Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Dionizego, Nadziei, Zofii , 15 maja 2025

No i wiadomo już, że będzie korowód na urodziny miasta

2017-04-11, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Jakoś tak cichcem miasto poinformowało, że jednak będzie urodzinowy korowód historyczny z okazji 760-lecia miasta. Dobre i to.

Tylko uważny czytelnik pisma wydawanego przez magistrat dowiedział się, że będzie jednak korowód historyczny, który ma przejść ulicami miasta 2 lipca, w 760. rocznicę jego urodzin. Miasta znaczy. Szkoda tylko, że brakło jakichś szczegółów, czyli jak ma ten korowód wyglądać, kto w nim pójdzie, którędy oraz dokąd podąży.

Pamiętam, jak dziesięć lat temu obchodziliśmy 750. urodziny szacownego grodu nad trzema rzekami, to przygotowania do tego wydarzenia zabrały całkiem sporo czasu. Trzeba było wypracować scenariusz, zapalić do pomysłu poszczególne szkoły. Zwłaszcza w stosunku do jednej było trudno. Mam na myśli szkołę, której przyszło odgrywać scenkę dotyczącą obecności diaspory żydowskiej w mieście. Ale się udało. To byli uczniowie Zespołu Szkół Mechanicznych. Udało się na tyle, że kilku z nich zainteresowało się tą kulturą, co więcej, do dziś reagują podobnie jak i ja na przejawy antysemityzmu. To wartość niezbywalna, dodatkowa, ale jakże istotna, która po tym wydarzeniu została.

Klasą dla siebie był gorzowski elektryk, który odgrywał scenkę wjazdu Rosjan do miasta. Kiedy pojawili się przy katedrze, gdzie był punkt dojścia korowodu, po ludziach poszedł szmer – Ruskie idą. No bo szli, a właściwie jechali, na starych samochodach wojskowych, z dyrektorem szkoły Stanisławem Jodko na czele jako dowódcą. No dali czadu. Zresztą wszyscy, którzy w korowodzie przeszli, dołożyli wszelkich starań, aby wypaść jak najlepiej. Mnie mocno wzruszyli uczniowie SP 15, którzy odgrywali pierwszych przesiedleńców na te ziemie. No było super.

To wzorzec. Poprzeczka dość wysoko podniesiona. Zobaczymy, co się wydarzy 2 lipca tego roku. Może uda się poprzeczkę jeszcze wyżej wznieść? No ja bym temu miastu memu przyszywanemu tego mocno życzyła. Oj tam, zaraz miastu, sama sobie bym życzyła, żeby korowód był tak samo dobry i tak samo ciekawy, jak ten sprzed dziesięciu lat. Trzymam więc kciuki i mocno, ale to mocno czekam. Będzie więc tak, że dla jednych stare gwiazdy – Maryla i Beata, dla innych właśnie to.

A tak swoją drogą, zagadnął mnie ostatnio mój osobisty i przemiły sąsiad w taki oto sposób – Renatka (bo tak się do mnie moi sąsiedzi zwracają), a ty nie wiesz, czy znów pójdziemy na bulwar sobie zrobić zdjęcie nas wszystkich? Tak jak wtedy było? Nie wiedziałam i nie wiem. Ale jak się okazuje, ludzie pamiętali i pamiętają, że przyszli w wielkiej liczbie na bulwar. Zrobili sobie zdjęcie, mało istotne, że może z trudem się na nim potem rozpoznawali, ale dla nich było istotne, że byli razem. Może to też pomysł do powtórzenia, oczywiście o ile nie jest za późno. Ech, pogdybać i powspominać dobra rzecz. Powtórzę zatem – zobaczymy, co się wydarzy.

A teraz z innego kątka. Otóż zaskoczyło mnie jajko na głównym miejskim skwerze – mam na myśli tę gigantyczną pisanę, która się ustawiła w bliskim sąsiedztwie rzeźbki Christy Wolf. Kwiaty się wylewają z koszy, a pisana stoi. I ponoć takich jajeczek ma się pojawić jeszcze kilka. Taka nowa moda. Dobrze, że obok pisany nie ma megawielkich zajęcy, kurczaków i innych stworzeń Bożych tradycyjnie kojarzonych z Wielkanocą. Mnie się nie podoba. Ale ja jestem jedna i pojedyncza, a innym, owszem i nawet bardzo. Już widziałam ludzieńki, które sobie tam zdjęcia robią. Niech i tak będzie. Pisana trochę postoi, potem zniknie. I znów będzie pięknie. Znaczy trawa będzie zielona, kwiatki będą sobie rosły, a Christa Wolf będzie sobie w spokoju na tę urodę patrzyła. A ja razem z nią, choć rzeźbkę wcale nie uważam za udaną. No cóż…

I tylko dla porządku domu oraz dla mojego spokoju ducha przypominam, że dziś w Książnicy Wojewódzkiej promocja tomu „Anachoreta na rozdrożach” śp. księdza Marka Grewlinga. O 17.00 się zaczyna. Marek był moim znajomym, czytałam jego teksty. Czasami późnymi wieczorami sobie gadaliśmy o wierszach, poezji, filozofii, choć ja i filozofia, to pojęcia raczej trudno styczne. Marek mi wykładał, ja go słuchałam. Z trudem wielkim przyjęłam informację o Jego śmierci. Teraz jest tomik. Bardzo dobrze się stało, że WiMBP, znaczy Książnica oraz Związek Literatów Polskich zadbały, aby Jego wiersze wydać w osobnym tomie. Jak tylko dane mi będzie, to chcę tam być. Choćby i po to, żeby Marka, to jest śp. księdza Marka Grewlinga wspomnieć. O tym, że chcę książkę, to już nie wspominam, bo to oczywistość oczywista jest.

Ps. A teraz trochę prywaty będzie. Uprzejmie informuję, że każdy kto się historią polskiej góralszczyzny interesuje, może się udać do salonu Empiku. Tam właśnie można już kupić długo oczekiwaną książkę Bartłomieja Kurasia i Pawła Smoleńskiego „Krzyżyk niespodziany. Czas Goralenvolku”. Wiem, że w mieście trochę zainteresowanych tymi tematami jest, dlatego piszę, że już książka ta jest. Tom wydało wybitnie zasłużone Wydawnictwo Czarne. Wydawnictwo mocno wysmakowane jest. Kosztuje niemal 50 zł. Wykosztowałam się i mam (choć sobie milion i jeden razy obiecywałam, że już żadnych, ŻADNYCH książek nie kupię). Moja druga książka o Goralenvolku po książce Wojciecha Szatkowskiego „Goralenvolk. Historia zdrady”. Zakopane, moja wybrana przeze mnie ziemia najbliższa i jedyna. Ale obciążona czarną historią, o której trzeba wiedzieć. Tak więc panie i panowie, którzy tam jeździcie. Kolejna książka o tamtych ziemiach. Trochę gorzka. Tyle prywaty.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x