Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Andrzeja, Jędrzeja, Małgorzaty , 16 maja 2025

Będą bronić Jurka Owsiaka pro bono

2017-09-07, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Ze wzruszeniem przeczytałam oświadczenie, a właściwie list mecenasa Jerzego Synowca et consortes do Jurka Owsiaka. Palestra wyraziła chęć obrony szefa WOŚP przed sądem pro bono.

Najpierw była informacja, że komendant gorzowskiej miejskiej Policji w Gorzowie Wielkopolskim, inspektor Stanisław Panek zaskarżył Jurka Owsiaka do sądu za używanie niecenzuralnych słów na Przystanku Woodstock. Dla mnie to informacja z lekka kuriozum była, bo to była rapowa rymowanka (przepraszam Piotra Bukartyka za takie sformułowanie). Jak się zna scenę rap, to się wie, że to i tak było lekko, lajtowo – jakby się to w tym języku określiło, było. Pomyślałam sobie, to jakiś żart, przecież Net od takich głupawych informacji się roi. Ale nie, to było na poważnie.

Niedługo przyszło czekać. Niemal natychmiast w Necie pojawił się list, jaki Jerzy Synowiec wraz ze swoimi wspólnikami ze Złotej Kancelarii, jak się ją określa w mieście, wystosował do Jurka Owsiaka. Napisał w nim, że jeśli tylko Jurek zechce, to jego kancelaria będzie go bronić przed sądem pro bono, bo lubi Jurka, lubi Przystanek Woodstock oraz jest zwolennikiem zdrowego rozsądku.

Pro bono. Znaczy na koszt prawników. Ktoś może powiedzieć, pod publiczkę działanie. Przecież ich na to stać. Ale moim zdaniem to znakomita informacja i wpisująca się w działania tej kancelarii, samego mecenasa Jerzego Synowca. W latach nocy stanu wojennego i ciemnych czasów walki z komuną właśnie ten mecenas nie raz i nie dwa właśnie pro bono bronił działaczy podziemia demokratycznego. W tamtych czasach, kiedy nikt nie cierpiał na nadmiar pieniędzy, o nadmiarze odwagi nie mówię. Stawał w mocno niewygodnych dla pokrzywdzonych sprawach po ich, zresztą słusznych stronach. A nie musiał. Potem też bywało, że też bronił pro bono.

Dokładnie to brzmi pro publico bono, czyli dla dobra publicznego. Dla dobra publicznego, czyli prawnicy uznają, że sprawa ma naprawdę ważny wydźwięk społeczny, istotny z punktu widzenia ogółu. A głupawe oskarżenie Jerzego Owsiaka o język wulgarny jest taką sprawą. Wulgaryzmy w tym przypadku to taki drobiażdżek, który pozwala zataskać przed sąd kogoś, kto z misji społecznej uczynił sens swego i nie tylko swego życia. Nie można go było zataskać przed sąd za podatki, za rozliczenia Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, za milion razy sprawdzane niezwykle drobiazgowo przetargi, w których nie kupował krówek czy tam śliwek w czekoladzie, ale sprzęt ratujący życie, więc wykorzystano precedens, bździoszkę zwykłą. Znalazł się usłużny, który gest wykonał. I mamy sprawę.

