2017-10-30, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Kiedy wysiadłam późnym wieczorem na dworcu centralnym w mieście nad trzema rzekami, nie uwierzyłam w to, co widzę. A zobaczyłam… niemiecki szynobus.
Kiedy podjeżdżałam do dworca, wydawało mnie się rzeczą niemożliwą, aby brandenburski pociąg tak sobie zwyczajnie stał i czekał na pasażerów. A jednak po chwili stałam przed nim i się gapiłam. Nie dlatego, że nie znam. Właśnie dlatego, że znam i to bardzo dobrze, ale spotykam po tamtej stronie granicy.
Patrzyłam na brandenburski szynobus w ichniej – szaro-błękito-białej barwie, ze wszystkimi oznaczeniami szlakowymi i się zastanawiałam, co ten pociąg tu robi. Bo choć wyprodukowany przez Pesę, to jednak niemiecki ci on jest. A nic mi nie było wiadomym, żeby polska kolej nawiązała jakieś dodatkowe kontakty komunikacyjne z Brandenburgią.
Wiem, bo mnie to interesuje i śledzę, co się w tej materii dzieje.
Tym bardziej tego szynobusu tu nie powinno być, bo homologacja, bo umowy, bo coś tam. A jednak był.
Znaczy zagadka. Ja zwyczajnie chciałabym, żeby było połączenie z Berlinem, takie jaki jest z miasta margrabiego Jana. Pociągi od wczesnego rana do późnego wieczora co godzina na zasadzie wahadła. I wiem, że to nie jest możliwe. Bo zwyczajnie trudno się dogadać. Szkoda.
W każdym razie dla mnie ten pociąg, który był, a którego jednak być tu nie powinno, stał się znakiem – Ochwat dawno już w Berlinie nie byłaś, równie dawno, coś ze cztery miesiące będzie, jak nie było ciebie w Podczdamie, pora najwyższa się ruszyć… No i chyba znów nakręcę znajomych, żebyśmy się wybrali na kawę na Lipową Aleję.
Miastu przybędzie kolejny honorowy obywatel. Ten zaszczyt przypadł panu senatorowi Władysławowi Komarnickiemu.