2017-06-15, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Jaka dobra wiadomość w tym jednak niekoniecznie dobrym dniu. Jeden ze znaków kulturalnych miasta znów wraca na mapę wydarzeń. Ja się tylko cieszę, bo na tym konkursie widziałam paru ciekawych pianistów i jedną gwiazdę.
No i jest zapewnienie, że XXI Międzynarodowy Konkurs Pianistyczny im. Jana Sebastiana Bacha się odbędzie. Po siedmiu latach przerwy, znów będzie. Co prawda to pieśń czerwca 2018 roku, ale jednak. Jest decyzja. Przewodnictwa jury, tradycyjnie i jak dobrze, że jednak, podjął się prof. Grzegorz Kurzyński – rektor Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Dyrektorem artystycznym będzie Piotr Borkowski – pierwszy gościnny dyrygent Kammersolisten der Deutschen Oper Berlin, oraz pierwszy dyrygent i pierwszy dyrektor artystyczny Filharmonii Gorzowskiej, który sformował orkiestrę i wyznaczył jej pułap, oczywiście cały czas do wspinania się wyżej i wyżej. Natomiast dyrektorem organizacyjnym jest Katarzyna Sikorska-Kozłowska – dyrektor Szkoły Muzycznej im. T. Szeligowskiego w Gorzowie Wielkopolskim. Jak zawsze zresztą, bo dyrektorzy tej szkoły muzycznej zawsze tę funkcję spełniali, jako że to ich szkolny konkurs był. Ręki dołoży do całości Latająca Filharmonia Art Asante, a koncert finałowy odbędzie się w Filharmonii Gorzowskiej, bo niby gdzie ma być, jak nie w FG.
Mnie, starej melomance serce się cieszy i to z kilku powodów. Zwyczajnie lubiłam ten akurat konkurs za sprawą patrona. Jak dla mnie muzyka Jana Sebastiana Bacha to coś absolutnie absolutnego. To maksymalne szczęście. I zawsze w miarę możliwości latałam na konkursowe przesłuchania, słuchałam pana profesora Grzegorza Kurzyńskiego oraz innych jurorów. Nie opuściłam ostatnich finałów, mam na myśli koncertów galowych. No dla mnie to szczęście, że konkurs wraca.
Po drugie szczęściem wielkim jest patrzeć na małych i nieco większych muzyków, którzy się z materią muzyczną mierzą. Bo w programie obowiązkowym nie tylko Bach jest. Świetną rzeczą jest, kiedy można obserwować, jak do materii, którą trudno przełożyć na słowo pisane, podchodzą ci, dla których muzyka jest wszystkim. Nawet dla takich małych. O stresie nauczycieli i rodziców nie piszę, bo to już są emocje sięgające zenitu.
Po następne. Nigdy nie wiadomo, czy się na tych konkursowych zmaganiach jaki brylant nie pojawi. Gwiazdek pianistycznych, jakie tu zagrały, można znaleźć trochę. Ale był jeden brylant. Nazywa się Rafał Blechacz. Dziś jedna z największych i najjaśniejszych gwiazd pianistyki… polskiej, ech nie, światowej, laureat XV Konkursu Chopinowskiego. Został nim 21 października 2005 roku. Ale i zgarnął wówczas inne nagrody, a mianowicie za najlepsze wykonanie mazurków, poloneza, koncertu i sonaty. Jednym słowem – wielki szlem, jeśli chodzi o najbardziej prestiżowy i najbardziej liczący się konkurs pianistyczny na świecie.
Miał tylko 11 lat, jak chce oficjalna biografia Artysty, kiedy został laureatem Grand Prix i I nagrody w Bachowskim w Gorzowie (jakoś zawsze myślałam, że miał mniej latek). Nigdy nie zapomnę części konkursowej, bo miałam okazję posłuchać. I nawet ja, ze swoim nieco kulawym słuchem wiedziałam, że tu się jakaś magia odbywa. A potem konkurs finałowy w Teatrze Osterwy. Mam w oczach cały czas, jak do koncertowego fortepianu podchodzi mały, szczupły chłopczyk ubrany w biały garnitur. Zasiada na taborecie, nogi mu trochę nad pedałami dyndają, trochę trwa, nim koncert w wykonaniu finalisty się zacznie, ale jak się zaczął… Oj działo się i to mocarnie. A po tej dawce dużej emocji Leszek Bończuk, a po nim Marek Piechocki mówili, że to wydarzenie, że jeszcze o nim usłyszymy. O pianistach nauczycielach nie wspominam, bo oni nic nie mówili, tylko w zadumie trwali. Minęły lata. Rafał Blechacz jest gwiazdą pianistyki, ale o Gorzowie pamięta i sukces tu odniesiony w swojej oficjalnej biografii notuje. Po takie między innymi rzeczy się chodziło do Szkoły Muzycznej w czas konkursu.