W Necie już się zwołują zwolennicy i przyjaciele oraz bywalcy Przystanku, jak i ci, którzy na Przystanek rzadko jeżdżą, ale ofiarnie kwestują zimą. Zbierają na sprzęt medyczny, który WOŚP kupuje. Zamiarują jechać do sądu w Słubicach. Zamierzają swoją tam obecnością wspierać Jurka. To wspaniałe. Nie udało się władzy obecnej zablokować Przystanku, to choć tak się Jurkowi odwinęła. Moim zdaniem, błąd. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Nie wiadomo na tę chwilę, czy Jurek Owsiak skorzysta z pomocy prawnej Złotej Kancelarii. Nawet jakby nie, to i tak postawa prawników z miasta nad Wartą jest godna pochwały wielkiej. Jako pierwsi uznali, że ta cała sprawa jest zwyczajnie idiotyczna – vide casus o zdrowym rozsądku. Jako pierwsi i na chwilę, w której piszę swego złośliwca, jedyni publicznie zgłosili chęć pomocy i służenia prawnie właśnie Jerzemu Owsiakowi. Oczywistym jest, że szef WOŚP ma swoich jurystów, ale głos w takiej sprawie, takiej głupiej z pozycji zwykłego obywatela, jest niezmiernie ważny. Znaczy, że są jeszcze normalni ludzi w tym kraju. Normalni prawnicy, co jest niezwykle ważne dziś. Brawo, brawo i jeszcze raz brawo.

Przykre i dziwne jest w tym wszystkim, w tej durnej sytuacji, jedno. Wielu, bardzo wielu prominentnych ludzi w tym kraju używało w publicznej debacie języka jeszcze bardziej obelżywego, jeszcze bardziej napastliwego, jeszcze bardziej obrażającego innych ludzi. I nie były to słowa napisane przez poetę, jak w przypadku Owsiaka było, ale była i nadal jest to ich inwencja twórcza, albo raczej tylko taka znajomość polszczyzny, rynsztokowej i okropnej, a nikomu do głowy, w tym mundurowym, do głowy nie wpadło, że trzeba ich do sądu targać. O reperach i scenie off nie mówię, bo i po co.

Za ostatnich lat, lat życia w kraju po przełomie demokratycznym, prowadzone są rankingi zaufania społecznego. Nie interesują mnie rankingi dotyczące polityków, bo to badziew jest. Natomiast zawsze z ciekawością czytam rankingi zaufania do służb. Od lat na pierwszym miejscu są strażacy. Dziwne nie jest. Policja jakiś czas temu odrobiła straty i też była wysoko. Ostatnie dwa lata sprawiły, że znów dołuje. I czemu się dziwić, jeśli mundurowi pozwalają się wikłać w takie hucpy. O innych nie wspominam.

I na koniec, nie chciałabym być w skórze jurysty, któremu przyjdzie rozpatrywać tę sprawę… Naprawdę nie chciałabym być...

Ps. I odrobinka prywaty. Bo jakoś się tak przyzwyczaiłam, że zawsze jest. Dziś mija 55. rocznica śmierci Karen Blixen, wybitnej duńskiej pisarki, autorki „Pożegnania z Afryką” (132 lata mijają od jej urodzin). Każdy, kto lubi jej pisarstwo, zna na pamięć pierwsze zdanie z jej najsłynniejszej książki – I had a farm in Africa. Miałam farmę w Afryce. Wielu zna i lubi film „Pożegnanie z Afryką” w reżyserii Sidneya Pollacka z… i tu już kolorowy zawrót głowy: Meryl Streep, Robert Redford, Klaus Maria Brandauer, Michael Kitchen. Muzykę napisał John Barry.

Najpierw zobaczyłam film i od tego czasu w kinie widziałam go n razy. Potem przeczytałam książkę, zresztą mam ją pod ręką. Potem sięgnęłam po kolejne. „Zimowe opowieści” są na drugim miejscu jej książek, które lubię. A film „Uczta Babette” to kolejny, który zwyczajnie lubię. Karen Blixen, właściwie Karen Christence von Blixen-Finecke, miała ciekawe życie, nieszczęśliwe, ale ciekawe. Była znakomitą pisarką. Kiedyś w Danii szukałam jej śladów. Może kiedyś pojadę do Kenii i będzie mi dane pojechać na jej farmę u stóp gór Ngong. Dziś mija pół wieku i pięć lat, odkąd przeniosła się na Niebieskie Literackie Łąki. I tam pewno patrzy nie na Danię, ale na Kenię i swoją ukochaną farmę, dziś Muzeum blisko Nairobi.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x