2017-09-21, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Szłam sobie niespiesznie po umierającym Szlaku Królewskim i nagle – coś ładnego zauważyłam. Książki i nie tylko.
Mówi się, że księgarnie umierają, bo tak jest. A antykwariatów to już zupełnie nie opłaca się otwierać, bo to kompletnie passe biznes. Otóż jak pokazuje przykład pani Ani i jej męża Tomasza, wcale tak nie musi być. Bo to właśnie ich antykwariat przeniósł się na Chrobrego. Z niedaleka się przeniósł, bo z pomieszczenia w bramie, czyli z oficyny na front. Pamiętam, jak zaczynali, w takiej dziupelce, w tej samej bramie, ale nadal w oficynie, tyle że innej. Potem przenieśli się do większej dziupelki, takiej większej po drugiej stronie podwórka. A teraz to już salon. Bo po prawdzie, to jest śliczne miejsce. Przestronne, z kącikiem żużlowym, tak, tak. Nawet motocykl tam stoi i są pamiątki klubowe Stali – takie, jakie kiedyś każdy miał – proporczyki, i coś tam jeszcze. Jest stare radio, takie z zieloną diodą, jaka mnie w dzieciństwie zamierzchłym fascynowała u wujka Tadeusza na wsi w Wielkopolsce. Ale są i stare zdjęcia miasta, takie z lat 70. Pani Ania akurat malowała na drzwiach napis Antykwariat.
Jak widzę książki, to zwyczajnie muszę tam, do takiego miejsca wejść. A jako że byłam wcześniej w dziupelkach, to weszłam do salonu. No i tu zachwyt. Bo ten kącik, bo półki z książkami. Bo jednak jest postęp. Pani Ania mówi, że jeszcze wnętrze nie jest skończone, ale już można tam wejść, pogapić się na książki, na stare płyty, na komiksy. No na to coś, co ja zwyczajnie bardzo lubię. Pogadałam chwilkę z właścicielką, pozachwycałam się mocno.
A potem sobie pomyślałam, że mały klasterek nam w tym miejscu powstał. Bo po drugiej stronie ulicy jest już działająca na nowo księgarnia Daniel, tuż obok Klub Jedynka z własną biblioteczką i spotkaniami z ludźmi pióra. Klasterek powstał bez żadnych wcześniejszych zadętych deklaracji. Tak się zwyczajnie ułożyło. I dobrze. Bo ludzie, którzy lubią książki, nowości znajdą u Daniela, starsze rzeczy, których już w obrocie nie ma w Antykwariacie. A jak kto chce coś poczytać i szuka regionalików lub rzeczy dla dzieci, to w Jedynce znajdzie. Może doczekam się czasu, kiedy coś wspólnego księgarze i właściciela antykwariatu zrobią razem. Oj dobrze by było. Dodam, że w mieście jest jeszcze jeden antykwariat, przynajmniej o jednym wiem oraz tania księgarnia. Znaczy duch w narodzie zupełnie nie upadł. Ludzie lubią książki. Ja bardzo.
