie chyba jednak zmarłego zwierzęcia pojechały do Wrocławia. Tam naukowcy przebadali, a teraz jest szansa, że będzie rekonstrukcja. Ot i tyle dobrze, że będzie. Bo jak pamiętam chwilę odkrycia kości tego stworzenia, to raczej nikt nie był nimi zainteresowany. Poza wrocławskim naukowcami, inżynierem kontraktu, Wawrzyńcem Zielińskim i mną. Bo to myśmy tam byli wówczas. Wawrzyniec Zieliński i ja oraz Jerzy Połomski. Jerzy Połomski nas tam zaprosił. Jak te kości z ziemi wygrzebywane były. Pamiętam jak w ukropie lata łaziłam po rozkopanych ścieżkach. Pamiętam, jak w mysich sandałkach fotografowałam naukowców z Wrocławia. Mysie sandałki powodowały i to że już później się do niczego innego, tylko do zniszczenia. I pamiętam też pierwsze reakcje na znalezisko. Były negatywne. Tak naprawdę to Wawrzyniec i Jerzy Połomski się tym interesowali i mówili o konieczności zaznaczenia tego nosorożca w przestrzeni publicznej miasta. No i jak zwykle – sukces ma wielu ojców. Ale tak naprawdę ma dwóch: Jerzy Połomski i Wawrzyniec Zieliński – w sensie batalii i walczenia o to, żeby to właśnie tu w mieście ten nieszczęsny nosorożec został. Bo to oni dwaj tak naprawdę sprawę nagłośnili. Bo to oni mówili jako pierwsi, że trzeba. Kości zostają, będzie rekonstrukcja, i super. Ale pamiętać trzeba, kto o to walczył.
No i z trzeciego kątka. Urząd Pracy poinformował, że jest taka potrzeba, aby zatrudnić Ukraińców, i to w znacznej liczbie. Bo rąk do pracy brakuje, a bracia Ukraińcy czekają. Mam tak, że na Ukrainę jeżdżę. Zdarzyło się pociągiem, zdarzyło się autokarem. Nie zdarzyło się samolotem. I raczej się nie zdarzy. Bo i po co, skoro te inne warianty ciekawsze są. I jak jechałam tam czy to pociągiem, czy to autokarem, to zawsze z kimś rozmawiałam. Nie znam ukraińskiego, choć go rozumiem. Oni nie znają polskiego, choć go rozumieją. I zawsze w rozmowach, takich dziwnych, bo po różnych językach wychodzi mnie na jedno – jedziemy do pracy do was, bo dalej nie możemy. A jakbyśmy mogli, to byśmy dalej pojechali, do Niemiec i cokolwiek. A dlaczego nie u nas? I to już bracia Ukraińcy mówią – bo nas pogardliwie traktujecie. Ja zawsze tłumaczę, że nie, nie ma w nas pogardy dla nikogo. I zawsze słyszę – Renata, to ty tak masz, że o nas z pogardą nie myślisz. Inni jednak tak.
I co, Urząd Pracy zatrudni ludzi z Ukrainy, a my ich będziemy traktować źle. No ja nie. Bracia to jednak bracia. Jeżdżę tam, powtarzam, na Ukrainę i mnie nigdy tam nic złego nie spotkało. Nigdy. Nawet jak się zdarzyło mnie zmierzyć z Ukraińcami spod znaku Stepana Bandery, bo się zdarzyło. Pogadaliśmy, nie było konsensusu, rozstaliśmy się przychylnie. Zachodnia Ukraina to naprawdę przychylny kraj. W każdym razie był…. Ja tam za jakiś czas wracam. Bo jednak dla mnie Ukraina to coś, bez czego ja nie potrafię… Nawet Berlin, Drezno, Poczdam… miejsca ukochane i bliskie, jak też Budapeszt, ale Ukraina… No nie, bez niej potrafię.
Ps. Dziś obchodzimy 60. urodziny Andrzeja Huszczy, wieloletniego zawodnika Falubazu na żużlu. Generalnie to urodziny te obchodzi pan Andrzej w swojej rodzinie oraz myślę, że w Falubazie. Ale ja też do życzeń urodzinowych się przyłączam. Jaka wierna kibicka żużla, jako wierny uczestnik derbów lubuskich panu Andrzejowi wszystkiego naj na urodziny życzę. Polski żużlowiec, który jednak długo na torze jeździł. Gadaliśmy, my kibice o nim różnie, bo Falubaz, bo coś tam. Ale jednak zawsze szacunek. I nigdy nie zapomnę, jak właśnie Andrzej Huszcza, już nie zawodnik, ale działacz, podczas pewnych derbów w Gorzowie zobaczył Myszkę Miki powieszoną na sznurku przez jakiegoś pożal się Boże kibica czy też kibickę. Wtedy pan Andrzej Huszcza poprosił – Nie wieszajcie Myszki, nie wieszajcie. Dostał od nas kibiców brawa. Falubaz wówczas mecz wygrał, ale w play my… Mnie zaimponował wówczas Andrzej Huszcza…. Bo stanął za swoim.
Panie Andrzeju, tu z Gorzowa, wszystkiego naj!!!!
Ale i dziś obchodzimy 30. rocznicę śmierci Jakuba Gąsienicy Wawrytko młodszego. To moja i nie tylko moja, bo i pewnych ludzi, którzy w Tatry zaglądają, pamięć. Pamiętamy przewodnika. Ja osobiście dość mocno, bo upierdliwym dzieciakiem byłam… I Jakub zawsze mówił – Dzieciaka nie słuchamy. I jak już dzieciakiem przestałam być, to pan Wawrytko zawsze tak mówił – dzieciaka nie słuchamy… Tyle lat minęło, a wydaje się, że tylko mgnienie oka. Przewodnicy tatrzańscy, nie wiem nawet jaką bogudzieńkę wam złożyć trzeba, zawsze za mało, mieli i mają anielską cierpliwość do nas ceprów. Mówił o tym zawsze Józef Krzeptowski Ujek. Mówił. A ja pamiętam.
Miastu przybędzie kolejny honorowy obywatel. Ten zaszczyt przypadł panu senatorowi Władysławowi Komarnickiemu.