2018-01-31, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Proza, poezja – oto domeny literatury, po które sięgają moje znajome. I przyznam, że czekam na lekturę.
W czasach, kiedy ludzie odchodzą od czytania czegokolwiek, nawet słynnych i osławionych pasków w telewizji, w mieście pojawiają się nowi autorzy, a właściwie autorki. No i przyznam, dla mnie to wiadomości są dobre. Może od razu zastrzeżenie. Nie każdy musi być na miarę Jamesa Joyce’a. Bo zresztą ileż takich książek można przeczytać. Przyjemność lektury trzeba sobie dywersyfikować. Przynajmniej ja tak mam. I o ile wiedziałem przez przemiła znajoma pisze o Babci Nońci, to absolutnie nie wiedziałam, że pisze też coś więcej. Zwyczajnie się nie pochwaliła. A tu masz, nie dość, że książka wyszła, to już doczekała się pierwszej recenzji. A ponieważ rzecz się dzieje w mieście nad trzema rzekami, to najpewniej ja ją też przeczytam. Bo jak się przyjrzeć, to miasto in extenso doczekało się zaledwie kilku rzeczy i to z przewagą dramatów, zresztą wystawianych u Osterwy. Wierszy o mieście i ludziach tu żyjących jest już skokowo więcej, ale prozy, która ma w dekoracji miasto właśnie, jest niewiele. Przeczytam na pewno.
Natomiast trochę zaskoczyła mnie druga przemiła znajoma, o której wiem, że jest świetną plastyczką. A tu masz panie, napisała tomik wierszy. No i też się nie mogę za bardzo doczekać, bo ciekawym jest, jak sobie z materią słowa poradziła. Obie mają promocje już zaniedługo w książnicy, jak mi nic na drodze nie stanie, to na pewno się wybiorę. No powtórzę, interesująca to rzecz w czasach, kiedy się ludzie od słowa pisanego odwracają.
A skoro przy książnicy jestem, to powiem, że zaskoczyła mnie ona także zapowiedzią wieczornicy, może trochę połączonej z wykładem, a poświęconej Marii Rodziewiczównie. Powiem od razu dlaczego. Ano dlatego, że Rodziewiczówna ma plasterek pisarki dla kucharek – tak w jej czasach oceniano jej pisarstwo. Rzadko kiedy patrzono na samą pisarkę, a postać to po prawdzie wielce intersująca. I kontrowersyjna. Nawet dziś. Wystarczy zresztą popatrzyć na zachowane zdjęcia autorki „Trędowatej” czy „Dewajtis”. I powiem od razu tak, bardzo dobrze, że książnica urządza spotkanie właśnie jej. Bardzo dobrze. Bo moim zdaniem warto pamiętać pisarki polskie – i co ważniejsze, warto je przypominać. A ponieważ o gustach się nie dyskutuje, jak się komu „Trędowata” podoba i umie swoje zdanie obronić, to proszę bardzo. Ja przyznam, że jakoś literatura Marii Rodziewiczówny mnie nie pociąga, natomiast sama postać, jej złożone dzieje, niewątpliwy talent do prowadzenia biznesu w czasach kompletnie kobietom niesprzyjających, jak najbardziej.
I tylko słówko o tym, co się wydarzyło za mierzą. Otóż w Winnym Grodzie zmarł Zdzisław Piotrowski, słynny winnogrodzki Szambelan. Taka szalenie barwna postać z zaprzyjaźnionego miasta. Szambelan w obronie interesów ukochanego miasta wypuszczał się do Wawy, ale zagościł też i w mieście nad trzema rzekami. Oczywiście przy kontuszu i szabli oraz w kołpaku z kogucim piórem. Wiem, że wielu przyjaciołom w Winnym Grodzie smutno. Wiem też, że i w mieście nad trzema rzekami paru osobom z tego powodu się smutno zrobiło. Mnie również, bo jakoś choć słabo znałam, to jednak darzyłam sympatią. Zwyczajnie dlatego, że lubię różnych zakręconych na punkcie regionu i swoich miast.
No i nadeszły wybory prezydenckie. Zanim jednak do urn, to nastanie tak zwana cisza wyborcza, co we współczesnym świecie nie ma zupełnie sensu.