I w tym miejscu się pochwalę, mam książkę „Księgarnie” Jorge Carriona, właśnie ją sobie podczytuję. I z wielką przyjemnością odkryłam, że są tam słówka o księgarni Lello, czyli Livrarii Lello w portugalskim Porto. To zachwycające miejsce, gdzie urodził się Harry Potter. Ja, co prawda, dziejów Małego Czarodzieja nie przeczytałam, ale w Lello byłam. I zauroczyło mnie to miejsce maksymalnie. O innych księgarniach z przeuroczej książki tylko słyszałam lub o nich gdzieś czytałam, a teraz mam kompendium. I to jakie smakowite. Księgarnie i antykwariaty mają moc. Wiem to od zawsze…
A teraz z innego kątka. Otóż archeologowie znaleźli blisko 500 szkieletów niemieckich żołnierzy w okolicach szpitala psychiatrycznego. O tym, że byli to niemieccy żołnierze świadczą nieśmiertelniki. Prawdopodobnie byli to żołnierze ranni w działaniach wojennych, którzy umarli wskutek choroby – może tyfus, a może inna zaraza. I powiem, że przeraziła mnie skala negatywnych komentarzy w sieci dotyczących właśnie tych szczątków. Jakoś mnie to zniesmaczyło. No cóż. W każdym razie od pokaźnego już czasu wiadomo, co z takimi szczątkami się dzieje. W Glinnej, Stare Czarnowo jest cmentarz wojenny, na którym grzebane są szczątki Niemców znajdowane w różnych miejscach na zachodnich rubieżach, ale i nie tylko. Jeśli tylko udaje się ustalić tożsamość, to nazwisko i imię, tylko nazwisko i imię jest ryte w pylonach, które tam stoją. Każdy znajduje godne miejsce pochówku. Bo jednak myślę, że generalnie każdemu się to należy. Jak mówi Horacy, wybitny rzymski poeta, dla każdego z nas ta sama noc. Oczywiście od zasady godnego pochówku są małe odstępstwa. Mam na myśli zbrodniarzy nazistowskich czy też dyktatorów doby współczesnej, których się nie chowa w czytelnych miejscach, aby nie czynić miejsca złego kultu. Ale w generalności zasada pochówków powinna obowiązywać i szczęściem obowiązuje. A Glinna – to miejsce, które każdy powinien zobaczyć. Tchnie spokojem i dostojeństwem. I dobrze, że na pylonach znajdują się tylko ustalone imiona i nazwiska. Bo czasami formacja, w której służył ten czy inny, który ostateczne miejsce spoczynku znalazł właśnie tu, mogłaby przyprawić o ciarki.
Archeologowie zapowiadają kolejne prace, na pewno znajdą się jeszcze inne takie cmentarze. I szczątki tam odnalezione pojadą do Glinnej. I tak powinno być. Przynajmniej w moim pojęciu o przyzwoitości wobec ludzkich szczątków.
Ps. I odrobina prywaty teraz będzie. Dziś obchodzimy my wszyscy, którym na sercu i w mózgu leży spokój, Międzynarodowy Dzień Pokoju, święto obchodzone przez państwa skupione w Organizacji Narodów Zjednoczonych od 1981 roku, a na arenie międzynarodowej od 2002 roku. I tu drobna dedykacja dla urzędników z IPN, którzy chcą, aby z pejzażu miasta zniknęła ulica Obrońców Pokoju. Pomyślcie państwo, zanim znów głupawe lub zwyczajnie głupie decyzje podejmiecie.
I druga, tym razem bardzo ważna data dla fanów jazzu, w tym i dla mnie, a takich jak ja, znaczy fanów jazzu w mieście nad Wartą oraz okolicy jest wielu. Dziś mija dokładnie 30 lat od chwili śmierci Jaco Pastoriusa, wybitnego muzyka, wirtuoza gitary basowej. Był geniuszem, który grał w legendarnej formacji Weather Report Joe Zawinula i Wayne’a Shortera. Lubił mówić, że jest Seminolem, ale nie był. Zrewolucjonizował grę i brzmienie gitary basowej. Był geniuszem, że powtórzę. Śmierć znalazł głupio. 12 września 1987 roku nad ranem przed drzwiami Midnight Bottle Club w Fort Lauderdale został pobity przez ochroniarza klubu Luca Havana. W wyniku nieodwracalnego uszkodzenia mózgu zmarł po trwającej dziesięć dni śpiączce. Miał tylko 35 lat. Pozostawił małżonkę Ingrid oraz czworo dzieci – Johna IV, Mary oraz bliźniaki Felixa i Juliusa. Miles Davis uhonorował Jaco utworem „Mr. Pastorius” wydanym na albumie „Amandalla” a Victor Wooten w utworze „Bass Tribute” (poświęconemu najwybitniejszym basistom). Mam dwie jego płyty. I już wiem, jak spędzę dziś wieczór….
Zabulgotało na wieść o tym, że sam słynny Starbucks przybywa do miasta. Już widzę te kolejki po kawę i ciastka owsiane.