Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Andrzeja, Jędrzeja, Małgorzaty , 16 maja 2025

Już wiadomo, że znów w święta będzie na bogato

2017-11-03, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Choć do świąt Bożego Narodzenia zostało jeszcze sporo czasu, już widomo, że znów będzie feeria blasku i dużo, dużo dekoracji.

Kiedy przeczytałam, co zobaczę w święta, pomyślałam sobie, że miasto nad trzema rzekami chyba jednak stanęło do konkursu z wielkimi metropoliami na ozdoby. Bo ma być na naprawdę bogato. Całe centrum plus Szlak Królewski ma się mienić ozdobami. Ma się pojawić Mikołaj i jakieści prezenty. Lampy, lampeczki, cuda wianki za prawie 300 tys. złotych przyozdobią miasto. Wiem i rozumiem, że święta to szczęsny czas. Lubimy, kiedy jest ładnie. Ma tak być. Jednak mnie nachodzą wątpliwości. Nie wiem, czy rzeczywiście potrzeba aż tak wystawnej dekoracji. Bo ona kosztuje i to dużo. Jakoś nie lubię marnowania energii, nie lubię, kiedy pieniądze idą w gwizdek. Wolałabym, żeby dekoracje były skromniejsze, a kasa, którą magistrat zamierza na nie wydać, poszła na rzeczy ważniejsze. Wiem, że jestem w mniejszości. No cóż, trudno. Uważam, że w mieście jest znacznie więcej potrzeb, aniżeli wydawanie kasy na świecidełka. Lepiej wydać tę kasę na coś znacznie pożyteczniejszego – dla przykładu na książki i płytki z muzyką i filmami dla książnicy, na wsparcie instytucji kultury, bo te zawsze na brak grosza cierpią, na wsparcie tych miejsc, które zawsze ubogacają pejzaż miasta. I nie, nie jestem za ciemnością i czymś okropnym na święta, ale za czymś ładnym i niekoniecznie kosztownym. Za takie coś mam ledowe lampeczki rozwieszone na drzewach, które nam się w mieście ostały, jak choćby kasztanowce przy katedrze, jak wierzby na skwerku przy byłym Empiku, na wierzby przy Kłodawce, na piękne drzewa w innych częściach miasta, aniżeli tylko w centrum. Pamiętam taką dekorację właśnie z ledów i pamiętam zachwyt. Ale oczywiście będzie, jak będzie. Inna rzecz, jak kto chce własną kasę na świecidełka wydawać, wolna wola. Miejska kasa w tym aspekcie powinna być wydawana rozsądnie.

I z innego kątka będzie. Otóż odkryłam, że marszałkostwo, znaczy Urząd Marszałkowski znalazł kolejny świetny sposób promocji regionu. Polega on na tym, że na marszałkowskim portalu ruszyły quizy dotyczące regionu właśnie. Ciekawie zbudowane pytania, ciekawe miejsca. Można i trzeba, a nawet warto się zmierzyć. Ja się zmierzyłam, no i wstyd oraz sromota. Nie rozpoznałam bramy w Łagowie i Lubniewic z lotu ptaka. Oczywiście kładę swoje porażki po stronie marszałkostwa. Bo małe zdjęcia, bo dziwne ujęcia, bo trudno rozpoznać miejsca, w których się stale bywa, a ktoś specjalnie utrudnia rozpoznanie. A tak naprawdę, to gratulacje wielkie właśnie za taką i tak pomyślaną promocję miejsc wybitnie ciekawych. Szczęściem rozpoznałam kościół w Kosieczynie. No i z tego rozpoznania dumna jestem. W quizowych pytaniach pojawiają się też kątki z północy, czyli nasze. Naprawdę ciekawy sposób, żeby poznawać Lubuskie. Bo jak się taki quiz rozwiąże, a potem okaże się, że nie ma 12 na 12 czy 10 na 10 to jest – raz niedowierzanie, dwa – no znów tam się muszę wybrać, żeby zobaczyć, z jakiej strony fotograf to miejsce ujął. A po trzecie – muszę, chcę doczytać. Muszę i chcę zobaczyć kolejny raz. Nie wiem, kto taki sposób promocji wymyślił, ale forma świetna. Tym bardziej, że ludzi lubiący quizy jest coraz więcej. Mnie się taka ścieżka poznawania Lubuskiego bardzo podoba, że podkreślę, jest równowaga północy i południa. Czekam na następne… Czekam. A osobisty dżin z czarnego imbryka do herbaty lata po domu i tylko drwi – no zobacz… Znasz Łagów, a bramy nie rozpoznałaś. No nie rozpoznałam, jak i Lubniewic w locie. I właśnie na tym też polega siła takiej ciekawej promocji. Nie jakieś hasełka, ale sprawdzenie, na ile rzeczywiście znamy Lubuskie. Z tak nieoczywistych zdjęć, z tak nieoczywistych informacji. Bo te quizy pokazują Lubuskie właśnie w taki sposób. Będę śledzić i będę się mierzyć. Fajna doprawdy, że powtórzę, sprawa. I tylko kolejny raz – gratulacje. Sama miałaby trochę typów, ale nie podpowiem, bo jak następny quiz się na marszałkowskiej stronie znajdzie, to się sprawdzę. Zobaczymy, czy układacze trafią w moje typy….

