Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Andrzeja, Jędrzeja, Małgorzaty , 16 maja 2025

Może ogarnąć coś na kształt obrzydzenia

2018-03-03, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Zawiało mnie na Widok. Stałam w zachwyceniu i patrzyłam na miasto – panoramę miasta dokładnie. A potem spojrzałam pod nogi i….

Układa się w mojej głowie tekst o siedmiu wzgórzach miasta, mitycznych zresztą. Dlatego zamiast iść prostą drogą do domu, poszłam na Widok. Krzaczory jeszcze liści nie mają, w kilku miejscach są prześwity. Można sobie popodziwiać widok na miasto. Widać okaleczałą katedrę, Biały Kościół, Czerwony też, ale trzeba szyję wyciągnąć, ale widać również wieżę Chrystusa Króla, czyli Matin Luther Kirche i oczywiście FG. Ale też i trochę dalej da się wejrzeć. Tak sobie stałam, było chłodno, słonecznie, tam dalej jakby odrobinkę mgliście. Panorama warta naprawdę kapelusza złota. Tak sobie stałam, podziwiałam, aż nagle spojrzałam w dół, pod nogi, na skarpę i … No właśnie, wstrząsnęło mnie obrzydzenie. Bo zobaczyłam dziesiątki pustych butelek po alkoholu, w tym tak zwanych małpek, jakieś śmieci inne, plastiki i wszelaki badziew. Zwyczajne, stare i nigdy chyba niesprzątane wysypisko śmieci.

Popatrzyłam, poszłam odrobinkę dalej, ale ciągle widziałam ten śmietnik. Ponieważ jest zimno, zielsko i inne chaberdzie nie rosną, więc cala ta mizeria leży na wierzchu. Śmieci same się tam nie położyły. Ludzka ręka tego dokonała. I to w miejscu, gdzie są kosze na śmieci. Co więcej, część z nich ma plastikowe wsady, znaczy są opróżniane. Ale widać prościej jest wyrzucić odpadek prosto pod nogi czy na skarpę, niż do pojemnika. No i ja tego zwyczajnie nie rozumiem. Zresztą nie pierwszy raz o tym piszę. Ale takiego nagromadzenia odpadów w jednym miejscu naprawdę dawno nie widziałam. I wcale nie winię za to miasta, że nie posprzątało. Bo ileż można sprzątać, ileż można… Szkoda, że sami ludzie tego nie rozumieją. Nie rozumieją, że przyczyniają się do szpecenia jednak ślicznego miejsca w mieście. Zaraz zresztą mrozy odpuszczą, zieleń zacznie się zielenić, to i wysypiska widać nie będzie. Smród się za to pojawi. Może wówczas ktoś się zreflektuje.

A skoro przy czymś okropnym jestem, to polazłam dalej, do parku Kopernika. Płakać się chce, jak się patrzy na to miejsce. Totalnie zaniedbane, bez ławek, bo zgniły, za to z osobistym wysypiskiem śmieci przy fontannie. No tam to już interwencja miasta jest wręcz konieczna. Ale boję się napisać – konieczny remont, bo jak patrzę na Kwadrat, to zwyczajnie lęk mnie ogarnia, co tu może po naprawach powstać. Może dobrze by było, żeby zwyczajnie posprzątać przed wiosną to miejsce. Pomyśleć o nowych ławkach, popatrzeć, jak się ma oświetlenie, zadbać o fontannę i rzeczywiście w ciszy i spokoju pomyśleć o remoncie. Ale nie takim, gdzie kilometry kwadratowe betonowych płytek się pojawiają i oświetlenie w stylu Las Vegas. Pożyjemy, poczekamy, zobaczymy, co tu może się wydarzyć. Tylko przypomnę, że to szczególne miejsce. Szczególne.

A teraz z innego kątka, choć jednak trochę związanego. Miasto przyspiesza deratyzację, bo szczury ganiają po centrum. Ostatnio usłyszałam od miłej pani w okolicznym sklepie, że po jej klatce schodowej grasują właśnie szczury. Sama widziałam te gryzonie, których jednak się obawiam, na Hawelańskiej oraz w okolicach McDonald’s – tam zresztą zawsze one są. Nie znam się na etiologii zwierząt wszelakich, w tym szczurów. Ale to dobrze, że deratyzacja zacznie się wcześniej, niż dotychczas. Inna rzecz, że szczury to piekielnie inteligentne stwory są. Zawsze jakoś się tak dzieje, że z deratyzacji wychodzą z tarczą, znaczy niewiele im ona robi. Może trzeba pomyśleć o szczurołapach? Bo tak, tak, drodzy, taka profesja istnieje. Może czas.

Ps. Już w niedzielę zaczynają się Kaziuki, święto wilniuków i fascyntów Kresów. Tylko przypomnę, że św. Kazimierz był i cały czas jest patronem Wilna, ale i Polski oraz Litwy. Byłam onegdaj w Wilnie w kościele pod jego wezwaniem. Barok, jak wszędzie w tym mieście. Było spokojnie, bo wszystkie polskie wycieczki poleciały się modlić do Ostrej Bramy, jakby ze 200 metrów dalej. Siedziałam sobie spokojnie w ławce, w chłodnym i pustym wnętrzu, patrzyłam na obraz patrona i myślałam o… Kazimierzu Furmanie, moim przyjacielu. Bo Kaziuki dla wielu w mieście nad trzema rzekami to były imieniny Poety. Nigdy na nich nie byłam, za co Kazimierz się gniewał. Fukał i zrzędził. No cóż, zwyczajnie się nie przydarzyło. Ale pamiętać należy – Kaziuki – imieniny Poety i początek święta wilniuków, w tym roku mocarnie świetne. Można zjeść chlebek wileński – delicje, kupić palemkę, spotkać znajomych. Kaziuki nam przyszły.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x