Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Andrzeja, Jędrzeja, Małgorzaty , 16 maja 2025

Międzynarodowo nam się w mieście robi

2017-12-21, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

O tym, że w mieście mieszkają i pracują bracia Ukraińcy, wszyscy wiedzą. Bo albo ich spotykają, jak ciężko pracują na budowach, albo w sklepach, jak kupują różne rzeczy. O Chińczykach też wiemy, że są. Ale rzadko kiedy ich można spotkać w przestrzeni publicznej.

No i ja to mam szczęście, że ich w właśnie spotykam. Mam na myśli mamy i taty z kraju jedwabiu i Wielkiego Muru oraz ich dzieci. A spotykam ich w swojej bardzo, bardzo lubianej pracy.

Moja ulubiona praca polega na tym, że dane mi jest spotykać się z tuzami i gwiazdami, ale też i z pretendującymi do wielkiej sławy muzykami. To szczęście i bonus od życia. Ale drugie szczęście polega i na tym, że pracuję przy projektach edukacyjnych, jakie moja praca prowadzi od lat, a ja, odkąd tam jestem, czynnie w nich uczestniczę. No i dane mi było oraz stale jest spotykać mamy i taty i ich dzieci z miasta, z okolic miasta, spoza miasta, a od niedawna właśnie z Chin. Nie wiem, gdzie rodzice pracują. Wiem natomiast, że od jakiegoś czasu dość systematycznie rodzice owi przychodzą do FG na zajęcia dla dzieci, na Muzyczne Raczkowanie, które mistrzowsko wręcz prowadzi Iwona Goździk.

Dzieci rodziców z Kraju Środka anonsuje czyli zgłasza pani Marta. Potem zaczynają się zajęcia i jest pięknie. Bo mali i maleńcy znakomicie się odnajdują na czerwonym dywanie. Bawią się świetnie, ich rodzice też. A my, mam na myśli panią Iwonę oraz osoby ją wspierające, jesteśmy przeszczęśliwi, że małe i maleńkie dobrze się czują, dobrze się bawią u nas. A jak małe i maleńkie dobrze się bawią, to i ich rodzice też dobrze się bawią, dobrze się czują. I o to chodzi. Może nie mówimy tymi samymi językami, może komunikacja jest z lekka kulawa, ale język uniwersalny, jakim jest muzyka, łączy i powoduje, że jednak wszyscy są zadowoleni.

Tak w każdym razie było ostatnio. Mali i maleńcy dobrze się bawili przy „Karnawale zwierząt” Camille’a Saint-Saënsa. Mamy i taty też. Pomachaliśmy sobie na do widzenia. I mamy oraz taty powiedzieli, że za miesiąc też przyjdą, bo dzieci zadowolone są. Inna rzecz, że inne małe i maleńkie znakomicie się bawiły. Cała dzieciarnia była szczęśliwa.

No i proszę, ten kolorowy bukiet narodowości różnych, nacji różnych, który w mieście na siedmiu wzgórzach mieszka, czuje się ze sobą dobrze. Nie dzielą nikogo durne polityczne (moim zdaniem polityka skompromitowała się ostatecznie) hasełka. Ludzie czują się ze sobą dobrze. I o to chodzi. Mały Chińczyk tańczy ze śliczną Polką, mały Ukrainiec gra w piłkę z małym Polakiem i obaj mają na sobie taką samą, domowo zrobioną koszulkę w niebieskie i białe pasy – znaczy Argentyna na boisku rządzi, a jak popatrzeć na numer 10, to znaczy, że wszyscy chcą być Leo Messim. Można jeszcze dodać parę innych konotacji. Ale taki tygiel jest już zadowalający. W taki bowiem sposób, taki pokojowy, taki przez dzieci miasto nasze, ups, no to nad trzema rzekami, wpisuje się w piękną legendę i nibyladię o gościnnej i otwartej Polszcze.

Jakby jednak dobrze popatrzeć, to ta nibylandia jednak jakoś tam się realizuje. Bukiet nacji się dopełnia. I bardzo dobrze. I tak trzymać. Bo tylko otwarte kontakty na różnych poziomach, nawet tych podstawowych budują bazę. Ja tam bukiety różne międzynarodowe lubię. Bo mnie nigdy nic złego za granicą nie spotkało. I też nie pozwalam, aby braci różnych u nas nic złego nie spotkało. Najwyżej ja w zęby lub po głowie za stanie za innym dostanę. Nie pierwszy i podejrzewam, że obecnie nie ostatni raz. Taka karma.

W każdym razie, miasto to, niepiękne, nieduże, rozpolitykowane – co to bez sensu jest, zapyziałe, ale z pretensjami do wielkości, ma mimochodem to coś, o czym można marzyć. Ma bukiet kolorowy nacji, narodowości, kultur, religii (tu już podejrzliwa jestem), myśli, zachowań, przeszczepianych tradycji. Ma to wszystko, co decyduje, że może być wielkie. A czy chce, i czy co z tym zrobi, to już inna inszość. No cóż.

Ps. Bo dawno nie było. Dziś mija dokładnie 10 lat od wejścia Polski w strefę Schengen. Zwyczajne muszę o tej rocznicy napisać, bo z tego dobrodziejstwa korzystam od chwili, kiedy to się dokonało. Jeżdżę bowiem po Europie. Bez paszportu. Jeżdżę, zapraszam znajomych na wyjazdy bliskie i dalsze. Planuję wjazdy, a może muszę przestać, bo właśnie ktoś zamyka mi drogę do Europy i świata. Takich jak ja, którzy cieszą się ze Strefy Schengen, z obecności w Unii jest trochę. Dziś okazuje się, że chyba nas mało. Boję się, że znów będę stała w Słubicach i tęsknie patrzyła na dobrze mi znany Frankfurt. A most na Odrze nas nie będzie łączył, a dzielił. Przeżyłam już raz tę sytuację i powiem wprost, jakoś sobie nie wyobrażam inaczej. Trudno się myśli o tym, że znów tak się stanie. Trudno.

Ps. 2.  Dziś świętujemy 15. rocznicę powstania Polskiej Biblioteki Internetowej. Zaczęło się od 31 książek. Dziś jest znacznie, znacznie więcej. Ale skoro nikt książek nie czyta, to tylko dla tych nielicznych, którzy czytają, wspomnienie i uciecha.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x