2018-05-10, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Dobra ocena uczelni to coś na wagę złota, jeśli wziąć pod uwagę szkiełko i oko, jakie za ostatnimi czasy ministerstwo od nauki przykłada do wszystkich szkół wyższych w kraju.
Zamiejscowy Wydział Kultury Fizycznej, zwany z upartością przez miejscowych AWF, zyskał dobrą ocenę swoich działań. Dobra ocena to przede wszystkim nota dla kadry, utrzymanie uprawnień do nadawania stopnia naukowego doktor w dziedzinie nauk o kulturze fizycznej, jak i dobry prognostyk na przyszłość. Pewne światełko, które może doprowadzić do usamodzielnienia się uczelni. Czego ja AWF życzę bardzo mocno i od dawna.
Mam całkiem fajnych znajomych, którzy tam pracują, znam kilku studentów oraz całkiem pokaźną rzeszę absolwentów. Do cennych znajomości zaliczam tę z prof. Ludwikiem Lipnickim, generalnie jednym z najlepszych polskich lichenologów, czyli znawców porostów, ale przede wszystkim dla mnie pisarzem – poetą i prozaikiem. Właśnie prof. Lipnicki opowiedział mi przednią anegdotę o Szymonie Giętym oraz doświadczył wzruszeń czytelniczych – Pana Iko cenię bardzo.
A wracając do samej uczelni, to i znakomita baza, bardzo nowoczesne pracownie, dbałość o kadrę i studentów – to właśnie zaprocentowało w ocenie. Biorąc pod uwagę to, co się zaczyna dziać wokół polskich uczelni, czyli zapowiedzi o odebraniu wielu statusu choćby uniwersytetu, jest ważne. I tylko chce się powiedzieć, tak trzymać. A żeby nie być stronniczym, to też tego samego, dobrej oceny, życzę Akademii Jakuba z Paradyża, choć myślę, że jeszcze długa droga uczelnię czeka.
A teraz słówko o Kwadracie, bo jakoś ostatnio często o placu piszę. Tajemnicą żadną nie jest, że taka pogoda, jaka teraz zapanowała nam w Mieście i nie tylko, jest czymś, czego ja serdecznie i bardzo nienawidzę. Z trudem się poruszam, mąci mnie się w głowie, bąble się robią na skórze, jednym słowem koszmar. No i postanowiłam w drodze do domu zażyć odrobiny cienia i chłodu. Ponieważ żadnego zmasowanego zielska po drodze nie mam, poszłam na Kwadrat. I co? Ano nic. Cienia mało, chłodu tym bardziej. Postałam chwilkę, szczęściem w cieniu i poszłam sobie do domu, a właściwie się powlokłam, bo z chodzeniem to nie miało nic wspólnego. Chwilkę wcześniej widziałam na skwerku obok Łaźni pewną panią, która na nieco obdrapanej ławce, ale jednak w cieniu, czytała sobie książkę. I pomyślałam, że szkoda, że się właśnie tam nie zatrzymałam. I wcale by mi nie przeszkadzały samochody. A potem już w domu przypomniałam sobie takie zielone zacienione miejsca na Tarasach Brühla w Dreźnie. Tam nawet w gęsty upał jest chłodno i bez blasku. Jaka szkoda, że nikt jakoś nie pyta sąsiadów, jak oni to robią.
Jednym słowem upał majowy mnie ostatecznie i z kretesem pokonał. Już się zwyczajnie boję, co będzie w lipcu albo w sierpniu.
Ps. Dziś 92. urodziny obchodzi Alfreda Markowska, Babcia Nońcia, Honorowa Obywatelka Miasta, zasłużona Romka, która ratowała cygańskie, ale i nie tylko dzieci podczas II wojny od wywózki do Auschwitz i pewnej śmierci. Postać wybitnie ciekawa, godna szacunku najwyższego. Obecnie otoczona opieką rodziny, ale jeszcze się pojawiająca z rzadka publicznie.
Zabulgotało na wieść o tym, że sam słynny Starbucks przybywa do miasta. Już widzę te kolejki po kawę i ciastka owsiane.