Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Dionizego, Nadziei, Zofii , 15 maja 2025

Wielka inwestycja powstaje w okolicach Baczyny

2017-05-09, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Jakiś potężny wykop, jakieś materiały budowalne, ludzie pracujący przy inwestycji… Nie, nie centrum, a tereny w okolicach giełdy. Byłam zaskoczona.

Zawiało mnie w okolice giełdy. Nie jest to moje ulubione miejsce. Zwłaszcza kiedy jadę tam autobusem, bo mój błędnik reaguje alergicznie na wyboje, które tam są. A są i jakby wcale nie miały zamiaru zniknąć. Zresztą wyboje są i w kierunku na miasto margrabiego Jana. A jakby być dokładnym, to są wszędzie. I nie wiadomo, kiedy znikną. Zdaniem pewnego bardzo znanego adwokata, raczej zostaną, bo jakoś tak jest, że nikt za bardzo pomysłu nie ma, co z nimi zrobić oraz jak zrobić, żeby choć w cząstce się ich pozbyć.

Ale o inwestycji miało być, a ja o wybojach bajam. OK, więc inwestycja. No duża ci ona się wydaje być. Na razie można to wnioskować jedynie po ogromie prac ziemnych, znaczy po wykopie. No i tak sobie stałam, dumałam i nic nie wydumałam. Ale w niedzielę znów tamtędy jechałam i przemiły znajomi objaśnił mnie, ale nie tylko mnie, że to ma być jakiś wielki magazyn jednej z sieci handlowych. No i się wyjaśniło, że jak sieć, to i dokładność w wykonawstwie, dotrzymywanie terminów i takich tam różnych wiążących się z inwestycją. Bo przecież nikt nie lubi marnować pieniędzy. Nikt? No prawie nikt.

Dobrze, że coś powstaje, dobrze, bo będą kolejne miejsca pracy. No i byłoby dobrze, gdyby to były godziwie opłacane miejsca pracy. Trzeba mieć nadzieję, że tak będzie. W każdym razie ja za jakiś czas tam znów pojadę, albo raczej pójdę, żeby mego błędnika nie narażać na niepotrzebny balet. I zobaczę, jak idą postępy prac.

A teraz z drugiego kątka, może nie stricte miejskiego, ale wiążącego się mocno z miastem, bo masa ludzi tam jeździła. Otóż ZOO Safari w Świerkocinie nie będzie w tym roku działać. Może to zasmucić wielu, ale jak dla mnie to jest informacja pozytywna. Byłam tam raz. Jeden jedyny. I czekałam chwili, kiedy stamtąd będę mogła wyjechać. Żal mi było zwierząt, które żyły na placu pozbawionym niemal drzew, a upał był i widziałam, jak nawet te, które ponoć lubią ciepło, miały dość tego słońca, tego blasku. Żal mi było zwierząt, do których ucieszeni zwiedzający podjeżdżali samochodami, bo tak się po tym miejscu poruszano. Żal mi było lwów, bo ciasny wybieg to nie miejsce dla królewskich zwierząt. Żal mi było nawet tych osiołków, ich chyba najbardziej, w kojcu dla dzieci. Bo ile można znieść dokarmiania na siłę, poklepywania i różnych takich. Gestów czynionych z sympatii, ale ile?

Podobne głosy o tym miejscu słyszałam ostatnio coraz częściej. I to od kolegów po fachu, od pilotów turystycznych, którzy także wolniutko modyfikowali trasy wycieczek po regionie. Bo jak już w tamten kątek pod miasto jechać, to lepiej do Parku Dinozaurów lub do Parku Drogowskazów, bo tam choć fioletowego smoka zobaczyć można, a nie jednak nieszczęśliwe zwierzęta. Oczywiście współczuję właścicielom, bo każdy chce jakoś żyć. Ale za ostatni czas w ZOO, tym ZOO działo się nie najlepiej.

