2017-11-07, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Przeczytałam, że znów coś się dzieje, jakaś Miastowizja się uaktywniła i ta Miastowizja ma nam zaprojektować odrobinę miasta.
Jakie to szczęście, że ja mieszkam w już dość dawno zaprojektowanym zakątku miasta. Mam na myśli to, że jak Niemcy wymyślili ten kwartał, zwany Nowym Miastem, to wymyślili do końca. Zaprojektowali nową dzielnicę z ulicami, skwerami, rzeczką i czymś w podobie. Nawet podwórka zaprojektowali. Ale potem przyszła ta straszliwa zawierucha, czyli II wojna. Zmieniło się wszystko. Ludzie, wiara, okoliczności, tradycja, myślenie o mieście. Idea. No wszystko. Nowi zamieszkali. Dużo nie zmienili, bo za bardzo nie mogli. Zmienili jednak na tyle, że zamiast kwitnących podwórek mamy to, co mamy. Bajora, dzikie parkingi i komórki okropne. Tego jednak szczęściem za bardzo nie widać i w oczy nie kłuje. Choć jednak kłuje w oczy nas, mieszkańców. Ale tylko nas, bo nie wizjonerów z gatunku Miastowizja.
Bo zgrozą mnie przejęło to, co znów miasto wymyśla. A czemu o zgrozie piszę? Ano dlatego, że zwyczajnie nie mogę patrzeć, choć muszę, na to, co się wyprawia na Kwadracie. Miała być lekka rewitalizacja, jest ciężki remont. Ciężki i mocno szkodliwy. I tak po prawdzie nie wiadomo, kiedy się skończy. Drzew prawie nie ma, jakieś dziwaczne konstrukcje tam stawiają. No coś okropnego się dzieje.
A teraz znów jakaś Miastowizja do czynu przystąpiła. I wymyśla. Jak ze skate parkami się zgadzam, to zupełnie nie rozumiem zielonego labiryntu, parku trampolinowego i czegoś w podobie. Zielony labirynt kojarzy mnie się z wielkimi rokokowymi parkami w stolicach europejskich. Ale miasto na siedmiu wzgórzach i nad trzema rzekami ma się tak do rokoko i parków oraz stolic europejskich jak nie przymierzając ja do kosmosu. Owszem, wiem, że planet w Układzie Słonecznym trochę jest, ale ile i w jakiej konstelacji… Doprawdy nie pamiętam.
A piszę o tym nie bez kozery, bo pamiętam owe słynne konsultacje społeczne dotyczące Kwadratu – dziś zamienianego w coś okropnego. Na owe konsultacje przyszli ludzie. Mało ich było i głównie nie my, mieszkańcy, bo pora była nieodpowiednia. No i wyszło to, co wyszło. Dlatego protestuję. Przeciwko Miastowizjom – bo modelowanie miasta, budowanie ciekawych form to sztuka. Sztuka, jakiej uczą znakomite uczelnie. To się nazywa gospodarka przestrzenna. To się nazywa architektura krajobrazu. To się nazywa inżynieria społeczna. I skrzyżowanie tych trzech dyscyplin wsparte przez architekturę – klasyczną, architekturę zieleni i ze słówkiem od socjologa oraz coraz częściej pedagoga ma zwyczajnie sens. I daje znakomite w wymiarze ogólnym efekty.
Natomiast poleganie na głosach ludzi, którzy żadną lub szczątkową wiedzą dysponują mają nijaką wartość. Dobrze ich posłuchać, ale tylko posłuchać. Na pewno nie brać ich jako głos ostateczny. Bo efekt będzie żaden albo w skali od jeden do dziesięć wyniesie minus jeden, jeśli nawet nie minus dwa.
Pokazał to projekt – tramwaj po torowisku. Pokazuje to projekt – nowy Kwadrat. Za chwilkę niewielką pokaże to projekt – pasaż na Sikorskiego. O Przemysłówce, moim zdaniem tylko do rozbiórki i to szybko, nie mówię.
Zanim Miastowizja miasto nam zrujnuje ostatecznie, może chwila oddechu, chwila zastanowienia. Bo już zwyczajnie się boję, co się może wydarzyć. Coś się wybuduje. Coś dziwnego za całkiem sporą kasę powstanie, a narzekania i gadania na zaś ale potem będzie co niemiara. A po co?
I z drugiego kątka będzie. Otóż fama głosi, że Muzeum Browarnictwa ma powstać. Niedaleko miasta w mieścince, która sobie zachowała tradycję warzenia piwa. Powiem tak, ja akurat piwa z mieścinki jakoś nie, ale tradycję rozumiem. I bardzo, ale to bardzo mocno kciuki trzymam za powodzenie. Zresztą w mieście nad trzema rzekami w wielu miejscach owo ichnie piwo z lubością ludzieńki piją. Co więcej, sama wiele razy świadkiem byłam, że tuzy polskiej kultury zwyczajnie owo Lubuskie wybierali i mocno chwalili. Oraz chwalą. Dlatego mocno palce w znaku Alef trzymam za powodzenie. Witnica w ten sposób kolejny raz świetnie się wpisze w tradycję dbania o spuściznę lokalną. Bo jakby sobie pomyśleć, to miasteczko nad Witną ma już i Park Krajobrazów – Zbigniew Czarnuch i jego fisie. W parku tym zadbano o spuściznę tradycji cegielni i kaflarni – tu myślenie o śp. byłym burmistrzu miasta panu Andrzeju Zabłockim. A teraz tradycja piwna. Tylko gratulować. Dobrze by było Roberta Piotrowskiego też podpytać, bo choć humanista i człowiek lektury, znakomicie także porusza się po świecie lokalnego przemysłu. Tak bardzo, że może być dobrym podpowiadaczem. A tacy zawsze są w cenie. Co się wydarzy? Zobaczymy. Ja kciuki mocno w znaku Alef złożone trzymam.
O stratach dla polskiej kultury w wymiarze ogólnym nie piszę, bo zwyczajnie brak mi sil. Umarł profesor Walery Pisarek – guru polonistyki polskiej. Nawet prof. Andrzej Markowski, mój guru się go słuchał, podobnie jak prof. Edward Polański. Umarł aktor ciekawy Marek Frąckowiak. Jakby mało było start, Bóg – jakiś bóg, bo po prawdzie nie wiadomo jaki, na Niebieskie Łąki powołał też Romana Bratnego, ciekawego pisarza. I to wszystko właśnie już i teraz. Boli mnie serce… Boli bardzo.
No i nadeszły wybory prezydenckie. Zanim jednak do urn, to nastanie tak zwana cisza wyborcza, co we współczesnym świecie nie ma zupełnie sensu.