2017-03-16, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
W pełni prawa nam się pojawiła, bo przemiły znajomy zadał sobie wiele trudu, aby zgody pozyskać. Mam na myśli tablicę zaświadczającą, że w pewnej kamienicy przy ul. Dąbrowskiego mieszkał malarz.
Przemiły znajomy, tajemnicą żadną nie jest, że to pan Andrzej, zwiesił kolejną tablicę dokumentującą fakt, iż właśnie tu, w tym miejscu mieszkał Bolesław Kowalski, znakomity malarz oraz dusza człowiek. Tym razem przemiły zadał sobie dużo trudu, żeby przez wszystkie konieczne poziomy zgód przejść, żeby nikt mu nie zarzucił, że samowola. Odkrył w tej peregrynacji po urzędach rozlicznych jakąś polską paranoję. Ale się udało, wszyscy się zgodzili i jest. Jest tablica na kamienicy dokumentująca, że tam przez lata mieszkał Bolesław Kowalski, malarz, grafik, twórca. No i gratulacje. Dobrze się stało, że powtórzę. Ja się cieszę szczególnie, bo okazuje się, że jeśli komuś się chce, to do finału potrafi doprowadzić sprawę. Mamy więc kolejne, dobrze oznaczone miejsce. Kolejne na szlaku….
I z innego kątka. Kolejny już raz jakaś wraża ręka zamachnęła się na rzeźbkę Szymona Giętego. Wydawałoby się, że co, jak co, ale ta rzeźbka nie powinna nikogo prowokować. Wszak Szymona lubili wszyscy, w tym ja. Wydawałoby się, że zamiast dewastacji raczej kwiaty tam będą leżeć. A tu masz babo placek i to z dużym zakalcem. Ciągle ktoś niszczy rzeźbkę. Ale fundatorzy jak zwykle zachowali się z dużą klasą. Naprawili. Pytanie, ile jeszcze będzie im się chciało? Ile? Bo każda naprawa to sięganie do kieszeni. Własnej dodam. Ile? Ma to miasto niezbywalną wartość. Ma. A tą wartością są tacy ludzie, jak fundatorzy. Im gratulacje. A tym, co niszczą, nie ma żadnych słów. Bo nawet potępienie jest określeniem zbyt małym. O wstydzie nie wspomnę, bo to chyba dziś kategoria martwa i zupełnie poza językiem oraz rozumieniem. No cóż.
A dziś 70. urodziny obchodzi fantastyczny człowiek, pan Wojciech Mickunas. Jeździec, sportowiec, olimpijczyk, trener kadry narodowej w WKKW – Wszechstronnym Konkursie Konia Wierzchowego, dyscypliny pięknej. Jest synem Jana Mickunasa, wybitnej osoby w historii miasta. O zasługach w jeździectwie pana Jana oraz o obozowej przeszłości nie wspominam, bo to księga wielka jest. Powiem tylko, niewiele było udanych ucieczek z oflagów za II wojny. Panu Janowi Mickunasowi się to udało – z Woldenbergu dziś Dobiegniewa zwiał i to jak. A potem mieszkał w naszym mieście.
Wracam do pana Wojciecha. Trzykrotnie uczestniczył w Igrzyskach Olimpijskich w 1972 roku w Monachium jako zawodnik; w 1988 w Seulu jako trener – jego drużyna zajęła wtedy zespołowo IV miejsce; w 1992 roku w Barcelonie jako członek międzynarodowej grupy ekspertów wspomagających komitet organizacyjny konkurencji WKKW. Start w Igrzyskach Olimpijskich spowodował zainteresowanie psychologią zwierząt, głównie koni, ponieważ koń, którego „awaryjnie” dosiadł zaledwie miesiąc przed Igrzyskami, okazał się koniem chorym psychicznie. Jest autorem filmu „Konie chcą nas rozumieć”, pomysłodawcą oraz redaktorem naczelnym „Hipologia.pl” oraz Prezesem Stowarzyszenia Pro Hipico Bono.
Wszystkiego naj na urodziny Panie Wojciechu, wszystkiego naj!
Ps. No i nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała, że dziś także obchodzimy 85. urodziny Kurta Diembergera, austriackiego wspinacza i filmowca górskiego. Jest w mieście nad siedmioma wzgórzami dość silny ośrodek grotołazów, ale i wspinaczy. I oni nie raz, nie dwa mieli zaszczyt i okazję spotkać Kurta Diembergera osobiście. Ja też, ale to się nie liczy. W każdym razie, Kurt, bo zawsze tak kazał do siebie mówić, jest jedynym żyjącym wspinaczem, który zdobył dwa dziewicze ośmiotysięczniki: Broad Peak w 1957 roku i Dhaulagiri w 1960. Jest pionierem wspinaczki w stylu alpejskim w Himalajach. Z Angielką Julie Tullis stworzył doskonały zespół realizujący filmy w górach najwyższych. Filmował na Evereście, Nanga Parbat i w Karakorum. W 1986 roku po tragedii pod K2, gdzie zginęła Julie, a także spora ekipa polskich wspinaczy, postanowił nie wracać już nigdy w góry najwyższe. Nadal jednak razem z córką Hildegard filmuje w górach. Mieszka w Salzburgu i Bolonii. Kurt, wszystkiego naj na urodziny od całego gorzowskiego światka związanego z górami. Wszystkiego naj!
Zabulgotało na wieść o tym, że sam słynny Starbucks przybywa do miasta. Już widzę te kolejki po kawę i ciastka owsiane.