2017-10-31, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Choć cały czas docierają głosy o przenosinach Miejskiego Ośrodka Kultury do Przemysłówki, jest grupa i to całkiem pokaźna, która ma nadzieję, że jednak tak się nie stanie.
Szłam sobie do pracy. Gapiłam się na karykaturę Kwadratu, która tam powstaje. I niewesołe myśli mnie nachodziły. No i spotkałam przemiłą znajomą, też szła do pracy. Trochę pogadałyśmy o niepięknym czymś, co zaczyna wystawać pośród nielicznych drzew Kwadratu. Aż nagle przemiła zwekslowała na MOS. Usłyszałam, że była onegdaj i serce jej się ściska na myśl, że taki budynek – tak jednolity stylistycznie ma pójść w niwecz, bo ktoś ma pomysła. No i dodała, że nie tylko ona tak myśli, bo takich jak ona jest znacznie więcej. No cóż, ja też nie znam nikogo, no prawie nikogo, komu by się ten pomysł podobał. Tą jedną osobą jest architekt miejski, ale to jakby inna inszość.
A najsmutniejsze było to, że przemiła w końcu stwierdziła – Wiesz, nikt tego nie chce, nikt nie chce przenosin tego miejsca i nic nie możemy zrobić. Nic. Nie ma do kogo pójść, żeby zablokować tę decyzję. No i właśnie w tak niewesołych nastrojach się pożegnałyśmy. Ja poszłam do swojej pracy, przemiła do swojej.
A po drodze myślałam, że jednak jest coś na rzeczy. Nikt nie chce takiej zmiany. Wszyscy, którzy tam bywają, wiedzą jedno. Zamiast bzdurnej przenosiny lepiej byłoby wydać tę kasę na rzetelny remont siedziby MOS, dobudować konieczny magazyn z prawdziwego zdarzenia. Ale zachować to, co jest, bo zwyczajnie zachwyca. I nie tylko tubylców, ale i różnobylców, którzy do nas przyjeżdżają. Bo zachwyca i artystów, ale i nieartystów, gości z różnych zakątków, którym przyjdzie ochota zajechać, zobaczyć wystawę albo film w 60 Krzesłach. Wszyscy jak jeden mąż chwalą lokalizację, parking, skomunikowanie, wystrój. I wszyscy się nadziwić nie mogą, że za jakiś czas tego miejsca zwyczajnie nie będzie. Bo mimo zapewnień różnych urzędników, nie będzie – co do tego jestem nad wyraz pewna.
Specjalnie poszłam sobie obok tego okropnego czegoś, za co mam Przemysłówkę. I zobaczyłam, że tuż obok na działce, gdzie przez lata działał taki dziwny w typie azjatyckim bazarek z majtkami na drucie, właśnie ukończono plombę. Akurat do wnętrza wtaczano kasę pancerną, albo coś w podobie, a na szczycie budynku widniało wielkie logo banku. Tym bardziej trudno było mi sobie w takim ciasnym sąsiedztwie wyobrazić sobie MOS z jego galeriami, kinem. To zły pomysł. Zły, coraz więcej ludzi tak to ocenia.
O tym, co dalej z byłym szpitalem przy Warszawskiej nie piszę, bo chyba na dziś nikt nie wie. Myślę sobie, że akurat to jest pilniejsze. Owo centrum kształcenia zawodowego. I bardziej wysiłki miasta powinny iść w tamtą stronę, a MOS należy zostawić sobie. Warunek – konieczny remont. Byłoby dobrze, gdyby akurat tak akcenty rozłożyć.