Nie wiem, czy to miejsce jeszcze za jakiś czas, w przyszłym roku dla przykładu, ruszy. Na chwilę obecną raczej nie. Właścicielom współczuję, że biznes jednak się nie powiódł, ale dla siebie prywatnie, ale też i dla innych, którzy tego miejsca nie lubili, powiem, dobrze. Nie wolno bowiem sprawiać cierpienia braciom mniejszym. Mówił już o tym święty Franciszek z Asyżu, który kazał ptakom, bo ludzi przestał lubić. Ja tam ze świętymi nie bardzo mam po drodze, ale akurat z Biedaczyną z Asyżu dość mocno mi jest.

No i z następnego kąteczka. Zaczął się Tydzień Bibliotek. Wszystkim koleżankom i kolegom bibliotekarzom nie tylko w mieście nad trzema rzekami z tego tytułu olbrzymie gratulacje. Bo bez bibliotek nas nie ma. Sama tego doświadczyłam jakiś czas temu, kiedy w swojej całkiem niewielkiej biblioteczce szukałam pewnej książki. Wiedziałam, że ją mam, tyle tylko, że nie bardzo wiedziałam, gdzie ona jest. A termin pilił, więc poszłam do książnicy i panie bibliotekarki w trymiga poszukiwaną przeze mnie książkę odnalazły i wypożyczyły. Inna rzecz, że jak tekst napisałam i coś tam w prywatnych oraz osobistych książkach szukałam, to znalazłam i tę. No zwyczajnie diabeł ogonem przykrył. Tak to z książkami bywa.

Ale, ale jak o Tygodniu Bibliotek w Książnicy Wojewódzkiej już możecie państwo na naszym portalu przeczytać, to o pewnym wydarzeniu w Bibliotece Pedagogicznej jeszcze słowa nie było. A w nadchodzący piątek szykuje się tam coś fajnego. Otóż biblioteka, czyli pani Basia et consortes zapraszają na Escape Room. Znaczy zabawa będzie, i to jaka. Zasada prosta. Aby wyjść z jednego pokoju do następnego i pokonać całą trasę, trzeba znać klucze do zagadek przygotowanych przez panie bibliotekarki. Jak powiedział mój najbardziej zaprzyjaźniony osobnik, może być trudno, bo kto czyta książki, kto pamięta cytaty? Kto lubi się bawić literaturą? Ja lubię. I jak tylko dam radę, to na przygodę w bibliotecznych zagadkowych pokojach z tajemnicami chętnie się wybiorę. A jak znam bibliotekarski narodek, a znam nieźle, to się w ciemno założyć mogę, że nie będzie maksymalnie trudno, a raczej dowcipnie i ciekawie… Tak więc, kto pomysłu na piątek po południu nie ma, sprzątać mu się nie chce, a ma ochotę na rozruszanie własnych szarych komórek w mózgu, to tam, do Biblioteki Pedagogicznej WOM jak w dym (trzeba się jednak zapisać – tel. 95 721 61 35 lub 509 517 206). Oczywiście wcześniej do Książnicy Wojewódzkiej, bo tam też morze atrakcji jest. Naprawę.

Ps. Wczoraj i dziś obchodzimy zapomniane chyba celowo trochę święto zakończenia II wojny światowej. Ja sobie wczoraj urządziłam długi seans z programem nadawanym przez kanał Discovery Historia. Tak trochę przez przypadek to wyszło, ale jednak. Wiele materiałów o barbarzyństwie II wojny sobie obejrzałam. No i w tych historycznych dokumentach opracowanych przez Brytyjczyków zobaczyłam też i nasze lokalne ślady. Była malusia migaweczka z miasta naszego, malusia z miasta margrabiego Jana, malusia z ostatniej bitwy przed Berlinem, czyli ze Wzgórz Zelowskich, a wszak do Seelow jeździliśmy i jeszcze bywa, że jeździmy na zakupy. O Wzgórzach i tym, co tam się wydarzyło, mało kto pamięta. Ale też i była całkiem spora informacja z pogromu w Kielcach, opatrzona takim komentarzem – największy pogrom Żydów po II wojnie. Dziś dzień jednak zakończenia II wojny. Tego barbarzyństwa wielkiego współczesnego świata. Warto pamiętać. Ja jakoś pamiętam.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x