Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Andrzeja, Jędrzeja, Małgorzaty , 16 maja 2025

Co dzień jakaś niespodzianka, tym razem trochę koszmarna

2017-09-03, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Przeczytałam i zwyczajnie nie uwierzyłam. Koszmarnego Gorzusia, co to tylko małe straszył, ma zastąpić nosorożec, i to w dodatku dość niezwykle nazwany.

Nosorożec został znaleziony podczas budowy S3. Nie chcę się chwalić, ale byłam pierwsza, która znalezisko oglądała i która o tym napisała. Byłam też świadkiem rozmowy telefonicznej mego ówczesnego szefa z byłym już dyrektorem Muzeum Lubuskiego, który kompletnie się znaleziskiem nie zainteresował. Co mnie zdziwiło, bo mnie zwykłe zapalanie głodu wiedzy nie utrzymałoby na miejscu i natychmiast chciałbym to znalezisko obejrzeć. No tak już mam, że lubię takie rzeczy. Pamiętam, jak wrocławscy naukowcy tłumaczyli, na czym polega niezwykłość i odrębność tego szkieletu. Było pioruńsko gorąco, ja w cienkich butkach, ale co tam, starożytne kości warte są każdych poświęceń.

Wrzawa medialna, bo lokalna, ale i ponad lokalna, sprawiła, że miasto w końcu starożytnymi kośćmi się zajęło. No i masz, no masz ci babo placek i to w dodatku z zakalcem. Ktoś w magistracie wpadł na pomysł, aby właśnie ów prehistoryczny zwierzak został nowym logo miasta. I ma nosić imię Stefan lub Stefania… To jeszcze nie zostało doprecyzowane.

No tak. Wielkie i ciężkie, a przy okazji niebezpieczne zwierzę ma być nowym symbolem miasta. Nie wiem, kto w mieście wpadł na ten pomysł. Nie wiem i raczej nie jestem ciekawa. Powiem tylko, że specjaliści od marek wszelakich jednym głosem mówią, że loga wszelakie winne być lekkie, przestrzenne, maksymalnie graficznie uproszczone. Ma to być idea miejsca, które określa. Wybór nosorożca kompletnie idzie wbrew tym regułom. Zwyczajnie głupi pomysł. I nie, nie jestem za pominięciem tego znaleziska. Otóż jak najbardziej trzeba podkreślić miejsce znaleziska, zadbać o promocję, jakoś to sensownie ograć. Ale żeby od razu pokracznego Gorzusia zastępować właśnie nosorożcem, to jednak coś kuriozalnego i jednocześnie komicznego. A nazywanie go Stefanem tylko w moich oczach oznacza, że ktoś, kto wpadł na ten pomysł, zwyczajnie nie wie, co robi.

Tak się składa, że jakiś czas temu w tygodniku Polityka był świetny tekst na temat właśnie różnych znaków różnych miast i krain geograficznych. Pamiętam, że jak go czytałam, to popłakałam się ze śmiechu, bo ludzie wymyślali i wymyślili takie głupoty i wyprodukowali takie straszydełka, że tylko śmiechem dało się to skomentować. Ale wybór nosorożca to więcej niż komedia połączona z groteską w jednym.

Jakoś tak się ostatnio dzieje, że miasto nie ma szczęścia do logotypów. Co jedno, to załamka. Zresztą o tym najnowszym znaku to pamiętają tylko chyba koszykarki przesławnej akademii, bo mają je na swoich strojach. Nie za bardzo wiem zresztą, w której części tych strojów, bo na koszykówce się nie znam i oglądam ją tylko wówczas, kiedy gdzieś w odległych kanałach filmowych trafię na „Kosmiczny mecz” z Michaelem Air Jordanem, Billem Murrayem i Królikiem Bugsem oraz Strusiem Pędziwiatrem, Diabłem Tasmańskim i Tweety’ym, jak i innymi wielkimi koszykarzami tamtych czasów. Rodzina moja jeszcze dziś wymieniłaby ich z imienia i nazwiska – koszykarzy pojawiających się w tym filmie, a nie resztę ekipy Królika.

No i teraz do tego nowego hasełka, które kompletnie nie jest znane, dojdzie nosorożec. Pogratulować pomysłu i mieć nadzieję, że jednak nie wejdzie on w życie. W sensie logotypu. Bo jako jeden ze znaków, marek, dla których warto może jednak do miasta zajechać, jak najbardziej. Powtórzę – sala w muzeum, jak najbardziej, wydawnictwo, ale mądre – jak najbardziej, konferencja naukowa ze specjalistami, jak najbardziej, nawet bardziej niż jak najbardziej. Ale nie logo na litość…

Jeśli chodzi o imię… No cóż. Królewskie imię, do którego ja mam olbrzymi sentyment, może dlatego, że lubię Węgry, moim zdaniem potraktowane tu zostało trochę obciachowo. I więcej nie mam zamiaru na ten temat pisać.

A teraz z innego kątka, ale bliskiego. Mamy nową ulicę – Bielikowa się nazywa. No i mamy przerzucanie się argumentami za i przeciw. Dowcipni mieszkańcy już się dokopali do bohatera – Bielikowa, który był radzieckim generałem i w latach 80. zeszłego wieku dowodził wojskami radzieckimi w Niemczech Wschodnich. Czyli z ulicy Janka Krasickiego, zdeklarowanego komunisty, mordercy Bolesława Mołojca, no postaci jednak mocno antypatycznej, mamy ulicę Bielikową, Bielikowa w mianowniku. Urzędnicy dość nieudolnie się tłumaczą, że nazwa ma pochodzić od Bielika, orła w polskim godle (no i nie udało się pominąć dużego przymiotnika). Już zwykły słuch językowy oraz znajomość zasad polskiej gramatyki podpowiada, że nazwa winna brzmieć Bielika, a najlepiej Orła Bielika, jeśli już. Choć po prawdzie Bielik to jastrzębiowate, ale co tam. Niech ostatecznie będzie. Komisja do spraw nazewniczych zdecydowanie się odcina od tej nieszczęsnej nazwy i trudno się dziwić. Bo to jednak wstyd.

Nie wiem, co urzędnicy teraz wymyślą, nie wiem, co radni na tę kwestię powiedzą, nie wiem, jak zareaguje wojewoda. Sprawa jest rozwojowa, raczej sprawka, ale jednak.

No i zobaczcie, czy nie w zabawowym mieście żyjemy?

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x