2018-06-02, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
O tym, że ludzieńki miastowe kochają Scenę Letnią prokurowaną przez dyrekcję Osterwy, przekonywać nikogo nie trzeba. Myślę, że teraz ludzieńki zaskoczone i zachwycone będą. Więcej, pewna jestem.
Lato się zbliża. Powiem tak. Jakoś lata sobie nie wyobrażam, bo to lato do nas już przyszło i sprawiło, że mnie i nie tylko mnie resztki inteligentnych myśli z głowy wygumkowało. Trudno mnie się myśli, że w dniach następnych, w miesiącach następnych będzie taki afrykański upał. Boję się, że zwyczajnie nie dam rady i nie przeżyję. A byłaby szkoda dla mnie, bo lipiec szykuje się wybitnie ciekawy. A to za sprawą Sceny Letniej.
Bo zapowiada się nader ciekawie. Nasi i różni tam nasi mają się tu pokazać. Dyrekcja Osterwy bowiem wpisuje się w narrację jestem stąd i zaprasza wielu, bardzo wielu ludzi związanych z tym miastem. Ja to bym najbardziej chciała, żeby tu i stąd znów przyjechała pani Hanna Śleszyńska. Mało kto wie, że pani Hanna ma całkiem ciekawe i całkiem mocne związki z miastem. Świetna aktorka, a jednak jakoś z miastem związana. Bardzo bym chciała. Wyjdzie? Zobaczymy.
Za Scenę Letnią trzymam mocno kciuki. Jakoś tak mam, że teatr zawsze był mi bliski. Czekam jak ta kania dżdża informacji, co tam panie Dziejku będzie.
A teraz trochę innej opowiastki z innej rzeczywistości. Otóż od jakiegoś czasu patrzyłam na książki sprzedawane w Biedronce. Żal mi było, bo jakieś takie stłoczone były i są. I kiedy nie na patrzyłam, nigdy nie myślałam, że coś dla siebie tam znajdę. Zawsze przeglądałam. A tu masz babo nie placek z zakalcem, ale dobre drożdżowe ciasto. Znalazłam bowiem książkę pana profesora Marcina Króla, historyka idei o wielkich władcach. Tytuł mylący, bo nie o Katarzynie II Wielkiej, nie o Wilhelmie II z domu Hohenzollern, ani o władcach francuskich. Nie o nich, ale o ich wielkich zausznikach… Tych szarych postaciach, które tak naprawdę politykę i dzieje kreowały. Profesor Marcin Król rozdział poświęcił bowiem kanclerzowi Otto von Bismarckowi. Kupiłam.
Smutne jest jednak to, że takie książki i takich autorów kupuje się w Biedronce. Smutne. Ja tam przeczytam i kolejny raz do miasta z niedźwiadkiem w herbie pojadę, żeby sobie po śladach Żelaznego Kanclerza tym razem przejść. Przeszłam po śladach Fryderyka, wiele razy, przeszłam po śladach księcia biskupa warmińskiego Ignacego Krasickiego, przeszłam po śladach Czterech Pancernych, teraz przejdę po śladach Żelaznego Kanclerza. Prywatny dżin z czarnego imbryka do herbaty spieszy poinformować, że w tę podróż się ze mną nie wybiera, i co więcej, gada tak – na pewno się w Berlin i Poczdam zgubisz…Oj.
Zabulgotało na wieść o tym, że sam słynny Starbucks przybywa do miasta. Już widzę te kolejki po kawę i ciastka owsiane.