2017-04-06, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Trudno w mieście znaleźć noclegi w miarę dobre za przyzwoite pieniądze. Bo jak się okazuje, bardzo wielu ludzi zjeżdża do miasta i mieszka w hotelach.
Usłyszałam tę nowinę z ust jak najlepiej poinformowanych, bo od hotelarzy. No i się niepomiernie zdziwiłam, ponieważ mnie się wydawało, że jest akurat odwrotnie. Jednym słowem, kolejny raz wydawanie sprowadza na manowce, a po manowcach to mało kto chce błądzić. Skoro trochę ludzi tu przyjeżdża, to sprowadzają ich albo interesy albo turystyka. Z turystyką u na to raczej krucho, znakiem prostym muszą to być interesy. I ponoć właśnie tak w istocie jest, że to ludzie przyjeżdżają w służbowych sprawach, hotelarzom biznes kwitnie, a skoro im, to może jeszcze innym też. Nic, tylko się cieszyć, że na tej niwie coś drga.
A skoro już trąciłam turystykę, to powiem przy okazji, że region nasz, nie miasto, a region na powrót stał się interesujący jednak dla turystów. Bo przyjeżdżają do okolicznych mieścin. Nocują w tamtejszych hotelach i odwiedzają okolice, jak choćby FG czy browar w mieście nad rzeczką Witną. Wiem, bo sama onegdaj w przeszłości niedalekiej takich spotkałam. Całkiem sporą grupę. I okazało się, że nie pierwsza ci ona w tym sezonie jest, ale też i nie ostatnia. No ciekawa sprawa.
A teraz o czymś innym. Właściciele restauracji i kawiarenek już szykują się do stawiania ogródków letnich. Choć jak się patrzyło na to, co za oknem wczoraj się działo, czyli typowy kwiecień plecień, co przeplata trochę zimy, trochę lata, to uwierzyć w to trudno. Ale tak jest. Może branża gastronomiczna ma własne prognozy meteo, które mówią wyraźnie, że już czas najwyższy zacząć stawiać kawiarenki, bo ciepłość do nas idzie, a kto nie zdąży na czas, będzie żałował i utarg w cudzej kieszeni liczył. Inna rzecz, że w tym roku letnie spędzanie czasu ze znajomi w kawiarenkach na powietrzu będzie miało zgoła inny wygląd niż w latach poprzednich. Bo jeszcze w ubiegłym roku oblężenie przeżywały takie lokale usytuowane na nadwarciańskim bulwarze. W tym roku, ze względu na remont estakady tych kawiarenek będzie mniej. No i kto lubi odpoczywać w rozgardiaszu budowlanym. Chyba prawie nikt. Może się więc okazać, że zamiast na bulwar ciekawiej będzie pójść do parku Wiosny Ludów czy w inne miejsce, gdzie zielono jest, w miarę cicho i na dworze. Kto wie, zobaczymy. W każdym razie ruch kawiarenkowy się zaczyna. Znakiem, wiosna idzie na całego. A tę kwietniowo-pletniową aurę należy potraktować jako tylko zapowiedź do ciepłości i zasiadania na dworze.
No i kolejnego kątka. Otóż zaskoczył mnie wczoraj pewien obrazek tuż przy pewnej agencji pocztowej w samym centrum. Szłam sobie niespiesznie do przemiłej znajomej, aż tu nagle patrzę, a na chodniku przy murku stoi sobie pan. Przed nim leży stos eleganckich białych kopert, a on sam klei na tych kopertach znaczki pocztowe. No i co się okazało? Otóż pan wysyłał życzenia świąteczne na kartkach okolicznościowych. Do rodziny i znajomym szły one tradycyjną pocztą. I znów pewne moje wyobrażenie szlag jaśnisty trafił. Bo byłam przekonana, że takie tradycyjne znaki życia z okazji świąt to już tylko bardzo nieliczni, jak moja mama wysyłają. Okazuje się, że jednak nie. Takich ludzi jest, owszem skokowo mniej, niż w latach świetności, ale są i dla nich ciągle ta tradycja jest bardzo ważna. Od znajomej pracującej na poczcie wiem, że rzeczywiście jest to jednak całkiem pokaźna grupa ludzi. S skoro ludzie kartki piszą, to może generalnie jednak wraca moda na to, co już było. Bo przecież znów do mody wracają czarne longplaye – wprowadziła je do sprzedaży pewna sieć i płyty rozeszły się jak świeże bułeczki. Inna informacja jest taka, że wielkie koncerny płytowe wróciły do wydawania muzyki na kasetach magnetofonowych, jakie kiedyś produkował Stilon. I to wcale nie w wersjach kolekcjonerskich, ale w zwykłych nakładach, co prawda nie tak wielkich jak płyty CD czy inne nowoczesne nośniki, ale jednak. Ja tam się cieszę, że takie tradycje nie giną w narodach. Co prawda, sama kartek świątecznych nie wysyłam, ani ich nie oczekuję, bo niby, kto miałby je do mnie wysyłać. Ale rozumiem, że są ludzie, którzy to robią i którzy takiej poczty oczekują.
No i jeszcze jedna rzecz. Moja osobista biblioteka gorzovianów i regionalików wzbogaciła się o rzecz, o której wcale nawet nie śmiałam marzyć. Otóż od przemiłej znajomej dostałam ni mniej, ni więcej „Nad środkową Odrą i dolną Wartą” Stanisławy Zajchowskiej, książkę wydaną przez Wiedzę Powszechną w 1959 roku! To dziś taki trochę biały kruk. Bardzo rzadko można ją wypatrzyć na jakichkolwiek wyprzedażach, a tu masz… Taki prezent. Bardzo mocno przemiłej dziękuję. Ktoś powie, po co ci taki staroć? Ano po to, że to konieczne wręcz ogniwo w śledzeniu tego, jak zmieniała się myśl i styl w opisie tych terenów. Zawsze to pewien kontrapunkt w pisaniu ogólnym o tych terenach. Ja się cieszę. Tym bardziej, że książka w znakomitym stanie jest. No cóż, zawsze powtarzam, że z fisiami się ciężko żyje. A książki to fiś szczególny. Akurat jakoś tak mocno lubię akurat jego…
Ps. A o planach tworzenia Arsenału Kultury pisać mnie się nie chce. I wcale mnie nie przekonuje konieczność jego tworzenia ani nie robi na mnie wrażenia, że ponad setka pracowni architektonicznych chce się zmierzyć z tym smokiem. Bo choć smoki w generalności lubię, to tego akurat nie.
Zabulgotało na wieść o tym, że sam słynny Starbucks przybywa do miasta. Już widzę te kolejki po kawę i ciastka owsiane.