2017-07-27, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
A potem razem z Orkiestrą Filharmonii Gorzowskiej zagrają na Przystanku Woodstock. Ale przez dwa dni będą próbować i nagrywać u nas.
To nie będzie pierwszy występ filharmoników gorzowskich na Woodstocku. Tym razem to jednak będzie mocarne uderzenie, bo zagrają razem z The Dead Daisies, rockmanami, którzy na stałe grają w takich formacjach jak Whitesnake, Motley Crue, Thin Lizzy. Nad całością czuwać będzie maestra profesor Monika Wolińska i jak na razie będzie to jej ostatni występ w muzykami FG. Bo maestra wyjeżdża na rok do USA, do Dallas, na bardzo prestiżowe stypendium.
Ale wracając do rockmanów, to przez dwa dni będą mieszkać i pracować w mieście nad Wartą. I dla fanów takich brzmień, jak Thin Lizzy, samo to już będzie dużym wydarzeniem. Ja w każdym razie czekam z niecierpliwością. Rzadko bowiem muzycy tego formatu zaglądają do takich miast, jak nasze. Bo ani miejsca za bardzo na koncert takich tuzów nie ma, ani też jakoś sobie nie wyobrażam koncertu. Może wyobraźni mnie nie wystarcza, ale jednak. Bo przecież Whitesnake czy Thin grywają na wielkich stadionach lub w prestiżowych salach koncertowych.
Ale rockmani nie tylko będą próbować. Powstanie bowiem nagranie, raz z FG, a dwa finalnie z koncertu na Przystanku. Ukażą się DVD, CD. No i jest szansa, że też na winylu. A wówczas trafi on do sprzedaży w Stanach. Może być lepsza promocja? Ano nie. I to znów za sprawą kultury.
The Dead Daisies grali już w ubiegłym roku na Przystanku i tak bardzo im się spodobał klimat, poziom muzyczny imprezy, kultura gospodarzy i samych słuchaczy, że zapragnęli wystąpić tu jeszcze raz. No i jak się okazuje, ja się chce, znaczy jak amerykańskie gwiazdy chcą, to mogą. Z wiarygodnych źródeł wiem, że decyzja o ponownym występie Amerykanów zapadła na pięć minut po ich pierwszym występie. To tylko jest kolejnym potwierdzeniem wielkiego profesjonalizmu ekipy Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, której teraz wszyscy u rządu rzucają coraz to nowe kłody pod nogi. Jurek Owsiak już zapowiedział, że poważnie się zastanawia nad kolejną organizacją najsympatyczniejszego koncertu pod chmurką, bo zwyczajnie nie daje rady. Jeśli tak się stanie, to będzie to niepowetowana strata dla samego Kostrzyna, ale i dla nas wszystkich, którzy od lat na tę imprezę jeżdżą.
Ciekawa jestem, jak tę prawdę przyjmą ci, którzy na Woodstock jadą co roku. Ciekawe. Prosta prawda nakazuje – poczekamy, pożyjemy, zobaczymy. Ale poważnie się obawiam, że tym razem ta prawda może się okazać niedobra, bo jak będziemy bezczynie czekać, to i imprezy nie będzie, a nam wszystkim, którzy ją lubią, pozostanie smutek i żal, że coś tak fantastycznego się skończyło. Jeśli dodać do tego fakt, że kostrzyński Woodstock stał się też prawdziwym pomostem współpracy i porozumienia międzynarodowego, to gorycz i żal będzie tym większy.
A teraz kolejny odcinek z protestów w mieście. Tym razem w ulewnym deszczu i wodzie p kostki, bo jednak chodnik na Hawelańskiej zamienił się w rwący strumień, protestujący spotkali się przy biurze poselskim Elżbiety Rafalskiej. Motywem przewodnim był Ogólnopolski Strajk Kobiet, czyli siła domagająca się równych praw dla kobiet właśnie. Miejsce było nieprzypadkowe, bo biuro posłanki, kobiety i ważnej minister w rządzie. Gorzko brzmiały słowa poseł Krystyny Sibińskiej, która mówiła, że żadna z posłanek, kobiet formacji PiS nigdy się nie zająknęła na temat właśnie praw kobiet. Jej słów słuchało kilkadziesiąt, może nawet ze 150 osób, które tam przyszły. Mało? Mało. Ale jednak byli. Wyprowadzanie świec na spacer na razie się kończy. Choć wszyscy się umówiliśmy, że jak zajdzie potrzeba, to na pstryk palców, na iskrę znów się spotykamy. I choć lało niemiłosiernie, jednak tam staliśmy.
Zabulgotało na wieść o tym, że sam słynny Starbucks przybywa do miasta. Już widzę te kolejki po kawę i ciastka owsiane.