2018-06-25, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
No i bardzo dobrze, bo raczej płyty takie należy ujmować w nawias, tłumaczyć, a nie niszczyć. Nie da się historii zawrócić cienkim kijkiem. Bo ona zawsze wróci i mocno się odbije. Historia się odbije.
Jakiś czas temu, całkiem niedawno, ale jednak całkiem dawno, bo w dzisiejszych czasach historia zwyczajnie galopuje i wierzga w przeszłość, odbyliśmy wielką – małą batalię o pozostawienie na placu Grunwaldzkim pomnika. Protestowaliśmy wówczas na placu, była z nami fantastyczna kobieta, Nancy Waldman, niemiecka dziennikarka, kulturoznawczyni i kobieta, która mówi w naszym trudnym narzeczu. Co tam mówi, pisze i rozumie, wiele rzeczy rozumie. To właśnie Nancy, zwana przeze mnie Schlenzi, ale nie tylko przeze mnie, powiedziała wówczas bardzo ważne słowa, że to ludzie, mieszkańcy winni decydować o tym, czy jaki pomnik, płyta pamięci niknie, czy też znika.
Lokalne radio zrobiło wówczas ankietę, czy mieszkańcy chcą zmian na placu Grunwaldzkim, przede wszystkim, czy chcą usunięcia pomnika, ale też i innych zmian w tym miejscu. W zamyśle chodziło między innymi o przesuwanie lub usuwanie Dzwonu Pokoju, może też Kapsuły Pamięci i paru innych kosmetycznych zmian. Oczywiście takie radiowe lub inne ankiety należy obłożyć dużym marginesem niezaufania – bo wszak nie wszyscy albo mniejszość słuchają tej, a nie innej radiostacji. Nie wszyscy mieli okazję się wypowiedzieć w prostym exit poll, czyli badaniu wprost za lub pozostawić. Jednak jeśli złożyć ankietę radia, obecność nas na placu, słowa wsparcia znajomych, którzy w żadnym badaniu nie uczestniczyli, ale się jasno wypowiedzieli, że nie chcą zmian, nie chcą wyburzania pomnika oraz innych zmian w tym miejscu, to wówczas mieliśmy jasność.
Teraz mamy jeszcze większą jasność. Radni – nasz zwykłych ludzi w tym mieście głos powiedział jasno – nie ma zgody na usuwanie tablicy. No i super. Radnym, którzy powiedzieli nie, dzięki. A dzięki są za to, że nie można usuwać kostek pamięci, nawet niewygodnych, bo historia, że powtórzę, tak ma, że się odwija. W bolesny sposób.
Tak w latach 1944-45 było, że nawała przeciwko gadziemu państwu szła przez te ziemie. Nie było innej drogi prostej i krótkiej na Berlin. Z tej strony mapy. Nie było. Szła Armia Czerwona. Szła i zwyciężała. Nie będę wykładać historii. Bo i po co. Historia ma tak, że się układa jak chce. Prawda jest taka, że to między innymi na tych ziemiach za sprawą właśnie krwi Czerwonoarmistów, ale i naszych, którzy o polityce nie myśleli, ale o wolność od gada walczyli, gadzie państwo ostatecznie zdechło.
Dlatego też nie wolno robić takich rzeczy. Nie wolno zapominać, zwracać rzek. Co było potem, po Teheranie, Jałcie i Poczdamie to inna rzecz. To już wielka polityka. W 1944 i 1945 ważne było jedno – wolność, wolność od stalowych hełmów, od SS, od strzału w głowę.
Może się to trudne komukolwiek wydać, ale odżegnywanie się od braterstwa broni, braterstwa krwi wówczas z Armią Czerwoną, jest zwyczajnym błędem. Wówczas. Taki był moment w historii.
