2018-01-20, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Przyleciała do mnie mała kopertka bąbelkowa. Wiedziałam, co w niej jest. Ale dopiero jak wydziabałam zawartość, przyszła radość.
Zamówiłam sobie, trochę w ciemno, książkę „Pomyśle. Zielona kraina piękną Myślą przecięta”, bo zwyczajnie lubię czytać o regionie. A jak wydawcą jest Fundacja Zielonej Doliny Odry i Warty, to jak w dym właśnie zamawiać można. Oczywiście w głupocie własnej nie doczytałam, kto jest autorem, więc odkrywanie prawd o tym wydawnictwie było rzeczą przednią. Bo książkę napisał Marek Schiller znakomicie znany regionalistom. Fizyk z wykształcenia, ale geograf i regionalista z zamiłowania, człowiek wielkiej wiedzy, który mieszka w Dębnie i który przemierzył dorzecze Myśli, pięknej rzeki, chyba wielokrotnie. I w końcu podzielił się wiedzą. Wyszła perełeczka – przewodnik, książka po części gawędowa. Przepięknie zilustrowana zdjęciami dr. Piotra Chary i jego młodszego brata Pawła, który dziś jest nie tylko znanym i uznanym fotografem – o jego przygodach gdzieś tam na świecie, to osobny papirus, ale i przede wszystkim jest depozytariuszem pamięci po Sławomirze Mrożku.
Tak po prawdzie tylko książkę przejrzałam, trochę poczytałam o Dębnie, mieście Katarzyny Brunszwickiej. Trochę o Sarbinowie – no miejsce ważnej bitwy. Wszak Fryderyk II Wielki z domu Hohenzollern pokazał tam, że może i wielkim oświeconym władcą jest, ale ze sztuką militarną, architekturą bitew, to jednak nie po drodze mu było. No cóż, bywa. Władcę i tak kochamy, znaczy ja, co jest oczywiste i poza dyskusją. Na więcej przyjemności lekturowych przyjdzie poczekać, raczej niedługo, bo palce i oczka świerzbią mocno.
W każdym razie biblioteka regionalna w moim domu wzbogaciła się o rzecz naprawdę wartościową, naprawdę ciekawą i co więcej, naprawdę przydatną w łazęgach po okolicy, okolicy całkiem nieodległej. Znaczy znów muszę, ale i chcę zapakować plecak, wziąć karimatę, kubek termiczny i urządzonko do gotowania wody, żeby połazić nad Myślą. I poszukać tych pięknych miejsc, jakie sfotografowali panowie dr Piotr i jego brat Paweł. Nawet jak te ułomki dawnych pysznych pałaców odnajdę, będę szczęśliwa. Pieszo pójdę, bo tak najlepiej.
A o tym wydawnictwie piszę też i z tej okazji, bo jak sam Prześwietny Autor pisze we wstępie, trochę palców w przygotowaniach do edycji w druku dołożyli też i ludzie z miasta. Rozmowy z ludźmi stąd też Autora naprowadziły na kilka rzeczy. Nie wiem, czy prześwietni znajomi chcieliby, aby ich wymieniać z imienia i nazwiska, ale to Zbyszek i Andrzej, ale i Zbigniew Czarnuch.
No i właśnie – jedna mała koperta, jeden niewielki wydatek, naprawdę niewielki na książkę, a tyle radości. Każdemu życzę. Dodam tylko, to kolejna książka tego wydawnictwa, która przysparza wiedzy i sprawia, że w ciemne dni i noce robi się człowiekowi jaśniej.
Tak wiele słów o tym wydawnictwie i autorach jest, choć mieszkają nie w mieście nad trzema rzekami, ale są stale obecni tu. Bo choć Dębno to zachodniopomorskie dziś, to jednak Marek i ludzie z Dębna wcale nie odżegnują się od konotacji miastoworzecznych. Bywają tu. Mają przyjaciół i znajomych. Mieszkają w Marchii, a Marchia historycznie to też tamte kątki.
A teraz z innego kątka. Smutnego. Dziś w ostatni ziemski szlak odprowadzamy Małgonię, Małgorzatę Szymczak. My ludzie z Klubu Turystyki Pieszej Nasza Chata. Bolesne dla nas wydarzenie. Bolesna okoliczność. Pójdę z czerwoną różą na cmentarz. Pożegnam kobietę, która mi w pewien sposób uratowała życie – wtedy, kiedy napomniała – nie tylko pisz, ale i chodź w drogę. Poszłam i jestem cały czas w drodze – w drodze z Chatą, ale i na własnych ścieżkach. To Małgosia wytrąciła mnie z marazmu. Przypomniała, że droga, że szlak to sens. Wiele razy szłyśmy razem, kilka razy pojechałyśmy razem. Kilka razy Małgorzata zwracała mi uwagę, że nie tak coś trzeba. I zawsze się z Nią zgadzałam. Miała rację. Jak i w przypadku wielu innych wydarzeń. To Małgosia mówiła o tym, że w te kątki, te ciekawe opisane przez Marka, o których wyżej, trzeba pojechać. Ale to ja ją namawiałam, żeby pojechać do przyjaciół zza zachodniej granicy. Nie do zaprzyjaźnionego klubu z Frankfurtu, ale po własnych śladach. I to ona sprawiła, że w końcu się tam wypuściłam, wypuszczam i jeszcze przyjaciół ze sobą zabieram.
Małgonia jest już na Niebieskim Szlaku i wiem, że będzie się nam tu na ziemskim przyglądać. Klub jest w żałobie.
No i nadeszły wybory prezydenckie. Zanim jednak do urn, to nastanie tak zwana cisza wyborcza, co we współczesnym świecie nie ma zupełnie sensu.