2018-02-10, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Może to nowe dziwne hobby, ale jakoś tak się porobiło, że rzeczywiście tak robię. No i od jakiegoś czasu jestem zadowolona. Miasta nad trzema rzekami w szpicy zaczadzonych jakoś nie ma.
Pierwszy raz ze smogiem miałam do czynienia w literaturze. Brytyjskiej, bo tam smog w mieście z rzeką oraz z Twierdzą Tower występuje od XIX wieku. Oczywiście nikt wówczas, żaden pisarz nie nazywał tego smogiem. Mówiono o przydusze, ciężkim powietrzu, zgniliźnie i czymś w podobie. Trudno sobie to było wyobrazić smarkatej wówczas czytelniczce książek trochę dla niej za trudnych, ale jakoś tak było, że się interesowałam zjawiskiem. Potem ze smogiem – oczywiście bez nazwy zetknęłam się na Górnym Śląsku. Pamiętam, jak się jechało pociągiem i w pewnym momencie wjeżdżało się w coś okropnego. W szare powietrze, które nie dawało oddychać, jasne ubrania zamieniało w szmaty nieokreślonego koloru, a wszyscy czekali na wiatr. Tak po prawdzie nie bardzo rozumiałam, o co z tym wiatrem chodzi, ale OK., wszyscy czekali, czekałam i ja. No i w końcu smog w pełnej postaci objawił mnie się pewnej jesieni, kiedy wkurzona na całą rzeczywistość świata pojechałam do zimowej stolicy kraju. Wygramoliłam się z pociągu, a tu zonk. Uczuleniowiec niemal na wszystko, Renatka nagle nie mogła oddychać. Szczęściem było wcześnie rano, do przyjaciółki Broni z Marusarzów było blisko. Dolazłam tam z trudem, Bronia tylko popatrzyła i podała maseczkę. Na zatarganie mnie do szpitala, bo i taki pomysł miała, wcale i kategorycznie się nie zgodziłam. Pobyt tam, w uwielbianym miejscu, uważam do dziś za stracony. Inna rzecz, że jednak chandra poszła precz. No widok na Tatry zawsze jest widokiem jednym z najbardziej ukochanych. Mnie ratuje zawsze.
A potem minęło wiele lat, zamieszkałam w mieście nad trzema rzekami i znów przeżyłam pewnej mglistej i mokrej jesieni dokładnie to samo. Znałam już pojęcie smog. Z lektury, ale i z doświadczenia. A potem minęły kolejne lata, pojęcie smog stało się modne. Telewizja niepubliczna, którą oglądam, prowadzi stały alert smogowy. No i ja go oglądam. Patrzę na rankingi – widzę, jak smog dusi całe południe łącznie z królewskim miastem z Wawelem. I od bardzo dawna nie ma tam ani słowa, że alarm smogowy przyszedł do miasta na siedmiu wzgórzach. Nie ma, bo dobrze w centrum, a dokładniej na Nowym Mieście hula KAWKA. No i właśnie po to mi był ten nieco przydługi wywód. Od trzech lat miasto systematycznie się oczyszcza. Bo zamiast n kominów z dymem z każdego śmiecia ma centralne ogrzewanie. Iluś mieszkańców już nie pali czym popadnie, ale cieszy się, że ma ciepło tak zwyczajnie w domu. Fakt. Kosztuje to, bo kosztować musi. Ale w domach ciepło, ciepła woda, powietrze też do oddychania jest.
No i wczoraj spotkałam swoją sąsiadkę, dość dawno nie widzianą. Pogadałyśmy sobie na schodach o różnych rzeczach, aż sąsiadka zwekslowała na ciepło w domu. I to właśnie ona powiedziała słowa, które mówią wszyscy, albo prawie wszyscy, którzy mają KAWKĘ w domu. – No ja to już bym się nigdy nie zamieniła na stare rozwiązanie. Drogo, fakt, ale jak policzyć, ile kosztowało mnie ogrzewanie łazienki i kuchni takimi elektrycznymi grzejniczkami, to i tak na plus wychodzę. Zawsze mogę sobie posterować temperaturą w domu, ale mam ciepło w łazience i kuchni, co tam zawsze było zimno. Zawsze, mimo grzejniczków. No i zawsze będę wdzięczna panu prezydentowi Jędrzejczakowi za ten pomysł. Tyle sąsiadka. Jedna. Jak dodać do tego innych sąsiadów i znajomych, to już jest nas cała armia. Bo ja tak samo mam. Zawsze można sobie posterować temperaturą, zawsze można mieć ciepło w łazience i kuchni. A przy okazji zawsze daje się swobodnie oddychać na ulicy i w okolicy.
Kiedyś napisałam, że tego programu zazdrości nam najstarsza stolica kraju ze smokiem oraz zimowa stolica z nartami. Bo tak jest. Przecież to proste. Zimno na dworze, mróz, co prawda smarkaty, w końcu przyszedł, ale w domach ciepło, na zewnątrz powietrze niemal klar, i nawet megauczuleniowcy mogą oddychać. Wraca się ze spaceru i zamiast przeciągów w domu ma się ciepło. A że pieniądz trzeba ścibolić, a kto z tak zwanych zwykłych zjadaczy chleba nie ściboli? Jak mawia moja inna sąsiadka – w końcu i my mieszkający w XIX i XX-wiecznych kamienicach żyjemy w XXI wieku. Ten nowy wiek, to właśnie Co i ciepła woda oraz pójście precz konieczności kupowania węgla, drewna i dygania popiołu. Czyli coś jak w Paryżu w XIX dzielnic w XX wieku. Też to przeżyli.
No i miasto jednak nie ma smogu. To prosty i oczywisty sukces tego programu. My, na Nowym Mieście mieliśmy szczęście. Nas KAWKA objęła. O KAWCE marzą na Zawarciu. Tego wam życzę.
I z drugiego kątka. Urszula Niemirowska, bo tu żadne zakładki pamięciowe się nie udadzą, została laureatką III miejsca w plebiscycie Człowieka Roku Krono w mojej najbardziej hołubionej kategorii czyli samorządność i społeczność lokalna. Nie bardzo lubię medium, które ręki do plebiscytu dołożyło. Trudno. Ale lubię i bardzo, bardzo cenię Ulę – za to, co robi. Dlatego gratulacje. Tak rzadko jednak spotyka się takich natchnionych, którzy w ruince widzą pałac, w biedzie szansę na sukces. A taka właśnie Ula jest. Nie jest mi potrzebne żadne medium, żeby Urszulę docenić. Pani Ula, pani dalej tak samo rób… Pani tak samo działaj, a ja panią i pani dziecka na kolejny spacer po mieście, ale i nie tylko zabiorę. Opowiem o żabkach, misiach i innych cudach, tylko pani dalej tak rób, jak pani robisz.
Ps. Sprawdzam. Sprawdzam, jak tam z promocją turystyczną miasta nad trzema rzekami jest. Jadę na Tour do miasta z koziołkami. Tour oznacza salon turystyczny, targi po prostu. Wiem już że Lubuskie ma tam osobne stoisko, do którego zaprosiło całe lubuskie. Lubuskie – marszałkini i jej urząd. Byli trzy lata temu, dwa lata temu, rok temu. Będą i teraz. Marszałkostwo widzi sens w takiej promocji. Wyciągnęło jakiś czas temu pomocną rękę do wszystkich. Zobaczymy, kto się zdecydował. Sprawdzam.
Zabulgotało na wieść o tym, że sam słynny Starbucks przybywa do miasta. Już widzę te kolejki po kawę i ciastka owsiane.