No i z jeszcze jednego kątka. Byłam wczoraj w siedzibie Fundacji Pozytywka. No i jestem pod wrażeniem. Dzieciaki plotły wianki i stroiki nagrobne, ktoś puścił muzykę, więc sobie pośpiewały. Dzieciakom towarzyszyli dorośli. Wszyscy się dobrze bawili poza pewnym jednym zdecydowanym młodzianem, który stwierdził, że plecenie wianków i stroików to dziewczyńskie zajęcie. No cóż. Ma prawo tak myśleć. Ale co było najważniejsze – Pozytywka to nie kolejna świetlica socjoterapeutyczna, a miejsce dla wszystkich, dla tych, którzy chcą być razem, a klatka schodowa to jednak niekoniecznie fajne miejsce do bycia razem. Pozytywkę wymyśliła i animuje Urszula Niemirowska, odznaczona ostatnio odznaką zasłużonej dla Gorzowa. Od jakiegoś czasu wiedziałam, że to dobry wybór, od wczoraj jestem tego pewna.
Jak dziś lać i wiać nie będzie, czyli nie będzie baletu wody, wichru i liści, to pójdę z Pozytywkami na cmentarz świętokrzyski. Pokażę im ważne miejsca, w tym i grób Franciszka Walczaka, i Klaudiusza Alkiewicza, i litewskiego lotnika, i parę innych. A co. Trzeba pomagać. Znów ubiorę się w ulubione buty przewodnika miejskiego.
Mój prywatny dżin z czarnego imbryka do herbaty latał wczoraj po domu i książki wyciągał. I nakazywał – doczytaj, a potem mnie opowiedz, bo jak zaczniesz przynudzać, to ci powiem. A jak pójdziesz na leszcza i zanudzisz dzieciaki, to będzie wstyd i sromota jak stąd do Buchary i już nikt ciebie tam nie zechce. No i cóż. Doczytałam, opowiedziałam. Dżin łaskawie stwierdził – możesz iść. No i OK, czyli na los szczęścia Baltazarze. Co się ma wydarzyć, to się wydarzy. Albo polubią, albo powiedzą, że nudzę i nigdy więcej.
No i z ostatniego kątka. Mija dokładnie 20 lat, kiedy to Bogdaniec został przyłączony do centrali cyfrowej. Zlikwidowano wówczas ostatnią centralę ręczną w podgorzowskich gminach. Dziś w dobie komórek, które mają niemal wszyscy, a co niektórzy nawet i po dwie, to informacja niemal egzotyczna. Bo już nikt nie pamięta czasów, kiedy telefony były na korbkę, a na rozmowę międzymiastową czekało się kilka godzin na poczcie. O międzynarodowych trudno mówić, bo rzadkie po pierwsze one były, a po drugie jeśli już się zdarzały, to czekało się kilka lub kilkanaście dni. No i proszę, a dziś to takie Miki. Jest człowiek w Wilnie, Tbilisi czy Quedlinburgu, pragnie podzielić się focią albo i przemyśleniem, jeden gest i jest. Oto i do tego cywilizacyjnie doszliśmy. A kiedyś, zaledwie 20 lat temu, trudno było przypuszczać, że tak to będzie działać.
Ps. Już dziś wieczorem zaczynają się Dziady… Już też zaczyna się Halloween. Dziady – mam coś, co zaniosę na cmentarz i spróbuję odpowiedzieć na zawołanie poety – Cicho wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie (wredni poloniści czytają to tak: Cicho wszędzie, głucho wszędzie, głupstwo było, głupstwo będzie). Na który cmentarz i co (wyłączam kirkuty, co oczywiste), nie powiem, bo i po co? Jeśli chodzi o Halloween, to jakoś nie wzruszają mnie gadania polityków i innych, i dlatego cukierki przygotowane są. Bo jak mnie jakie dziecko zaskoczy – zawoła słodyczek czy psikus, to wolę się ku zadowoleniu obu stron cukierkiem albo złotówką wykupić, niż niwelować skutki psikusów. I tylko dodam, że i Dziady i Halloween to ten sam pień kulturowy, te same korzenie. Trudno to zrozumieć?
No i nadeszły wybory prezydenckie. Zanim jednak do urn, to nastanie tak zwana cisza wyborcza, co we współczesnym świecie nie ma zupełnie sensu.