Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje »
Andrzeja, Jędrzeja, Małgorzaty , 16 maja 2025

Motocykliści dali już znaki, że wyjechali na ulice

2018-04-07, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje

Szłam wieczorową porą do domu własnego. Właśnie szykowałam się do przejścia przez ulicę, a tu raptem jak nie ryknie, jak nie zawarczy…. Mało brakowało.

Nie jest żadną tajemnicą, że nie lubię motocyklistów. Piszę o tym od zawsze, ostatnio zdaje się wczoraj. Zderzają się tu dwie frakcje. Jedna, ta uporządkowana i druga, ta na siłę i na produkowanie hałasu. Powiem tak, jak dla mnie to jedno. Bo jak dochodzi do wypadków z udziałem motocyklistów, to mało kto się zastanawia, czy to ta dobra frakcja, czy też ta zła.

Wczoraj szłam sobie spokojnie do domu. Był wieczór. W mieście mały ruch był. Tak się składa, że muszę przejść przez jakieś ulice, aby do chałupki własnej dojść. I właśnie szykowałam się do przejścia. Było pusto. Byłam już na jezdni, a tu jak nie ryknie, jak nie zawarczy, jak światłami nie oślepi… Szczęściem blisko byłam chodnika. Szybko się cofnęłam. I dobrze, bo właśnie taki moto przeleciał mimo mnie z prędkością prawie że światła. Zwyczajnie się przestraszyłam. A przecież tak naprawdę to ja się groźnych psów jedynie boję. Okazuje się, że jednak nie tylko. Boję się moto. Boję się tych dziwnych straceńców, którzy nagle wyjeżdżają nie wiadomo skąd. Kilka lat temu o mało życia nie straciłam na głównej ulicy tego miasta, kiedy taki straceniec jechał na jednym kole. Niemal podobnie było i teraz. Stałam na chodniku, kolana mnie dygotały. A jak przestały dygotać, to solidną wiązankę za moto, którego już nie było, posłałam. W łacinie Owidiusza to było, bo ja zwyczajnie nie klnę.

To był wieczór. Ale wcześniej w wypadku z moto ucierpiała moja znajoma. Szczęściem, nikomu nic się nie stało, poza tym, że autko znajomej ucierpiało, moto ponoć też, ale jakoś mi nie żal. Znajoma w szoku była i nadal jest. Ale to nie koniec, bo przemili donoszą o kolejnych dziwnych rzeczach z udziałem moto.

No tak, wiosna przyszła, ciepła pogoda i znów to samo, z każdym rokiem to samo. I zdecydowanie wina leży po stronie moto. Dlatego kompletnie mnie nie przekonują akcje pod tytułem otwieranie sezonu motocyklowego, opowieści o tym, że będzie dobrze, bo świadomość rośnie, bo nikt w mieście nie chce produkować hałasu, nie chodzi o straszenie przechodniów, naszej spieszonej braci. Kilka ciepłych dni sprawiło, że znów ta legenda, ta bajka ma się nijak do rzeczywistości…  A przecież to tylko kilka pierwszych ciepłych dni. Co będzie dalej, boję się myśleć.

Nie lubię moto, nie mam ani krzty zaufania do nich. Boję się ich i nie lubię. I raczej nic nie wskazuje, że moje zaufanie zyskają. Dobrze, że jak będą otwierać sezon, będę daleko.

A teraz z innego, znacznie przyjemniejszego kątka. Otóż WOŚP, moja ulubiona bardzo fundacja przekaże dla szpitala sprzęt dla małych i malusich oraz ich rodziców. Dziwne to nie jest, bo to fundacja z największą transparentnością zysków i wydatków. Sami my się na nią składamy, a ona tak się nam odwdzięcza. Kupuje sprzęty proste, jak choćby te łóżka, ale i skomplikowane sprzęty medyczne. Takie, jakich nigdy nikt by nie kupił, bo drogie, bo coś tam. To Fundacji WOŚP się chce monitorować stan polskich szpitali, to tej fundacji się chce przeprowadzać otwarte i jawne przetargi, walczyć o dobrą cenę. I wyposażać lecznice w ważne urządzenia. Urządzenia ratujące życie, ale i urządzenia powodujące, że przykre chwile w szpitalach nie muszą być przykre. Nie chce mnie się pisać, co za to Fundacja WOŚP ma w zamian. W sferze publicznej, bo w prywatnej, nas wszystkich to wielką podziękę. Ci, którzy plują na WOŚP winni włożyć do swoich portfeli karteczki z informacją, że nie wyrażają zgody na leczenie siebie i swoich bliskich przy wykorzystaniu sprzętu darowanego przez fundację. Znacie państwo kogoś takiego? Bo ja nie…

Ps. Mnie zwyczajnie nie wypada o tym pisać, ale kto lubi muzykę, a nie był w Filharmonii Gorzowskiej na koncercie Solo i w orkiestrze, to może żałować. I to bardzo. Bo znakomity wiolonczelista pan Rafał Kwiatkowski zagrał prześlicznie coś cudownego, czyli Piotra Czajkowskiego Wariacje rococo na wiolonczelę i orkiestrę op. 33. Rzecz raczej rzadko grywaną, ale jaką cudną. Wiem od bywalców, że znakomite to było, bo ja pracowałam przy koncercie, czyli słyszałam tyle co na próbie, a potem, już po pierwszej części tylko same ochy i achy… Nie da się usłyszeć, kiedy się stoi przy inspicjenturze. Trzeba słuchać tych ochów i achów od zaprzyjaźnionych melomanów. I im zwyczajnie zazdraszczać. A potem było crème de la crème, czyli obie suity Edvarda Griega Peer Gynt. To taka muzyka, że zna ją każdy. Wszystkie osiem części właściwie żyją własnym życiem. Wykonanie całości podobało się tak bardzo, że maestro Jacek Kraszewski zerwał z tradycją i zdecydował się na bis. I co zagrali? Ano w „Grocie Króla gór”. Burza oklasków znów była. A tym, którzy lubią muzykę, i nie przyszli, bo ciepło się zrobiło, tylko podpowiadam, że tak to idzie:

https://www.youtube.com/watch?v=xktTwsiVb_w – To Filharmonicy Berlińscy, ale nasi znakomicie zagrali. A kto lubi…. Niech żałuje.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x