2017-11-06, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Zwyczajnie nie uwierzyłam w to, co usłyszałam. Wydawało mnie się bowiem, że w kraju, gdzie od dwóch lat praktycznie codziennie gada się o historii, taka niewiedza nie występuje. A jednak.
A było tak. Szłam w sobotę do pracy. Ważny koncert, duża logistyka, bo świadomość tego, że sprzedały się wszystkie bilety, za chwilę mają dojechać dwa chóry, jeszcze próba generalna… No i świadomość tego, że gorzowianie jakoś tak mają, że się spóźniają na koncerty absorbowała mnie na tyle, że zapomniałam wziąć kanapek. Szczęściem sklepy jeszcze działają normalnie. Weszłam więc do jednej z sieciówek po sałatkę. Kiedy już płaciłam przy kasie, do sklepu weszło kilka dziewczynek.
Podeszły do pań za ladą i zapytały, czy zgodzą się odpowiedzieć na jedno pytanie, bo mają taki projekt w szkole, aby zapytać jak najwięcej ludzi, zrobić z tego filmik. Pani trochę się krygowały, ale OK., niech dzieci pytają.
No i dzieci zapytały – dlaczego świętujemy 11 Listopada. Odpowiedź pań w sklepie, a były ich trzy w różnym wieku, wprawiła je w konsternację a mnie w osłupienie. Otóż panie oświadczyły, że nie wiedzą. Nie wiedzą, dlaczego świętujemy dzień 11 Listopada. Ja to skomentowałam jednym słowem – żart. To chyba żart.
Ale nie, to nie był żart. Panie stwierdziły, że nie wiedzą, co więcej, nie interesuje ich ten fakt. Oraz generalnie o takie rzeczy trzeba pytać kogoś innego. Co się działo dalej, nie wiem. Wyszłam ze sklepu.
No i po drodze do pracy, zresztą już bliskiej kołatały mnie się po głowie niewesołe myśli. Jak to jest, że zwykli ludzie nie znają jednej z najważniejszych dat w dziejach kraju, w którym przyszło im żyć. Można nie znać setki innych, nawet daty bitwy pod Grunwaldem, ale 11 Listopada? Już nie chodzi o to, co się robiło w szkole na lekcjach historii i polskiego. Ale przecież od dwóch lat w mediach bębni się stale o historii, o wydarzeniach, o świętowaniu właśnie 11 Listopada.
Wydawało mnie się, że to niemal katechizm, że każdy jednym słowem umie odpowiedzieć na pytanie dotyczące akurat tej daty. Okazuje się, że jednak nie. Gdybym tego nie usłyszała, to raczej bym sobie tego nie wymyśliła.
No i mamy chyba przykład na rozszczepienie totalne rzeczywistości. Z jednej strony są historycy, politycy, gadające głowy, a z drugiej właśnie taka świadomość. Oczywiście, trudno uogólniać na podstawie trzech kobiet i ich niewiedzy o tej naprawdę istotnej dacie, ale z drugiej – to pokazuje, jak można budować wszelakie rankingi, sondaże i przewidywania. Bo jeśli założyć, że dziewczynki zapytałby w tym sklepie jeszcze siedem osób, czyli byłaby próba badawcza na dziesięciu osobach, wskaźnik niewiedzy pokazałby 30 procent. To poza progiem błędu. To zatrważający wskaźnik. Komentarza nie będzie, bo nie umiem i zwyczajnie nie chcę tego komentować. W sklepie skomentowałam to słowem – żart. Owszem, żart, ale ponury. Ponury bardzo.
No i nadeszły wybory prezydenckie. Zanim jednak do urn, to nastanie tak zwana cisza wyborcza, co we współczesnym świecie nie ma zupełnie sensu.