Dlatego też uważam, że burzenie wszelkich śladów po tej kampanii jest okropnym błędem, za który przyjdzie nam zapłacić. My w mieście mamy na szczęście przytomnych radnych, którzy z czystym sumieniem mogą powiedzieć – posłuchaliśmy ludzi. Ludzie się nie zgadzają. Ludzie nie chcą. I super. Bo jak powtórzę, nie zgadzam się na burzenie, na zatarcia. Zgadzam się, raz mocno chcę to kolejny raz powiedzieć, w ujmowanie w nawias. W tłumaczenie. Ale nie na niszczenie. I zawracanie historii małym politycznym kijkiem.
Tylko dodam. My niszczymy pamięć po krwi, to Rosja nam się odwinie. A ma jak. My płakaliśmy, że nasze miejsca pamięci na wschodzie są niszczone. Wiele. Drobny i subtelny rozejm udało się osiągnąć. Nich on trwa.
Dzięki państwo radni. Dzięki za taką decyzję. Bo historia nas wszystkich to właśnie te nieproste wydarzenia. Trzeba pamiętać o daninie krwi, ale i nieobyczajnych zachowaniach Czerwonoarmistów. O wszystkim, a nie tylko o tym, że dziś ktoś myśli tak, jak mu centrala każe.
I z innego kątka. Otóż dziś mija 15 lat, tak, tak, to już 15 lat, kiedy dyrektor Teatru Jan Tomaszewicz reanimował nam Scenę Letnią. Tylko przypomnę, siermiężnie było. Teatralni latali z krzesłami, jak deszcz padał, to parasole rozkładali. Siermiężnie było. A potem z roku na rok coraz bardziej cywilizowanie. Pan dyrektor reanimował na Scenę Letnią, coś pięknego, reanimował nam sceny ogródkowe. Sprowadził do miasta aktorów, o których zapomnieliśmy, albo zwyczajnie nie wiedzieliśmy, że oni są w jakiś sposób stąd, a nagle się okazało, że są stąd. Albo też nagle poczuli, że są stąd. Scena Letnia, jedno z wielu dzieci dyrektora Tomaszewicza, zatrybiła niezwykle. Ludzieńki pokochali teatr letni. A za teatrem letnim pokochali teatr repertuarowy. I dziś jest tak, że jak się pyta ludzieńki w mieście o znaki kulturowe to ludzieńki mówią – teatr, Filharmonia, za sprawą pikników i innych pięknych koncertów, ale i Muzeum, za sprawą archeologów… ale i innych zdarzeń. Ale i biblioteka, bo spotkania w klubach, ale i za to, że bibliotekarze to fantastyczna ekipa, która mocarnie wszystkim pomaga zdobyć książkę.
No i proszę. Jednak to miasto nie jest skazane na zapomnienie, jak amerykańskie Detroit. Mam taką nadzieję.
Ps. A teraz odrobinka prywaty. Po pierwsze, czekam na książkę Krzysztofa Koziołka Wzgórze Piastów. Wiem, że już jest, wiem, że można ją dostać. Krzysztof Koziołek to lubuski pisarz. Mieszka w Nowej Soli. Ale jest z Winnego Grodu. Przeczytałam trochę jego książek. Trochę za nim tropów gorzowskich sobie dołożyłam. Byłoby super, gdyby w końcu Książnica Krzysztofa Koziołka do siebie zaprosiła.
I ostatnia prywata. Ważna dla wszystkich, którzy piórami wiecznymi piszą. Kazimierz Furman, mój najbardziej, mój naj … przyjaciel mówił. Pisz piórem, inaczej się nie da. I gadał, nie jakimś chińskim badziewiem, ale dobrym piórem. Piszę. Mam. Tylko dodam. Jak komu trzeba będzie piórko naprawić, odczyścić, to ja wiem, gdzie i za ile. Dobra miejscówka. Sprawdzona. Pióra wieczne mają to, że żyją własnym życiem, dobrze wiedzieć, gdzie mają swoje porty, żeby na chwilkę odpocząć…. Ja taką miejscówkę znam…
Miastu przybędzie kolejny honorowy obywatel. Ten zaszczyt przypadł panu senatorowi Władysławowi Komarnickiemu.