2018-06-05, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Chciałabym bardzo, żeby wszystko nie było polityką. Żeby zabytki ratować bez politycznego kontekstu, żeby miasto nie wyprzedawało tego, co najcenniejsze.
Ale zwyczajnie wiem, że się nie da. Dziś wszystko jest polityką. A przynajmniej wczorajsze wystąpienie polityków obozu rządzącego oraz kandydata na szeryfa, którzy deklarowali powołanie Muzeum Miasta.
W innych okolicznościach przyrody tylko bym się ucieszyła i przyklasnęła. Teraz tylko rzecz całą, bo tyczy zabytku, odnotowuję, ale sądów swoich wypowiadać nie zamierzam.
Powtórzę tylko jedno. Nie sprzedaje się rodowych sreber, nie pozbywa się takiej klasy budowli. Nie kupuje się w zamian straszaka w centrum, z którym nie wiadomo, co teraz zrobić. Podobnie jak nie wycina się drzew i nie kładzie płytek cementowych czy jakichś innych wszędzie, gdzie popadnie.
Byłam ostatnio w Poczdamie, bo tam mnie drugi zawód zaprowadził. I widziałam miasto pełne zieleni, miasto, które o zieleń dba. Jakoś nie ma gadek, że drzewa atakują kierowców. Nie ma gadek, że trzeba zrobić jakąś ścieżkę i przy okazji wyciąć drzewa. Może tak ktoś z władz pojechałby do Poczdamu i popatrzył, jak oni tam to robią.
I kolejna rzecz. Jak ktoś coś robi w parku, w dodatku tym ponoć najbardziej paradnym, bo ze stawem, wyspą, kaczkami i ogrodem różanym, to potem powinien posprzątać. A oczywiście tak się nie stało. Dziś sobie tamtędy szlam, bo pod starymi platanami jest cień i jakoś tak przyjemnie. I nagle oko moje złowiło jakieś dziwne błyski na trawniku. A ponieważ blasku i błysków jakoś zwyczajnie nie trawię, podobnie jak wysokiej temperatury, więc podeszłam i sprawdziłam. No i co, no i tylko sporo grubo ciętego konfetti. Niby nic, trochę błyszczącego papieru pociętego w kawałki. Drażni mnie takie podejście do rzeczywistości.
I tyle na dziś, bo nie daję rady w upały, ja i moje stawy, które nie dają rady również.
Zabulgotało na wieść o tym, że sam słynny Starbucks przybywa do miasta. Już widzę te kolejki po kawę i ciastka owsiane.