2017-11-11, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Szczęsny dzień dziś. Bardzo. Kraj odzyskał niepodległość. Co prawda, długo trwało, nim radosna wieść do wszystkich dotarła, ale jednak się udało.
Po 123. latach kraj znów był krajem. Jednym, choć jeszcze dość dług trwało lepienie całości z tych trzech kawałków, na jakie został podzielony. Bo trzeba było połączyć w jedno choćby kolej, trzeba było ujednolicić prawo. No i jednak trzeba było nadal walczyć o to, żeby odległe kątki również do Polski wróciły. Było ich trzy – wielkopolskie, śląskie i sejneńskie. Jak o tych dwóch pierwszych jakoś w świadomości w miarę wyedukowanych ślady są, to o tym trzecim mało kto wie, a jeszcze mniej pamięta.
Mówienie o odzyskaniu niepodległości i kolejnych rocznicach w mieście nad trzema rzekami zawsze wprowadza mnie w niejaką konfuzję. Bo historycznie to ma się ta data nijak do prawdy. Społecznie – to już rozumiem. Bo po II wojnie miasto stało się polskie, trzeba było je jakoś umoić, oswoić, stąd i pomnik Mickiewicza – za składki zrobiony i chyba dlatego z lekka nieforemny. Zawsze mnie rozśmiesza, kiedy patrzę na jego ręce. Ale dobrze, w tamtych czasach ludziom tu potrzebne były takie symbole. Po to, żeby poczuć się bezpieczniej, bardziej u siebie. OK. To rozumiem.
Z trudem natomiast zrozumiałam konieczność stawiania pomnika Dziadka na Kasztance. Trochę on ci kulawy jest, ale jest. Ludzieńki lubią tam chodzić, znicze palić, kwiaty składać, a dziatwa szkolna i nie tylko lubi łuski zbierać po honorowych kanonadach, jakie tam się zwykle przy okazji tego święta dzieją. Myślę, że sam Marszałek byłby zaskoczony taką decyzją, ale nie dyskutuję. Natomiast absolutnie nie rozumiem konieczności stawiania kolejnego pomnika, bo to już z lekka absurd. Moim zdaniem niezrozumienie idei tego dnia. Zresztą nie rozumiem idei pomnikozy, jaka przyszła na ten kraj. Ale nie o tym ma być.
Otóż mamy już w mieście miejsce związane z rocznicą – sztuczne i z lekka komiczne, bo kasztanka Dziuka kulawa jednak jest. Ale mamy miejsce jeszcze jedno, o którym zwykle pamiętają tylko rodziny.
Mam na myśli kwaterę powstańców wielkopolskich na cmentarzu świętokrzyskim. I to jest rzeczywiste miejsce pamięci. Tam bowiem leżą ludzie, którzy rzeczywiście walczyli o to, aby Wielkopolska znalazła się w granicach kraju. Potem zrządzeniem losu zamieszkali w mieście nad trzema rzekami. I choć kwatera wygląda dobrze, byłam tam onegdaj, widziałam, ale jednak przydałoby się o to miejsce odrobineczkę zadbać, oznaczyć. I przy okazji akurat 11 Listopada nie tylko urządzać przejazd Marszałka w powozie, ale oficjalnie tam świeczki na pamięć zapalić. A chyba nigdy się to nie zdarzyło. Ja przynajmniej nie pamiętam, a trochę już w tym mieście pracuję i żyję. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że droga na nekropolię przy Warszawskiej absolutnie nie leży na szlaku najpierw do placu Grunwaldzkiego, a obecnie do pomnika Marszałka. Ale tym bardziej chwalebne by było, żeby ktoś pomyślał.
No i w kwestii świętowania. Otóż w mieście dzieje się wiele imprez na cześć i pamięć. Jedne są z gatunku rozdzierania szat, inne radosne, bo to przecież radosny moment w dziejach państwa był. Takimi są dwa koncerty w FG. Jeden dziś, drugi jutro. Dziś kwartet Con Amabile zagra melodie wolności. Jutro Szkoły Muzyczne i chór Cantabile też zaprezentują program związany z tą radosną datą. No i na dziś właściwie biletów już nie ma. Na jutro jeszcze jakaś garstka została. No i dobrze, tylko się cieszyć, że ludzieńki chcą też świętować w taki sposób. Radosny, jak na ten wspaniały jednak dla całej nacji dzień. I jak dobrze, że u nas nie mamy tego, co mają w Wawie czy innych wielkich miastach, gdzie są tacy, co pod znakiem ONR maszerują z wyciągniętymi rękami w geście uznanym przez cały cywilizowany świat za symbol nienawiści, rasowych uprzedzeń, antysemityzmu i wszystkiego najgorszego, co w człowieku drzemie. U nas, szczęściem, nie. I to jest najlepsza z możliwych informacji na ten dzień.
Miastu przybędzie kolejny honorowy obywatel. Ten zaszczyt przypadł panu senatorowi Władysławowi Komarnickiemu.