2018-08-08, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Kilka dni zajęło uporządkowanie skweru z malarzami, jak najczęściej określają tubylcy śliczny placyk przy ul. Łokietka.
Rzeczywiście kilka dni trwały porządki – przycięcie chaszczorów na gazonach, wygrabienie ich oraz wygrabienie ścieżek. I choć placyk nie jest duży, to jednak kilkuosobowej ekipie zabrało to właśnie kilka dni. Można? Można. Miejsce naprawdę wygląda bardzo zacnie. Nawet zachęca do siadania na ławkach w głębokim cieniu. Cień będzie, bo szczęściem z tego miejsca nikt nie planuje wycinać drzew, ale za to w innych poszła lub pójdzie pod topór cała ich duża liczba, o czym w innym tekście napiszę.
Wracając do skweru z malarzami – i tak oto nam się narodziła fajna nazwa własna miejsca. Skwer z Malarzami – jakoś właśnie takie nazwy najbardziej trafiają do mojej wyobraźni i potrzeby. Ostatnie trzy lata skutecznie mi obrzydziły nazwy wiążące się z historią, przeszłością, zasługami i innymi… Dziwi mnie głuchota nadających nazwy ulic na takie jak Zesłańcy Sybiru czy Ofiar Katynia. Zdecydowanie wolałabym mieszkać na Skwerze z Malarzami, ulicy Balonikowej czy Jaśminowej albo Niezapominajkowej… No cóż, najważniejsze, że w końcu skwer posprzątano.
A skoro przy porządkach jestem, to warto, a nawet trzeba zauważyć, że coś drgnęło w budynku po byłym kinie Słońce. Otóż chyba zaczął się demontaż feralnego narożnika, który fasady się trzymał chyba tylko siłą przyzwyczajenia. Jacyś ludzie zaczęli chyba skuwanie niebezpiecznego fragmentu budynku.
Pożyjemy, zobaczymy, czy tylko kawałek fasady, czy może coś więcej. Jakoś nie mam za bardzo złudzeń, że będzie to coś więcej…
Ps. Nasi rządzą na mistrzostwach w Berlinie… Aż żałuję, że nie pojechałam na chwilkę, żeby sobie lekką na stadionie olimpijskim pooglądać… Trzymam kciuki za kolejne sukcesy.
Zabulgotało na wieść o tym, że sam słynny Starbucks przybywa do miasta. Już widzę te kolejki po kawę i ciastka owsiane.