2017-11-04, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Sprawą cmentarza – tego najpiękniejszego – zajęli się miejscy politycy, a dokładnie przewodniczący Rady Miasta. Pisze o zmianę prawa, aby przywrócić tu pochówki.
Przewodniczący Wysokiej Rady wystąpił do wojewody o zmianę prawa. Chodzi o ustawę z 1959 roku porządkującą kwestie nekropolii. Intencja jak najbardziej słuszna, ale jakoś nie mam nadziei, że coś się w tej sprawie i na takim szczeblu uda wynegocjować. Za wysoki to próg, nawet dla wojewody. Za dużo trzeba byłoby zmieniać, za długo to będzie trwać. Zresztą nikomu nie bardzo się chce zajmować takimi zmianami w prawie. Bo one mało spektakularne są. Nikomu chwały nie przyniosą.
Ale, ale, gest się liczy. Inna rzecz, że byłoby dobrze, gdyby nie walczyć na tak wysokim szczeblu, a pomyśleć o szczeblu naszym, czyli miejskim. Bo tu można dużo. Naprawdę dużo. Trzeba tylko chcieć się porozumieć. Pogodzić różne stanowiska – parafii, miasta, okolicznych sąsiadów. To trudne zadanie, ale wcale nie niemożliwe. Do tej pory bowiem jakoś nie było woli dyskusji. Nie pomogło nawet spotkanie w Archiwum Miejskim – moim zdaniem pierwszy dobry krok w dziedzinie dyskusji, co dalej z tym miejscem. Padły wówczas deklaracje, zresztą niedotrzymane. I tak to generalnie wygląda.
Jak zbliża się Dzień Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny, to sobie o tym miejscu przypominają wszyscy. W grudniu, kiedy jest rocznica śmierci litewskiego lotnika Aleksandrasa Vytautasa Viršilasa, brata pierwszego prezydenta wolnej po 1990 roku Litwy, pamiętają o tym miejscu Tadeusz Horbacz (zresztą zawsze), Leszek Bończuk i trochę ja. Przy okazji rocznicy powstania wielkopolskiego o miejscu tym pamiętają jedynie rodziny powstańców oraz lokalni historycy. Kiedy mowa o Franciszku Walczaku, to pamiętam o nim ja, dyrekcja Archiwum Państwowego i kilka innych osób, dla których Walczak jest jednak ważny. Kiedy zbliża się rocznica zakończenia wojny i tragicznej śmierci więźniów Ravensbrück, pamięta pani Zofia Nowakowska, Honorowa Obywatelka Miasta, która z wiadrami i szmatami czyści sama osobiście pomnik autorstwa Zofii Bilińskiej. Z piaskowca on ci jest, więc trzeba go myć. I robi to od lat właśnie pani Zosia, jak do Honorowej od lat mówię. I ostatnio pani Zosia się pożaliła. Usłyszałam takie słowa – Pani Renatko, ja już naprawdę nie daję rady. Naprawdę, a nie ma nikogo, kto by o tę pamięć zadbał. Bliska byłam tego, żeby pani Zosi powiedzieć – OK., ja przyjmuję. Ale po chwili namysłu zdałam sobie sprawę, że też nie dam rady.
Bo i nie o to chodzi. Nie chodzi o to, aby Honorowa dyrdała na cmentarz ze szmatami i wiadrami. Chodzi o generalne rozwiązanie. Dobrze, że przewodniczący Wysokiej Rady dostrzegł problem. Teraz czekam na systemowe rozwiązania. Nie na szczeblu kraju, nie na zmianę ustawy, ale na lokalne rozwiązania. Bo jak pokazuje wzór miasta z koziołkami, można. Tylko trzeba chcieć. Ja tam, choć nie z tego miasta jestem, co to mnie wszyscy oczy wykuwają, że nie stąd, chcę. Bardzo chcę. Bardzo, bardzo czekam na sensowne rozwiązanie tego palącego w mojej ocenie problemu. Zwyczajnie bowiem mam wrażenie, że temat powraca tylko przy okazji. A okazja nie jest dobrym punktem wyjścia, aby sprawę rozwiązać. Ta nekropolia to dziedzictwo kulturowe miasta, o które zwyczajnie zadbać trzeba. I dość już gadania. Pora na działanie. No ja na nie czekam. Powtórzę, ta nekropolia to dziedzictwo kulturowe.
