2017-08-24, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Mija prawie miesiąc, od kiedy miejska spółka Inneko sprząta ulice miasta. Ulice, czyli zapiaszczenia po dużych deszczach i takie tam różne.
Oceny tej decyzji miasta, czyli o powierzeniu sprzątania ulic miejskiej spółce, są raczej negatywne. Mieszkańcy wytykają błędy, opustki i wszelkie niedociągnięcia. I po części mają rację. Bo do ideału daleko, nawet bardzo. Ulice jednak to tylko kawałeczek miejskiej rzeczywistości. Bo oprócz ulic są jeszcze chodniki, pasy zieleni i te okropne śmietniki, które totalnie psują wizerunek. I gdyby nawet ulice lśniły, to zawsze zostają te dodatki.
Jakiś czas temu, po złośliwcu na temat pomnika na placu Grunwaldzkim miła Czytelniczka zwróciła mi uwagę, że trzeba też pomyśleć i pamiętać właśnie o imponderabiliach. O chodnikach, o innych rzeczach, które w pasie drogowym są. Między innymi też tymi kubłami i kastami na śmieci, które szpecą i to jak ulice.
Przeczytałam list, pokiwałam głową, przyznałam rację i pomyślałam sobie, że trudna sprawa, że raczej nic się nie da zrobić. A potem zawiało mnie na Litwę. Byłam tam w kilku miejscach. I nigdzie, ale to nigdzie nie widziałam właśnie wielkich pojemników na śmieci. Owszem, widziałam śmieciary wywożące śmieci. A widziałam dlatego, że jakoś tak mam, że wstaję wcześnie, bo zagranicą szkoda czasu na sen, łaziłam po ulicach wcześnie rano i dlatego widziałam te wozy. Tak po prawdzie widziałam w Wilnie dwa miejsca, gdzie były skupiska pojemników na odpadki. Takie gniazda śmieciowe, ale i one były jakoś tam schowane.
Potem wróciłam do miasta i masz babo placek. W centrum, w historycznej dzielnicy Nowe Miasto znów napatoczyłam się na te okropne pojemniki. Potem na Zawarciu też je oglądałam. A jeszcze później pogadałam sobie z przemiłą znajomą i też o tym dyskutowałyśmy.
Clou było takie: możesz sobie stanąć na głowie, na uszach albo rzęsach, do wyboru i koloru metoda, ale jak się nie uporasz z tym problemem, to miasto zawsze będzie wyglądać jak brudne i zaśmiecone. Jednym słowem, trzeba zrobić wszystko, żeby te okropne kubły i wielkie pojemniki zniknęły z ulic.
Miła Czytelniczka zwróciła uwagę na sposób gospodarowania śmieciami gdzieś w Europie. Pisała o podziemnych składach odpadków, takich, które są niewidoczne, ale bardzo wydajne i proste do czyszczenia. Owszem, znam takie. Widziałam w Quedlinburgu w Niemczech, widziałam i widuję w Berlinie. Z opowieści znam z Holandii, z miasta mistrza Johannesa Vermeera, czyli z Delft. To drogie rozwiązanie. Nie widziałam tego w Wilnie, Trokach, Kownie, ale też nie widziałam nigdy we Lwowie i paru innych miastach Ukrainy, a tam też jakoś nie mają tego problemu, znaczy pojemniki na odpadki na ulicach w centrach i historycznych miejscach. Ale też tam widziałam śmieciary.
Dopóki więc nie uda się rozwiązać tego problemu, tego odpadkowego, to żeby nawet na uszach…. I tak dalej Inneko stanęło, to nigdy nie uda się dobrze zadbać o czystość ulic. Bo nawet jak asfalt albo inna nawierzchnia będzie lśnić, to i tak bałagan na chodnikach oraz te paskudne kasty śmieciowe sprawią, że porządku widać nie będzie. Trzeba się więc zastanowić, jak to zrobić. Może pojechać po pomysł do Wilna albo do Lwowa, albo trochę, oj mocno trochę bliżej do Berlina i zapytać… Innego wyjścia nie widzę. Nie widzę, a zrobić to trzeba, bo jednak warto zawalczyć o piękne i przyjazne a jednocześnie czyste miasto. Czyste – od tych okropnych kast śmieciowych miasto.
Miało być jeszcze z innego kątka, ale ten kątek wart jest innego tekstu. Za jakiś czas będzie… O znaleziskach na polu bitwy w Kunowicach, Kunersdorf myślę. A ponieważ to ta sama wojna, te same działania, ci sami dowódcy, ten sam mój ukochany władca Fryderyk II Wielki, więc nie w złośliwcu o tym trzeba napisać, ale w innym, opatrzonym przypisami tekście. Powiem tylko jedno. Po tych bitwach wojny toczonej w drugiej połowie XVIII wieku mało artefaktów pozostało. Skarb się odnalazł… Skarb. I o tym za jakąś chwilkę. Bo o skarbach wybitnie lubimy, ja i mój dżin z czarnego imbryka do herbaty. I tak dla porządku domu, Dżin odmówił wyjazdu na Litwę, a teraz mu przykro i żal… Bywa. Wcale mi go nie żal.
Zabulgotało na wieść o tym, że sam słynny Starbucks przybywa do miasta. Już widzę te kolejki po kawę i ciastka owsiane.