Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Dionizego, Nadziei, Zofii , 15 maja 2025

W radości, ale nie w euforii wracaliśmy z Jancarza

2017-05-01, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Prawie 13 tys. fanów oglądało zmaganie Staleczki z Rybnikiem. Zaskoczenia nie było, ale mogło być lepiej. Fani Staleczki na dzień dobry, tuż przed rozpoczęciem meczu mieli już crème de la crème. Falubaz zaliczył megalanie na Smoku.

Na pierwszy ligowy mecz w tym sezonie jechałam do miasta nad trzema rzekami z zaprzyjaźnionym rodzinnym osobnikiem. Zaprzyjaźniony włączył radio i ze zdumieniem coraz większym słuchaliśmy, co się w mieście króla Jana Leszczyńskiego na Smoku wyprawia. No i słuchaliśmy jak zatroskany komentator, a przede wszystkim zabity kibic Myszek ze zdumieniem notuje raz za razem: 5 do 1 dla Byków, 5 do 1 dla Byków, 5 do 1 dla Byków. Żal mi było Macieja Noskowicza, bo cała jego barokowa retoryka, zaklinanie rzeczywistości i inne czary na nice się zdały. Lanie, jakie Byki spuściły Myszkom, przejdzie chyba do historii speedwaya. Stracić 64 punkty, to się chyba jeszcze nikomu nie udało. Przynajmniej ja nie pamiętam. Ale pamięć mam wybiórczą, więc może komuś jeszcze się to wydarzyło. Ludzia Stali z tego wyniku cieszyła się bardzo. I bardzo w zadumie głowami kręciła, jak to się stało. Zaprzyjaźniony rodzinny osobnik głową nie kręcił, tylko krótko stwierdził: Tam miało być. A ja dodam od siebie, że jak się jest takim kibicem, jak Maciej Noskowicz, to jednak przeszkadza w rzetelnym relacjonowaniu meczu. I muszę też odnotować, że jestem odosobniona w swoich sądach. Inni się tą barokową retoryką sprawozdawcy bawią. Ja nie, ale dziwne to nie jest, bo barok to tylko w wydaniu literackim lubię… No znoszę.

Ale wracam na Jancarza. Przyszło mi na początek zainwestować 3 zł w długopis w Stalowych barwach, bośmy z osobnikiem rodzinnym zaprzyjaźnionym zwykłego zapomnieli. Ale co się dziwić, wszak gorączka nowego sezonu… A potem tym długopisem notowaliśmy wyniki w programie – wydatek a 10 zł. Ale jak zwykle warto, bo choćby rozmowa z Markiem Towalskim powodowała, że warto, zresztą zawsze warto. No i Stal jechała, a myśmy się wydzierali i to mocarnie. Wygraliśmy pewnie 12 punktami, choć w szczycie było tych punktów 18. I jak już było ich 18, a ROW Rybnik i jego ludzia byli w nieszczególnej sytuacji, pomyślałam sobie, że jednak lubię Rybnik, lubię kibiców, i jednak choć zawsze i do końca oraz o jeden dzień dłużej będę kibicować Stali, to jednak życzyłabym choć jednej wygranej – nie 3 do 3, ale jednej jedynej 5 do 1 właśnie ROW. Mecz od początku układał się na zwycięstwo Stali. Ale nagle mentalnie znalazłam się w tej okropnej klatce dla kibiców drużyny przeciwnej. Przecież jechali długo, bo to jednak daleko jest. Kibicowali swoim bardzo dzielnie. Nie wyzywali nikogo. Kibicowali. I dlatego choć jedna taka wygrana im się należała. No i się zdarzyło. Nam było w generalności trochę smutno. Ale ja, może to paradoks, byłam zadowolona, że i Rybniccy mieli jednej powód do totalnej radości, do świętowania – jednego biegu, ale zawsze.

Fakt, fajnie się ogląda, kiedy Stal zwycięża, cały czas. I wiezie komplet punktów. Tak mam, kiedy idę na derby. Albo kiedy gościmy Unię Leszno lub Spartę Wrocław. Ale są tacy przeciwnicy, kiedy na moment wychodzę z roli typowego kibica i na kolejny moment wchodzę w skórę kibica – jak teraz z Rybnika. ROW zaliczył porażkę, ale jednak nie tak wielką, jak Falubaz. ROW miał też chwile dobre dla kibiców, ich kibiców. I super. Bo zwyczajnie nudnym widowiskiem jest, kiedy z definicji słabszy odbiera tylko cięgiem baty. Rozgrywka staje się ciekawa i emocjonująca, kiedy dzieją się i takie rzeczy. Kiedy znacznie słabszy ROW jednak jedzie na 5 do 1 dla siebie. Bo inaczej jest to jednak nudne, choć przyjemne – jak usłyszałam do zabitego kibica Stali, który ma karneciarskie miejsce obok mnie – też karneciary.

To smak i sól sportu. Takie nagle nieoczywiste i niekoniecznie w smak kibicom Stali idące wydarzenia. Jak smak i sól sportu, kiedy się ogląda walczących juniorów Stali. A walczyli i to jak. Wynik dobry, bardzo dobry prognostyk na mecz w Rybniku. Ale jednak ludzia Stali miała nadzieję na więcej. Dlatego wracaliśmy z Jancarza w radości, bo jednak przewaga, ale nie w euforii, bo chciało się więcej. Ja wracałam zadowolona. Bo było widowisko, bo Stalowi nie zawiedli. Bo jednak i ROW miał chwileczki dobre. Bo mnie, jako kibicowi zatrybiło wszystko. Zwycięstwo Stali, ale i chwilki radości dla ludzi z Rybnika. Tak miało być.

Myślę sobie, że żałoba w Falubazie jest wielka. Bo tych 64 punktów zwyczajnie się nie da odrobić. Podobnie myślą inni ludzie Stali, znaczy kibicowska brać. Sezon dopiero się zaczął. Wiele przed nami. I obyśmy w takich samych nastrojach wracali po derbach…. Oj dajcie bogi wszelaki. ROW i ludzi z Rybnika same serdeczności. Bo się starali. I było widowisko.

I jeszcze jedna rzecz. Kibice ROW w szalikach spokojnie sobie chodzili. Nikt ich nie wyklinał, nikt na nich nie psioczył. Nikt ich nie zaczepiał, poza mną, która radośnie ich witała. Osobnik zaprzyjaźniony rodzinny stwierdził – Wiesz, tak naprawdę lubimy wszystkie kluby, ale z tym Falubazem to bez przesady. Powtórzył starą prawdę. Ja powiem jeszcze jedną rzecz. Bardzo bym chciał, aby kibice przeczytali rozmowę z Markiem Towalskim. On tak pięknie mówi o idei kibicowania i tak pięknie odcina się od tego czegoś strasznego, co wyhodowali sobie sami kibice. Mówi o idei tego sportu. Mnie przekonuje…

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x