A teraz z innego kątka. Otóż Muzeum Lubuskie im. Jana Dekerta opracowało ankietę na temat znajomości placówki. Padły w niej różne pytania, między innymi o znajomość zbioru, potencjał – w tym o to, co może być wizytówką instytucji, ale też i o patrona. Nie jest żadną tajemnicą fakt, że nie jestem entuzjastką nowej dyrekcji. Nową dyrekcję obwiniam za rozłożenie na łopatki całej gorzowskiej kultury i co dziwne nie jest, nie ja jedna. Nowa dyrekcja muzeum zrobiła to, na czym się zna najlepiej, czyli opracowała ankietę. W niej pada zapytanie o patrona, Jana Dekerta. No cóż, można patrona nie lubić. Ale raczej nie ma w regionie bliskim nikogo, kto by się na patrona nadawał nieco lepiej niż Dekert. Pytanie o mocne strony muzeum uważam za bardzo celowe. Bo muzeum ma ich wiele. O słabych stronach nie piszę, bo każdy ma jakieś słabe.
Powiem tak. Muzeum Lubuskie jest instytucją, która po pierwsze ma gromadzić zbiory, je opracowywać i udostępniać. To wynika z ustawy o muzeach. Jak robi coś ponad, to super. A Muzeum robiło i robi ciągle coś ponad. Zresztą jak i inne placówki w kraju. I dobrze by było, żeby muzealnikom tylko życie ułatwiać, a nie znów ankietami kierowanymi do Bóg wie kogo życie uprzykszać. Zdumiona jestem bardzo.
Ps. Bo jednak Ps musi być. Dziś 62. urodziny obchodzi Tadeusz Jędrzejczak, były szeryf, jedna z najbardziej barwnych postaci w życiu miasta, jaką dane mnie było poznać. Wizjoner miasta, człowiek, który jakoś się nie bał brać na barki trudnych tematów – KAWKA, bulwary, doprowadzenie wody do wielu mieszkań na Zawarciu i Zakanalu, Filharmonia, współpraca międzynarodowa, uprządkowanie spraw własnościowych w mieście i wiele, wiele innych. Oczywiście trochę błędów też ma na swoim koncie. Ale nie myli się i błędów nie popełnia ten, który nic nie robi. W każdym razie, najbardziej barwny, najbardziej ciekawy szeryf tego miasta za ostatni czas świętuje urodziny. Ode mnie wszystkiego naj!!!
Ps. 2. I z muzycznego kątka trochę prywaty będzie. Otóż dziś obchodzimy, my fani klasyki, 170. rocznicę śmierci Felixa Mendelssohna-Bartholdy. Muzyk miał tylko 38 lat, kiedy zmarł. A pozostawił po sobie wielkie dzieło. Na lata banicji i wygnania z muzycznego świata skazał go gadzi tekst Ryszarda Wagnera. Ten dziwny artysta napisał bowiem artykuł „Żydostwo w muzyce” – i Mendelssohn zniknął na lata z muzyki. Szczęściem potem karta się odwróciła i dziś Mendelssohn jest stale obecny w repertuarach Filharmonii różnych, w tym FG. Ja Feliksa kocham za symfonie i utwory na fortepian. Wagnera jakoś pokochać nie mogę… Może ze względu na pompatyczność dzieła. Ale cóż się dziwić. Niski był, kompleks Napoleona się kłania. A Felixa Mendelssohna-Bartholdy i jego muzykę, jak najbardziej, lubię, mam w domu trochę płyt, ale najbardziej lubię słuchać w Filharmoniach…. Oczywiście najbardziej we własnej.
No i nadeszły wybory prezydenckie. Zanim jednak do urn, to nastanie tak zwana cisza wyborcza, co we współczesnym świecie nie ma zupełnie sensu.