2017-08-10, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Cieszy mnie każda odnowiona kamienica w mieście. A potem idę, przyglądam się i nie mogę się nadziwić, jak jeden mały drobiazg może popsuć całość.
Jakoś tak mam, że lubię stare i cieszy mnie, kiedy stare odzyskuje blask. Dlatego bardzo, ale to bardzo cieszą mnie wszelkie renowacje starych kamienic. Bo nagle pojawiają się perełeczki, takie, które budzą zachwyt. Potem, kiedy się wnikliwie przyglądam, zawsze lub prawie zawsze jest jakiś detal, jakiś w gruncie rzeczy drobiazg zaczyna psuć efekt.
Stałam ostatnio na ul. 30 Stycznia i gapiłam się na kamienicę, która tak bardzo mnie się jakiś czas temu podobała. Coś mi nie dawało spokoju. I nagle bingo. Już wiedziałam, co mnie uwiera. Otóż w jednych oknach ktoś założył sobie niestandardowe okna. Takie bez szprosów, choć w całej kamienicy takie są. No i zwyczajnie głupio to wygląda. A przemiły sąsiad podpowiedział, że w kolejnych oknach są jakieś czarne elementy.
No to sobie pochodziłam po Nowym Mieście i pooglądałam. I rzeczywiście jest tak, że w części nowe okna nijak nie pasują do wzorca. Za żadne skarby świata nie zrozumiem, po co ludziom okna z jakimiś dziwadłami zamiast prostych szprosów. Albo zupełnie bez szprosów. I nagle przypomniała mnie się rozmowa z pewną architekt, która kilka lat temu właśnie na takie detale zwracała uwagę.
Teraz ja bardzo dokładnie rozumiem, o czym mówiła. Bo mnie to też zaczyna drażnić. Podobnie jak i inne drobiazgi. A tych jest zwyczajnie coraz więcej i więcej. No cóż.
A teraz z drugiego kątka. Otóż dziś obchodzimy 110 rocznicę śmierci Hermanna Ende, syna landsberskiego księgarza, wybitnego berlińskiego architekta. To właśnie on jest autorem słynnego Czerwonego Ratusza stojącego nieopodal berlińskiej Wieży Telewizyjnej, jednego ze znaków stolicy nad Szprewą. To on także zaprojektował Muzeum Sztuki Ludowej, ale także dwa spektakularne gmachy w Tokio, bo Ministerstwa Sprawiedliwości Japonii, który oglądać można do dziś oraz nieistniejącego gmachu japońskiego Sądu Najwyższego. Piszę tej rocznicy, bo jakoś mało się o nim mówi, a przecież to jednak była postać. A jako że ja mam z lekka, a może i nie z lekka fiksację na punkcie dziejów miasta, to inna inszość.
Zabulgotało na wieść o tym, że sam słynny Starbucks przybywa do miasta. Już widzę te kolejki po kawę i ciastka owsiane.