Alei po jeszcze następne. Jak dobrze, że finał będzie w FG. Powtórzę, a gdzie jak nie w FG. Jak nie przy koncertowym Steinwayu, chyba dziś najlepszym koncertowym instrumencie w regionie. Oj dobrze. Serce moje się cieszy. I myślę, że serce Jana Sebastiana Bacha, który gdzieś tam z Niebieskiej Łąki na nas spoziera też. Czekam zatem.
A teraz o tym, że choć szczęsne informacje dotyczące muzyki stały się jasne, ten dzień nie do końca był szczęsny. A było tak. Piknął telefon. Mocno zmartwiony Prezes Dziekański powiedział – Słuchaj Rencia, Kazik Godlewski nie żyje. Nie zrozumiałam informacji. Powiedziałam, powtórz. I usłyszałam, że Kazimierz Godlewski. No nie. Kolorowy człowiek, gitara rockowa, animator starej kapeli, stały bywalec Jazz. A tyle było planów, tyle pomysłów. Prezes powiedział ważne słowa, że po Andrzeju Kubie Florku, Kazimierzu Furmanie ubył mu kolejny człowiek, który był ważnym wsparciem dla niego i dla klubu. Mnie, szlag jasny, ubył fajny znajomy. No nie, nie do końca to szczęsny dzień był. A jak do tego dołożyć pogrzeb Jerzego Gawrońskiego, na który nie poszłam, bo zwyczajnie wolę go pamiętać, tak jak pamiętam, to jednak nie. Kazimierz Godlewski, Zośce i rodzinie głębokie i szczere, naprawdę szczere wyrazy współczucia.
Ps.
Dziś światek związany z wysokimi górami, Zakopanem, Pogotowiem Górskim i takimi tam obchodzi 130 rocznicę urodzin Józefa Oppenheima, dodam od razu, zmarł w niejasnych okolicznościach w 1946 roku. Jak to się ma go miasta, ta rocznica się ma? Ano tak, że wielu z nas łazi po Tatrach, wielu z nas ciągle się tam natyka na ślady po Józiu, jak o nim mówiono. Ale też wielu z nas ma w swoich bibliotekach znakomitą książkę Stanisława Zielińskiego „W stronę Pysznej”. I wielu z nas, tu z miasta, łaziło po śladach Oppenheima w górach, co jest cokolwiek trudne, ale nie niemożliwe. Maks kolorowa postać. I dodam tylko, że wielu z nas ma w domach albumy lub tylko pocztówki z Tatr. Takie surowe, takie urzekające. To Józiowe dzieło. A jak kto książki nie przeczytał, to polecam, a zwłaszcza passus poświęcony Bacy…
No i jeszcze jedna data, trochę nieoczywiście związana z miastem. Otóż dziś 60. urodziny obchodzi wybitny krytyk filmu. Pan Tomasz Raczek. A związany w nieoczywisty sposób z miastem jest w taki sposób, że jest twarzą Kina Konesera, kina, które wymyśliła i promuje pani Monika Kowalska, dyrektor kina Helios, oj tam dyrektor, kobieta legenda już. I dzięki Monice pan Tomasz Raczek bywa w mieście. Bywa, spotyka się z fanami, podpisuje swoje książki. Zawsze ma czas i ochotę, żeby z fanami porozmawiać. Tacy są polscy krytycy filmowi, więc wszystkiego naj na urodziny. I do kolejnej wizyty w Heliosie… Do następnej. Samych dobrych chwil na urodziny i do kolejnej wizyty w mieście nad trzema rzekami….
Zabulgotało na wieść o tym, że sam słynny Starbucks przybywa do miasta. Już widzę te kolejki po kawę i ciastka owsiane.