2017-12-20, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Nawet już przestałam liczyć, który to właściciel i co zapowiada. Ma być tym razem obiektem usługowym. Kiedyś też miał być.
Zawsze, ile razy słyszę, że jakiś zabytek kupiła jakaś spółka, o której nie wiadomo nic, poza tym, że chce coś zrobić, mam mieszane uczucia. Bo jak do tej pory nic się z zabytkami w takich przypadkach nie udało.
Tajemniczy nabywcy kupili i sprzedali kamienicę przy u. Łokietka. Miało tam być dużo różnych rzeczy, a jak do tej pory to kamienica już prawie trwale straciła znamiona zabytkowości. Ktoś tam kupił dawną willę Herzoga. Nawet wiadomo, kto. I co z tego? Ano nic. Nie ma szans żadnych albo prawie żadnych, że tam coś powstanie.
Cały czas nie udaje się wymyślić sensownego zagospodarowania willi Jaehnego. Nie ma mocnych, nie ma pomysłu, nie ma nic. Nie udaje się wymyślić przeznaczenia dla Zawarciańskiego Zameczku, czyli ślicznego onegdaj pałacyku Hermana Pauckscha. Kiedy tylko pytam magistrat, słyszę, pracujemy nad koncepcją.
Dlatego mam potężne wątpliwości, co do przyszłości Czerwonego Spichlerza. Jak do tej pory służył tylko jako zabezpieczenie hipoteczne. Ogrom pracy, jaki wymaga, wcale nie powoduje, że myśli jaśnieją w uciesze, że znów jest właściciel.
A zgrozą wieje, kiedy się myśli o planach przenosin instytucji kultury do centrum, do tej paskudy. Bo zwyczajnie nie wierzę, że coś lub ktoś uratuje siedzibę MOS, o MCK już absolutnie nie myślę, bo i woli nie ma, ale i kasy chyba brakuje.
Cały czas pusty stoi budynek po Zespole Szkół Gastronomicznych przy ul. Kosynierów Gdyńskich. Jakoś nie ma chętnych.
Ale i co się dziwić, przecież centrum pustoszeje w tempie megaszybkim. I właściwie do dziś myślałam, że to przypadłość tylko takich kurników, za jakie ja mam coraz bardziej miasto na siedmiu wzgórzach. Otóż, jak się okazuje nie. Z centrum Warszawy, rzeczywiście ze Szlaku Królewskiego zniknęła cukiernia Bliklego. Toż to prawie koniec świata. Blikle na Krakowskim Przedmieściu był zawsze, a przynajmniej bardzo, bardzo długo. I co się okazało? Otóż cukiernia została przeniesiona do jakiejś galerii, których w mieście nad najdłuższą rzeką jest cała masa. Jak tłumaczyli właściciele, nie opłaca się prowadzić biznesu w tej lokalizacji, bo klienci wolą galerie.
No i mamy wytłumaczenie, co prawda pośrednie, dlaczego pustoszeje centrum miasta na siedmiu wzgórzach. Zmieniły się czasy, zmieniły się nawyki, zmienił się świat. Dwie galerie wyssały z centrum ludzi, sprawiły, że nie ma co szukać funkcji różnych dla zabytków, bo raczej nikt tam nie zajrzy. Skoro nie opłaca się prowadzić cukierni Bliklego w centrum miasta Warsa i Sawy, to co mówić o innych sklepach w tamtym mieście. U nas tym bardziej.
A jak jeszcze powstanie deptak zamykający naturalną oś komunikacji wschód-zachód, to zwyczajnie strach się bać.
Miastu przybędzie kolejny honorowy obywatel. Ten zaszczyt przypadł panu senatorowi Władysławowi Komarnickiemu.