2017-03-15, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Zaskoczył mnie jeden z radnych tym, że zauważył konieczność stworzenia punktu informacji turystycznej. I podał kilka miejsc, gdzie jego zdaniem, takie miejsce mogłoby powstać.
No i nie uwierzyłam. Od kilku lat z uporem maniaka piszę o konieczności stworzenia takiego miejsca. Aż w końcu problem zauważył ważny radny. Dobrze, że pan radny słowem jednym się zająknął, że coś takiego od kilu lat istnieje w książnicy wojewódzkiej. Jest i nawet spełnia swoje zadania na miarę możliwości. Bo ma spory zbiór map i przewodników po okolicy. Bo w nim pracuje przemiła znajoma, zapalona turystka, która nawet własnymi doświadczeniem się dzieli i potrafi kompetentnie doradzić, co i jak.
Ale ze względu na umiejscowienie ten punkt ma też swoje słabości. Bo pracuje w określonym czasie w określonych dniach. Bo mapy i przewodniki można przejrzeć tylko na miejscu, ponieważ większość zbioru to pojedyncze egzemplarze.
Słusznie zauważył pan radny, że nie ma żadnych map, żadnych przewodników, bo nakłady tych, co były, już się dawno wyczerpały a na nowe nadziei ŻADNEJ nie ma. A dlaczego nie ma? Ano nie ma, bo nikt w mieście nie czuje potrzeby, aby coś takiego było.
Ja się nie wymądrzam ot tak, bo takie mam widzimisię. Ja o tym piszę, ponieważ od lat jeżdżę na różne turystyczne imprezy targowe, mam znajomych pracujących w punktach informacji turystycznej w różnych miejscach. I jako kwalifikowana pilotka turystyczna oraz przewodnik miejscowy zwyczajnie wiem, jak to powinno wyglądać. Wiem, co powinno się w takim miejscu znajdować. Jak również wiem, z doświadczenia turystycznego, może nie tak wielkiego, jak inni, ale jednak już dość sporego, czego w takich miejscach się szuka, co jest potrzebne, co przydatne, co wręcz konieczne, oraz jak to powinno wyglądać. I podpowiem, że całkiem blisko nas, bo w takim Barlinku, albo trochę dalej od nas, bo w takim Stargardzie można na własne oczy się przekonać, o czym ja tu baję. I dodam, że ponieważ żyjemy w dobie szybkiej informacji cyfrowej, to też wiem, jakie aplikacje są wręcz niezbędne na już, aby miasto miało dobre materiały turystyczne.
Zdaję sobie sprawę w tego, że turystyka z całą jej sferą informacyjną, to zwyczajnie drogi biznes. Ale biznes taki, w który warto zainwestować. A jak już inwestować, to warto zatrudnić fachowców, tych, którzy są w pewien sposób praktykami w tej dziedzinie oraz mają niezbędną wiedzę. Podam przykład. Jakichś kilka lat temu były pieniądze z Unii na projekty w turystyce. Miasta i gminy się po nie rzuciły, powstały jakieś przewodniki, wytyczono szlaki i na tym się skończyło. Szlaki biegły sobie ot tak, jak komu się podobało. Potem trochę drzew wycięto, za inne pieniądze powstały w lasach nowe drogi pożarowe, nikomu nie chciało się konfrontować map z rzeczywistością i dlatego mamy to, co mamy. Prawdziwy misz masz. Owszem, są chlubne wyjątki, ale tylko wyjątki, bo w większości to jest pomieszanie z poplątaniem. Także w mieście nad trzema rzekami. A skoro do miasta wróciłam, to przypomnę tylko, że całkiem niedawno, bo miasto wystąpiło z Lubuskiej Organizacji Turystycznej – Loturu, całkiem sprawnej i kompetentnej organizacji, bo ponoć składka roczna była za wysoka. Efekt? Ech, szkoda gadać.
Dobrze więc, że głos się pojawił. Dobrze, żeby się do niego ustosunkować i trakcie kilku miesięcy, nawet roku błąd o dezinformacji turystycznej, jaką teraz mamy naprawić. I rację ma radny, że miasto ma potencjał. Bo ma. Ale nie w tych znakach, o których radny mówi. Ale pisać o nich nie będę, bo nie będę podpowiadać. W każdym razie rzecz jest godna uwagi.
No i na koniec tematu – nie jest prawdą, że do miasta nie trafiają turyści, bo trafiają. Trzeba tylko zapytać Agnieszkę w bibliotece. Ona wie najlepiej. Ale jej też nikt o nic w tej kwestii nie zapytał. Nawet radny, co pomysł ma.
No i z drugiego kątka. Otóż pojawiła się nadzieja, że zachowane loga Stilonu na wieżowcu, co to do rozbiórki idzie, uda się zachować. Ja fama głosi, mają trafić do rejestru zabytków. Ja za tę decyzję kciuki trzymać będę. Uważam bowiem, podobnie jak jeden mój przemiły znajomy, że to wartość niebagatelna i dbać o nią trzeba, jak choćby o rodowe srebra czy cegły z sygnaturami z murów katedry.
Miastu przybędzie kolejny honorowy obywatel. Ten zaszczyt przypadł panu senatorowi Władysławowi Komarnickiemu.