No i ps. Bo dawno nie było. Najpierw gorzowski ps. Dziś mija dokładnie 35 lat od chwili, kiedy pan Sergiusz Protoklitow otworzył w Gorzowie firmę „Omnis”, pierwszy w Polsce prywatny zakład pogrzebowy. Przetarł szlaki, za nim poszli inni. I choć może dziwnie wyglądać, że o tej rocznicy piszę, ale to naprawdę ważna rzecz. Pamiętam bowiem czasy, kiedy jacyś dziwni ludzie robili za grabarzy. Tak się zdarzyło na pogrzebie moich dziadków. To było coś, co się nie nadaje do komentowania. I właśnie pan Sergiusz jako pierwszy w Polsce zaczął porządkować tę kwestię, kwestię godnego pochówku zmarłych. To jego ludzie nadali pewien standard zachowań w obliczu wydarzenia ostatecznego, jakim jest pogrzeb. Mówię o katolickich pochówkach, ale mówię też i nie o katolickich, a innego wyznania. Ale też i niereligijnych, bo choć może trudno to sobie wyobrazić, takie laickie też się odbywały i odbywają. To pan Sergiusz pierwszy się nad tą ostateczną kwestią zastanowił i nadał godności ostatniego pożegnania wielu ludzi.

No i ps. 2, kompletnie niezwiązany z miastem, ale ważny dla kultury, dla fanów filmu, a tych w mieście trochę jest. Otóż my, ludzie związani z filmem obchodzimy dziś radosną rocznicę 90. urodzin Zbigniewa Cybulskiego, genialnego aktora, który wpisał się na zawsze w dzieje filmu choćby rolą w „Popiele i diamencie” według Jerzego Andrzejewskiego w reżyserii Andrzeja Wajdy. Film jest zresztą lepszy niż literacki pierwowzór. Zbigniew Cybulski zagrał wiele fantastycznych ról, w tym kilka komediowych – „Giuseppe w Warszawie” choćby. Zresztą wymieniać – długi papirus. Ja go kocham za „Do widzenia, do jutra”, „Niewinnych czarodziejów”, „Jak być kochaną”, „Rękopis znaleziony w Saragossie”, „Salto” i trochę ról teatralnych. No i wymieniłam. No cóż. W styczniu tego roku, a dokładnie 8 stycznia obchodziliśmy 50. rocznicę Jego śmierci w fatalnym wypadku kolejowym na dworcu, na peronie trzecim, we Wrocławiu. I jednak nie jest tak, że osoba Zbigniewa Cybulskiego nie ma związków z miastem. Bo jednak ma, trochę pokrętnie, ale jednak. Bowiem w Bim Bomie gdańskim miał styczność z Hieronimem Świerczyńskim, architektem, który wówczas studiował w Gdańsku, w Bim Bomie grał, a po studiach osiedlił się mieście nad trzema rzekami. Hieronim rzadko o tym opowiadał, ale tam z nimi w tym Gdańsku był. I taki jest związek Zbigniewa Cybulskiego z miastem. Pokrętny, ale jednak. Hieronim do końca życia wspominał, mnie to wiele razy mówił, że gdyby mógł wrócić do Bim Bomu, on już architekt z uprawnieniami i dorobkiem, to mógłby zagrać choćby zgniłego pomidora albo tylko sztankiety potrzymać, ale tam być. Znakomicie rozumiałam. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x