2018-08-14, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
Powiem tak. Mnie ręce opadły. Opadły i zastanawiam się, czy jeszcze jest jakikolwiek sens pisać o traktowaniu zieleni w mieście przez decydentów.
To chyba będzie już ostatni raz, kiedy piszę o drzewach. A dlaczego? Ano dlatego, że za chwilkę ich zwyczajnie nie będzie. Będą za to badylki, które miasto zamiast starych drzew posadzi. Oto komunikat, jaki dostałam w sprawie wycinki drzew na ulicy Pomorskiej. „W związku z licznymi inwestycjami, które sprawiają konieczność (głównie ze względu bezpieczeństwa) usuwania niektórych drzew informuję, iż po zasięgnięciu opinii ornitologa, zdecydowaliśmy z prawdziwą przykrością o konieczności usunięcia 12 drzew. Jest to ważne, ze względu na fakt, iż uniemożliwią one funkcjonowanie w sposób bezpieczny nowego taboru szynowego. Oczywiście w zamian, na tym terenie, zostanie posadzonych aż 36 nowych drzew w odpowiedniej odległości tak aby ich wzrost w przyszłości przyniósł tylko pożądane efekty”.
Powiem tak, nie chce mnie się już komentować, bo zwyczajnie nie ma czego. Gratuluję miastu, że tak sobie kolejne drzewa, co prawda z prawdziwym bólem, wycina.
A teraz złośliwie zauważę, że mnie prawdziwie serce boli, kiedy dostaję takie informacje. A ten ból wzrasta, kiedy czytam, jaką polszczyzną takie komunikaty są pisane…
Zabulgotało na wieść o tym, że sam słynny Starbucks przybywa do miasta. Już widzę te kolejki po kawę i ciastka owsiane.