2017-05-16, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Mamy tak naprawdę niewiele ładnych miejsc w centrum. No i jaka szkoda, że nawet te najładniejsze jakoś tak pomalusiu szpetne.
Pisałam już o gnieździe śmietników przy ul. Łokietka. Na tym najśliczniejszym ze ślicznych skwerków. Wytłumaczono mi, że inaczej, przynajmniej na razie się nie da. Bo takie prawo, bo takie a nie inne rozwiązania. No dobrze. Nie da się, to się nie da, ale może natomiast da się coś zrobić, żeby nie było tam aż tak źle. Bo zwyczajnie można usunąć te szpetne puszki na odzienie, które tam się składa. Kiedyś widziałam, co się z tych puszek wysypało i na pewno nie była to odzież do ponownego użycia, przez nikogo, nawet przez rozpaczliwie potrzebujących.
No i przede wszystkim powinny z tego miejsca zniknąć stare graty. Bo najpierw się tam zagnieździła mocno zużyta kanapa, potem ktoś dostawił do niej jakąś wannę, teraz znów coś przybyło. I jak choć tak te śmietniki muszą stać, to jednak te stare i zniszczone graty można a nawet trzeba usuwać na bieżąco.
Jaka szkoda, że ciągle do tego samego trzeba wracać.
A skoro przy śmietnikach jestem, to dobrze by było, żeby dobrą praktyką tych stojących na chodnikach pojemników, było ich systematyczne opróżnianie, bo teraz aż strach przechodzić, choć na razie gorąco nie jest. Ale już zaczyna dolegliwie cuchnąć. Dolegliwie dla przechodniów, a co mówić o mieszkańcach…
Zresztą o śmieciach można w nieskończoność, bo one jakoś tak mają, że lubią się rzoplęgać…
Zabulgotało na wieść o tym, że sam słynny Starbucks przybywa do miasta. Już widzę te kolejki po kawę i ciastka owsiane.